Rośliny polskie, lecz nieznane. Wywiad z Fundacją Ziołogród

Bardzo często, przemierzając parki czy lasy, nie zdajemy sobie tak naprawdę sprawy, że otaczające nas rośliny mogą zostać przez nas użyty na różne ciekawe sposoby. Fundacja Ziołogród postawiła sobie za cel uświadamianie ludzi, w jaki sposób mogą czerpać inspiracji z przyrody.

Fot. Sebastian Jadowski-Szreder

Na początku chciałbym zapytać, czym tak naprawdę jest Fundacja Ziołogród. Co stanowi jej istotę?

Agnieszka: Po pierwsze, chcielibyśmy założyć ogród ziołowy na terenie Gdyni lub Trójmiasta, żeby pomóc w rozpoznawaniu roślin i żeby szerzyć wiedzę o tym, jak możemy korzystać z tego, co nas otacza.

Tomasz: Chodzi właśnie o ogród, który służyłby poznawaniu i obyciu z roślinami, ale też edukacji przede wszystkim. Żeby można tam było nie tylko dowiedzieć się, jak wygląda kuklik czy dąbrówka, ale także dowiedzieć się, co można z nich zrobić.

A jeśli chodzi o inspirację, co było nią w przypadku założenia przez Was fundacji?

Tomasz: Myślę, że przede wszystkim brak takiego miejsca, bo jest sporo ogrodów botanicznych z palmami, z różami, z roślinami cebulowymi, ale nie ma ogrodu z naszymi ziołami. Nie ma miejsca, gdzie ludzie mogą dowiedzieć się, że takie rośliny rosną wokół nas, albo poznać właśnie te rośliny, które mijamy na spacerach.

Agnieszka: Są ogrody, gdzie rośliny są sprowadzane zza granicy. Nie są nasze rodzime. A jest tyle ciekawych roślin i innych okazów, które mijamy codziennie i które są bardzo ważne i zdrowotne, czy to rośliny, czy grzyby, czy inne organizmy, które są właśnie nasze. Chcielibyśmy pokazać właśnie je, a nie to, co znajduje się za granicą. To nie jest tak, że „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Fajnie rzeczy są też tutaj.

Wspomniałem już o tym, że jesteście założycielami fundacji. Jacy jeszcze członkowie znajdują się w Ziołogrodzie i ilu ich jest?

Agnieszka: W tej chwili mamy więcej osób dochodzących, z wolontariatu, które nam pomagają. Nie ma jednak stałych członków.

A jak wygląda kwestia finansowania Waszej działalności? Wiem, że nie jest to Wasze główne źródło zarobku i robicie to dodatkowo.

Tomasz: Dokładnie.Główne celem Ziołogrodu – kiedy już wszystko to powstanie – jest być całkowicie niezależnym. Chcemy w miarę możliwości utrzymać się samodzielnie. Więc póki co staramy się utrzymać z prowadzenia warsztatów, zajęć czy małej sprzedaży rękodzieła tak, aby nie być całkowicie zależnym. Ale jak wiadomo, kwestia jakiegoś dofinansowania da temu skrzydeł.

Prowadzicie szkolenia. Chciałbym nieco zatrzymać się na tym temacie i dowiedzieć się, jakiego typu są do zajęcia i do kogo są one skierowane.

Agnieszka: Zajęcia są właściwie skierowane do wszystkich: i do dzieci, i do młodzieży, i do osób starszych w kwiecie wieku. Tak naprawdę do wszystkich. Wachlarz zajęć jest ogromny, ponieważ nie tylko prowadzimy zajęcia stricte ziołowe czy roślinne, ale również zapraszamy osoby, które prowadzą inne warsztaty, na przykład z malowania na jedwabiu czy z ceramiki. Także jest to naprawdę szeroki wachlarz tego, co robimy.

Czyli w pewnym sensie można powiedzieć, że każdy, kto ma jakiś talent, jest mile widziany, bo wnioskuję, że rękodzieło to jednak szeroka kategoria rzeczy. Do rękodzieła jednak jeszcze dojdziemy, bo chciałem skupić się na innej kwestii. Na swojej stronie piszecie również, że chcecie współpracować z lokalnymi twórcami i firmami. Macie dużo takich propozycji?

Agnieszka: Tak, jak najbardziej. Prowadzimy sklepik, w tej chwili w trochę ograniczonym zakresie, bo brakuje nam rąk do pracy. Ale generalnie mamy już podpisane umowy z twórcami, którzy chcieli oddać nam swoje rzeczy i nam zaufali. I dzięki temu po prostu wpływamy też na rozwój lokalnych twórców jak i naszej fundacji.

Rozumiem. W ramach fundacji prowadzicie też Ziołotekę. Trochę już zresztą poruszaliśmy ten temat. Skąd zainteresowanie ziołami? Czy wynika ono bardziej z zainteresowań, tradycji przekazywanych z pokolenia na pokolenie, czy może posiadacie jakieś szczególne wykształcenie w tej dziedzinie?

Agnieszka: Powiem, jak to było u mnie. W mojej rodzinie to tata był bardzo zaangażowany. Przekazał mi wszystko, co wiedział. Zna się na zwierzętach, na ptakach i potrafi wszystko to ponazywać. Wie, jak to wszystko funkcjonuje. Potrafiłam rozpoznawać drzewa, może niekoniecznie zioła, ale te rośliny, które rosną wokół nas. Później okazało się, że jest to bardzo szeroki i bardzo ciekawy temat. I jakoś tak poszło. Jestem po ogólniaku, ale też o profilu troszeczkę biochemicznym, także gdzieś tam się ciągle kręciło to wokół tego.

Tomasz: A jeśli chodzi o mnie, to w większości jestem samoukiem. Pozaczynałem troszeczkę kursów. Działam na takiej zasadzie, że szukam tam, gdzie jest moje zainteresowanie, więc sam wybieram to, co mogę chwycić. Śmieję się, bo nie ma u mnie przekazywania tego z pokolenia na pokolenie jak u Agnieszki. Śmieję się też, że być może to poprzednie wcielenie, bo jest troszeczkę tak, że nauka o roślinach przychodzi mi na zasadzie przypominania tematu. Problem mogę mieć z datami, z matematyką i tak dalej, ale jeżeli przeczytam coś o jakiejś roślinie, w moment się to utrwala. Nie wiadomo w zasadzie skąd. Trudno to określić.

Rozumiem. W tym miejscu, poruszając znów temat idei Ziołogrodu, chciałem zapytać, czy uważacie, że współcześni ludzie coraz bardziej tęsknią za powrotem do natury? Że mają niekiedy dosyć technologii, betonozy czy konsumpcjonizmu? Zwłaszcza, że betonoza staje się trendem w wielu miastach. Czy Wasza fundacja jest niejako taką odpowiedzią na te problemy, gdzie człowiek może przyjść i odpocząć od wszystkich tych technologicznych i przytłaczających rzeczy?

Agnieszka: Tak. Pojawia się dużo tematów, jak żyć poza systemem, jak przeżyć bez prądu i takich rzeczy, do których przywykliśmy. I widać to, że ludzie są po prostu zmęczeni tym gonieniem, tym wyścigiem szczurów, gdzie – tak, jak mówisz – jesteśmy zabetonowani. Męczące jest to, że nie mamy na przykład wglądu w gwiazdy. Gdy pojedziemy gdzieś dalej, gdzie nie ma tych sztucznych świateł, to niebo wygląda całkowicie inaczej. Wystarczy spojrzeć w górę i naprawdę widać różnicę pomiędzy tym, co proponuje miasto, a tym, co proponuje natura.

Tomasz: Jest jeszcze jedna grupa ludzi, którzy – delikatnie podkreślając – nie mają świadomości tego, co wokół nas rośnie. To temat, który rzeczywiście jest dla nich egzotyczny. Może to brzmieć bardzo dziwnie, ale gdy mamy spacery ziołowe i zaczynamy opowiadać o roślinach, które są jadalne i są wokół nas, gdzie tutaj w tym lesie można by ugotować kilka różnych obiadów, to jest to takie „Wow, ale ja to wyrywam”. „Wow, ale przecież to rośnie i jest wszędzie”. Jest to taka swego rodzaju egzotyka rzeczy, które mamy na co dzień.

Tak. I w sumie muszę powiedzieć, że nie tylko w Polsce tak jest. Tu przypomniała mi się anegdotka. Mój kolega, kiedy mieszkał w Anglii, przyniósł do domu swoich znajomych grzyby, które udało mu się znaleźć. Kiedy oni to zobaczyli, złapali się za głowę, bo sądzili, że nie można tego gotować. Wydaje mi się, że – choć może to przesada – panuje taka świadomość, że grzyby są gdzieś produkowane. Że nie rosną w lesie, tylko przykładowo w fabryce.

Tomasz: Myślę, że nie dotyczy to tylko grzybów.

Agnieszka: Skąd się bierze mleko? Z kartonu. Z krowy? Nie, to niemożliwe <śmiech>.

Fot. Facebook fundacji

Ale przez to też różnego rodzaju agroturystyki święcą teraz triumfy, bo żyje naprawdę dużo osób, które nie widziały krowy czy konia. Kiedyś wydawało się to takie nienormalne, ale teraz wydaje się normą, że koń jest postrzegany trochę na poziomie żyrafy.

Tomasz: No, tak. Polska egzotyka.

Działacie na obszarze Gdyni, ale jesteście też otwarci na inne zakątki Polski. Na ile Wasza działalność dociera poza obręb Gdyni czy Trójmiasta? Czy były jakieś miasta lub gminy, które wyrażały zainteresowanie tym, co robicie?

Tomasz: Jakiś czas temu miałem warsztaty z kosmetyków naturalnych w okolicy Elbląga. Ostatnio dostaliśmy też propozycję poprowadzenia warsztatów w Lęborku, więc jak najbardziej zdarzają się też miejsca poza Trójmiastem.

Agnieszka: Ostatnio trafiliśmy nawet za Giżycko. Zostaliśmy zaproszeni do Giża na Festiwal Wibracji. Także tam przeprowadziliśmy wykład na temat magii ziół. Była to pogadanka na temat tego, jak możemy wykorzystać zioła w sposób typowo zielarski, ale też i magiczny.

Waszą fundację poznałem przez grupę o rodzimowierstwie. Pamiętam, że się tam ogłaszaliście. I dlatego chciałbym zahaczyć o stare wierzenia, bo wydaje mi się, że obecnie, zwłaszcza jeśli chodzi o mitologię słowiańską, panuje na nią duża moda. Nawet w Wejherowie, miejscu, w którym mieszkamy, jest całe mnóstwo prelekcji archeologicznych czy związanych z religią dotyczących Słowian właśnie. W przeciwieństwie do wierzeń starożytnych Greków czy Egipcjan, stosunkowo mało wiemy o swoich. Czy Wasza fundacja też niejako zajmuje się kultywowaniem tej wiary?

Agnieszka: Tak, jak najbardziej. Zaprosiliśmy panią, która opowiadała troszeczkę o Słowianach i ich religii, także to też były ciekawe zajęcia. Generalnie jest nas w tej chwili dosyć mało. Jak mówiłam, brakuje rąk do pracy, ale staramy się zapraszać osoby z zewnątrz, które nie tylko zajmują się ziołami, ale również innymi aspektami życia. Ta słowiańskość też jest naszym celem, żeby pokazać to, co działo się na tych naszych ziemiach. Będziemy dążyć właśnie do tego, żeby ten ogród nie był tylko stricte botaniczny, ale i taki również ogólnorozwojowy i ogólnokulturowy.

Tomasz: Wspomniałeś o kulturze słowiańskiej, ale mieliśmy na przykład kilka spotkań o mitologii kaszubskiej. To też są zapomniane wierzenia.

To już chyba w ogóle jest swego rodzaju enklawa, gdzie mity kaszubskie zawierają się wewnątrz słowiańskich, ale jednocześnie poza nie wykraczają. Wydaje mi się, że jest chyba dość mało książek na ich temat. Chodzi mi głównie o nowsze pozycje.

Agnieszka: Pojawia się ich sporo. Często jest to beletrystyka, bo – tak, jak mówisz – jest to temat dosyć zapomniany. Aczkolwiek nasze babcie i dziadkowie przekazywali sobie ustnie te historie. Zapisów jako takich może jest mniej, dlatego dosyć sporo twórców w tej chwili zahacza o ten temat, ale zahacza bardziej fantastycznie niż historycznie.

Fot. Facebook fundacji

Chciałem wrócić do tematu rękodzieła, które sprzedajecie w swoim sklepiku. Z doświadczenia wiem, że wielu rękodzielnikom trudno jest się wybić i znaleźć klientów. To dość hermetyczne zajęcie, a jednocześnie może ono dotyczyć wielu rzeczy, choćby dziergania czy malowania. Jak uważacie, czy rzeczywiście rękodzielnikom jest trudniej się przebić? I czy Wasza pomoc zdecydowanie ułatwia im dotarcie do szerszej klienteli?

Agnieszka: To troszeczkę prawda, a troszeczkę nie, bo nawet gdy wejdzie się na AliExpress, czyli sklep, który jest stricte chiński, to można tam znaleźć rzeczy typowo słowiańskie. Ta kultura jest w tej chwili dość mocno na topie i zaczyna się rozpowszechniać na świecie. Ludzie zaczynają dowiadywać się, że był ktoś taki Słowianie, a niekoniecznie byli tylko wikingowie. I że Słowianie działali gdzieś na tych terenach. Nie jest to zamknięte na Polskę i wiedza ta roznosi się po świecie.

Tomasz: Tak, jest tak, jak mówisz. Zostaje tylko pytanie, ile z tej wiedzy stricte słowiańskiej zostaje w Azji i czy jest to też nastawione na to, że w jakiejś części świata zrobiła się taka moda, zrobiła się taka nisza i teraz można to wykorzystać. W zasadzie zawsze są dwie strony medalu.

Agnieszka: Ja myślę, że to się zaczyna od symboli, które się pojawiają. A jeśli ktoś jest zainteresowany co to za symbol, na pewno wtedy sięgnie głębiej.

Tomasz: Tak samo jest z modą, bo o niej też wspomniałeś. Modą na zielarstwo czy aspekty słowiańskie. Taka moda na jakiś temat ma zawsze dwojakie znaczenie. Z jednej strony jest to rzecz fajna, bo więcej osób może się o tym dowiedzieć. Z drugiej strony może czasami wyrządzić szkody.

Zniekształcić.

Tomasz: Tak, zniekształcić. Myślę, że najgłośniejszym takim „halo” modowym był czerwony muchomor amanita, gdzie wszędzie o tym mówiono. I z jednej strony wiele osób się dowiedziało, że coś z tym czerwonym muchomorem można robić, ale z drugiej strony masa osób nieodpowiedzialnie do tego podeszła. Zaczęły pojawiać się filmiki o jedzeniu surowych muchomorów i o innych dziwnych wyczynach, które są nie do pochwalenia, bo to już działa na niekorzyść.

Niestety nawet Polsat chyba poszedł w tym kierunku i puścił coś takiego.

Tomasz: Myślę, że to było już wszędzie.

Ja bym może jeszcze powiedział o tym nieszczęsnym Donatanie. W jego twórczości niby znajduje się coś z kultury Słowian, ale jednak nie do końca. Moim zdaniem to było wykorzystanie bez jakiejś większej wiedzy.

Tomasz: Tylko pytanko, czy nie zapoczątkował on tego trendu, bo nagle wszyscy zaczęli podśpiewywać. Zaczęły być też modne kolorowe sukienki.

Fot. Facebook fundacji

Możliwe. To są właśnie te dwie strony, bo on jednak zaangażował zespół, który rzeczywiście zajmował się tego rodzaju muzyką. Rzeczywiście ma to swoje wady i zalety. Jeszcze a propos Azji, a konkretniej Japonii, chciałem powiedzieć, że Japończycy ogólnie mają tak, że bardzo lubią brać elementy z innych kultur i przerabiać je na swoją modłę. Stąd na przykład powstają takie cuda jak gra RPG o Chopinie. I oni bardzo lubią to wszystko mieszać, w ogóle się tym nie przejmując.

Agnieszka: Jeżeli chodzi o Japonię, to tu aspekt jest taki, że Japończycy byli bardzo hermetyczni, dlatego teraz wszystko co nowe jest dla nich fascynujące. Chcieliby to rozwijać i wykorzystywać. Na tym trochę cierpi ich kultura. Także i tutaj zawsze są dwie strony medalu.

Na zakończenie chciałem się zapytać o jeszcze jedną rzecz. Jeśli ktoś chciałby wesprzeć Was i Waszą fundację, w jaki sposób może to zrobić?

Tomasz: Wesprzeć można nas w bardzo różny sposób. Takim podstawowym sposobem są oczywiście wpłaty czy darowizny. Poszukujemy również kogoś, kto mógłby zająć się stroną internetową. Może być to także jakiś prawnik, który odpowiedziałby na jakieś pytania w formie wolontariatu. Może być to też grafik. Mamy co prawda dziewczynę, która pomaga nam robić ulotki, a Agnieszka też się wykazuje w tym temacie. W zasadzie osoba z każdej branży, jeżeli chciałaby dołożyć cegiełkę,  może zaoferować swoje usługi. Nie musi być to wyłącznie forma wpłaty, może być to wsparcie choćby mentalne czy poprzez wolontariat. Na Wzgórzu Św. Maksymiliana powstaje teraz ogród ziołowy przy szkole, więc też szukamy tam wolontariuszy, którzy chcieliby pomóc przy tworzeniu takiego ogrodu. Temat ten jest w sumie szeroki.

Agnieszka: Bardzo ważne jest dla nas też dobre słowo, wsparcie jakimś komentarzem na Facebooku albo chociaż tym przysłowiowym paluszkiem w górę.

 

Wszelkie osoby zainteresowane wsparciem i współpracą zapraszam do kontaktu z moimi rozmówcami:

Adres e-mail: fundacjaziologrod@gmail.com

Facebook: https://www.facebook.com/fundacja.ziologrod/

 

Wywiad w formie wideo:

2023-09-20

Sebastian Jadowski-Szreder