O co chodzi Andrzejowi Dudzie?

W środę w Sejmie zakończyło się głosowanie nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Zgodnie z przewidywaniami, poprawki proponowane przez Senat trafiły do kosza. Teoretycznie powinno to odblokować dla Polski pieniądze z KPO. Na drodze do trzeciej kadencji PiS postanowił jednak stanąć Andrzej Duda i odesłać ustawę do Trybunału Konstytucyjnego

Andrzej Duda (fot. YouTube)

To ostatnie zdanie wcale nie jest na wyrost. Prezydent jest bodajże ostatnią osobą w kraju, która stanęła na drodze rządu do odblokowania grubych miliardów płynących z Unii Europejskiej. W tej sprawie skapitulowała zarówno opozycja (wiedząc, że wyborcy mogą nie zrozumieć jej weta wobec ustawy) jak i Zbigniew Ziobro (ustawa cofa część jego reformy). Duda pozostał więc na tym placu boju sam.

 

Dlaczego prezydent odesłał ustawę do TK? W wygłoszonym przez siebie w piątkowy wieczór orędziu prezydent zaznaczył, że treść nowej ustawy budzi „poważne kontrowersje natury konstytucyjnej”. Podobne zastrzeżenia Duda zgłaszał już kilka tygodni temu, gdy rząd pierwszy raz wspominał o wypracowanym w Brukseli kompromisie. Konkretnie chodzi o podważanie statusu sędziów, których Duda mianował w ostatnich latach, a których wybrała przejęta przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa.

 

Sytuacja jest dziwna w dwójnasób. Po pierwsze: rząd przecież wiedział, że prezydent może mieć wątpliwości i miał się z nim w tej sprawie konsultować. Jak widać albo do konsultacji nie doszło (uznano, że Duda ugnie kark) albo obie strony wzajemnie się nie słuchały. Po drugie, prezydent powinien wiedzieć, że albo coś jest konstytucyjne albo nie. Skoro wie, że zrzucenie spraw immunitetowych sędziów na bark Naczelnego Sądu Administracyjnego konstytucyjnym nie jest, to czemu wykonuje gest Piłata, umywa ręce i jedynie odsuwa sprawę w czasie?

 

No i sprawa trzecia: politycznie Duda nic tym nie zyska. Jego własny obóz może uznać go teraz za odszczepieńca. Nie zdziwię się jeśli w ciągu doby TVP zacznie ostrożnie sprawdzać granice grillowania prezydenta. Z kolei – jak słusznie zauważyła opozycja – wyborcy nie zrozumieją dlaczego z powodu sprawy, którą dało się dawno temu załatwić w kuluarach obiecane pieniądze dalej są wstrzymywane.

Teoretycznie Duda zadziałał szybko i zamiast zastanawiać się nad treścią ustawy trzy tygodnie odesłał ją do TK już po dwóch dniach, ale warto tu zaznaczyć, że Trybunał nie jest już tak podporządkowany Julii Przyłębskiej jak niegdyś. Dziś kilku sędziów z 15 osobowego składu trybunału otwarcie mówi, że nie uznaje jej prezesury. To o tyle komplikuje sprawę, że do orzeczenia w sprawie ustawy Przyłębska będzie potrzebowała zebrać pełny skład sędziowski, co w tym wypadku oznacza aż 11 sędziów (Art. 37 ust. 2 o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym). To może okazać się zupełnie ponad jej siły.

A PiS przecież potrzebuje teraz pieniędzy jak dżdżu. Kilka dni temu media informowały o przeciekach z Nowogrodzkiej i planowanych wydatkach na nową kampanię wyborczą.

Ponieważ czasu do wyborów jest naprawdę niewiele, rząd nie zamierza mamić wyborców wielkimi projektami modernizacyjnymi (żadnego miliona mieszkań, zapomnijcie o elektrycznych samochodach!) a raczej zrobi to, co robił skutecznie do tej pory. Po prostu rozda ludziom pieniądze. Mówi się zarówno o waloryzacji emerytur jak i świadczenia 500 plus, które mogłoby urosnąć nawet o 200 złotych. Do tego dojdą bliżej nieskonkretyzowane jeszcze ulgi podatkowe oraz programy pomocy dla rolników. To wszystko będzie miało miejsce jedynie jeśli rząd dostanie pieniądze z KPO.

Doprawdy, trudno zrozumieć dlaczego prezydent robi takiego psikusa swoim kolegom. Jeśli zależało mu na bezstronnej prezydenturze i faktycznej posadzie strażnika Konstytucji, powinien zacząć starania kilka ładnych lat temu.

2023-02-13

Angora