Pięć i pół roku – tyle w więzieniu spędzi Tomas Ć., którego sąd w Pilznie prawomocnie skazał za działalność terrorystyczną. Bezprecedensowy proces, relacjonowany przez czeskie media, był pierwszą w powojennych Czechach sprawą o terroryzm. Wzbudził wiele kontrowersji, ponieważ Ć. prokuratura nie udowodniła związków z żadnym zamachem, a jedynie oskarżyła go o próbę dokonania przewrotu politycznego w swoim kraju. Jakby tego było mało, sam Ć. ośmieszył organy ścigania, nie stawiając się do odbycia kary i uciekając przed więzieniem do wschodniej Polski.
Na granicy
Był poniedziałek 4 grudnia 2023 roku. Tuż po godzinie 12 mikrobus na polskich tablicach rejestracyjnych zjechał z międzynarodowej drogi ekspresowej łączącej Warszawę z Wiedniem i zatrzymał się przy budynku Straży Granicznej w Cieszynie. Na wewnętrznym parkingu czekały już trzy samochody z emblematami czeskiej policji, a w nich kilku uzbrojonych komandosów. Kierowca mikrobusa zatrzymał się między nimi. Drzwi otworzyły się i polscy policjanci, ubrani po cywilnemu, wyprowadzili z furgonetki człowieka średniego wzrostu, skutego kajdankami. Czesi przejęli go, zamknęli w swoim samochodzie, pod strażą antyterrorystów.
Pozostało kilkanaście minut na dopełnienie formalności i policyjne ekipy, wraz z podpisanymi dokumentami, odjechały każda w swoją stronę. Dla Polaków kończyła się powodzeniem nietypowa akcja realizowana w ramach międzynarodowej współpracy organów ścigania. Dla strony czeskiej był to kolejny etap w sprawie. Radiowozy z komandosami i aresztantem miały do pokonania jeszcze 500 kilometrów do bramy więzienia w Pilznie, w zachodniej części kraju. Jednak zanim tam dojechały, rzecznik czeskiej policji pochwalił się wielkim sukcesem.
Subskrybuj