Korytarz na wolność. Tak cywile uciekają z „raju Putina”

Blisko 15 400 cywilów opuściło już „raj Putina”, korzystając z korytarza humanitarnego. Mimo niebezpieczeństw do drogi skłaniają ich utrata wiary w wyzwolenie i coraz bardziej nieznośne warunki okupacji. 

Fot. Pixabay

W kuchni obozu filtracyjnego w Krasnopilli dwie kobiety odziane w płaszcze jedzą zupę. Ale siedząca na końcu stołu Ludmiła nie je. Czeka na telefon od Daniiła, 15-letniego syna. Nie widziała go od sześciu lat. Mieszkał z babcią w Rosji, a ona w Ukrainie. W końcu zdecydował się do niej dołączyć. Ludmiła musi na niego czekać tutaj, w Krasnopilli, małej wiosce niedaleko granicy z Rosją. Dwa kilometry dzielące jeszcze matkę od syna to ostatni korytarz łączący dziś Rosję z Ukrainą. Zasypana śniegiem ścieżka pośrodku ziemi niczyjej, która od godz. 16 pogrąża się w ciemnościach, otoczona jest jest przez miny i w każdej chwili narażona na ostrzał artyleryjski. Kiedy uciekinierzy dotrą do Krasnopilli, są „filtrowani”. Po procedurach administracyjnych do akcji przystępuje SBU, ukraińska służba bezpieczeństwa poszukująca szpiegów. Jedna z kobiet, Nadieżda, wspomina ostatni rosyjski punkt kontrolny przed Ukrainą: – Pytali nas w kółko o to samo: po co jedziecie na Ukrainę, gdzie są wasi synowie, czy służą w wojsku… Pochodzi z Ługańska okupowanego od 2014 roku i zaanektowanego w 2022 roku. Wspomina przymusowe wcielenia do armii: – Kiedy wybuchła wojna, żołnierze zaczęli łapać mężczyzn na ulicach. Jeśli stawiali opór, łamali im ręce, a potem zabierali… Ja mam syna, on ma czworo dzieci. Musiałam go ukryć. Później udało mu się uciec. Nadieżda chce dołączyć do syna, który schronił się w Niemczech. 

Ponad 4 mln Ukraińców

Korytarz wcześniej służył do wymiany jeńców i ciał żołnierzy. Od czasu otwarcia go dla ludności cywilnej w lipcu ubiegłego roku przeszło nim ok. 15 400 Ukraińców uciekających z okupowanych regionów. Dzięki temu Moskwa pozbywa się wrogo nastawionej ludności. Według raportów wysokiego komisarza ONZ ds. uchodźców tereny te opuściło już ponad 4 mln Ukraińców. Jednocześnie osiedliło się tam co najmniej 800 tys. obywateli Rosji i 100 tys. pracowników z Azji Centralnej. 

Na parterze obozu kilkadziesiąt osób czeka na „filtrację”. To przeważnie ludzie starsi – wyczerpani, z kilkoma walizkami, resztkami dawnego życia. – Nie mogłam zabrać moich ikon… – ubolewa Natalia, starsza kobieta, która wraz z mężem Wasylem opuściła swoją wieś w obwodzie ługańskim. – Czekaliśmy na przybycie armii ukraińskiej – mówi. – Ale jesteśmy już za starzy, postanowiliśmy wyjechać. Czy planują wrócić do Ługańska? – Nigdy – odpowiada Wasyl, po czym dodaje: – Chyba że znowu będzie Ukraina… Podobnie jak oni wiele osób uciekło, ponieważ wyzwolenie wydaje się coraz bardziej niepewne. W jednej z sal siedzą Matanat i Sofina, matka i córka pochodzenia tatarskiego, wcześniej mieszkające w Armiańsku na Krymie. – Musiałyśmy wyjechać – wyjaśnia Matanat – bo zaczęto wywozić dzieci. Bez rodziców i bez ich zgody. Z Krymu do Rosji. Rosja uzasadnia te deportacje ochroną ludności przed ukraińskimi atakami. Matanat opisuje prześladowania Tatarów – choć ci są urodzeni na Krymie: – Wojsko i FSB dwukrotnie włamywały się do mojego domu. Do mojego ojca też. Zaraz potem zmarł na atak serca. Nie oszczędzono też 11-letniej Sofiny: – W szkole mnie obrażają, nazywają Murzynką, rzucają we mnie śmieciami

To był koszmar

Jewgienij pracuje w kuchni. Do Sum przybył cztery miesiące temu. Przed wojną był technikiem w elektrowni atomowej Energodar. – W czasie okupacji pomagałem Ukrainie, jak mogłem – mówi. – A potem pojawili się zdrajcy… Osoba, z którą pracowałem, powiedziała Rosjanom, gdzie mieszkam i że mam broń. Jewgienij prosi o wyjście w mroźną noc, nie chcąc, by inni usłyszeli jego koszmarną opowieść. – Do mojego domu przyszło czterech zamaskowanych Rosjan. Kazali mi się rozebrać. Zaczęli mnie bić pięściami, pałkami, kopać. Razili mnie prądem i zamknęli. Trzy dni bez jedzenia, picia i możliwości pójścia do toalety. Potem przyszedł ten, którego nazywali rzeźnikiem. Był cichy, spokojny. Rozebrał mnie. Poraził mnie prądem. Potem pokazał mi pałkę. Powiedział: „Nie używam jej do bicia. Jej średnica wynosi pięć centymetrów”. Po wszystkim powiedział, że jutro wyrwie mi zęby. Kiedy w końcu mnie wypuścili, natychmiast uciekłem. 

Jest prawie godzina 23, a autobusy wciąż przywożą uchodźców niosących ze sobą bagaż okruchów dawnego życia i doświadczeń. Opowiadają o okupacji systematycznie naznaczonej przemocą. Jewgienij szepcze, jakby zdradzał tajemnicę: – Nigdy nie wybaczę Rosjanom krzyku kobiet z sąsiednich cel

2024-01-15

MS, PIERRE POLARD © Figaro Syndication 2023