„19.30” okiem medioznawcy. Co oznacza stan likwidacji?

Debiut nowego programu informacyjnego „19.30” w TVP obejrzało 4,3 mln widzów. Program był różnie oceniany przez ekspertów, ale dominowały głosy pozytywne.

Fot. kadr z TVP

Po pierwsze, nie było już jadu i złośliwości pod adresem nowego rządu, tak charakterystycznych dla ostatnich wydań „Wiadomości” TVPiS. Po drugie, w programie obok rządzących pokazywano w sposób bezstronny przedstawicieli opozycji, w tym Konfederacji, niemal nieobecnej w dawnych przekazach. Po trzecie, wybrano tematy rzeczywiście istotne (m.in. o sytuacji wokół TVP, projekcie budżetu, Krajowym Planie Odbudowy i strzelaninie w Pradze) i nie były one przedstawione w sposób tendencyjny. Kolejne dni potwierdziły te opinie, mimo że sporo jest jeszcze do zrobienia, aby „19.30” stały się w pełni profesjonalnym i najlepszym programem informacyjnym w Polsce.

Moim zdaniem ten program w porównaniu z „Wiadomościami” jest po prostu rzetelny i dąży do obiektywizmu. Na pewno nie jest przekazem propagandowym. To nie jest „odwrócenie wajchy” i zastąpienie dawnej propagandy narracją krytykującą PiS i chwalącą Tuska. W nowym programie nie było wykluczania ludzi ze względu na poglądy czy postawy społeczne, nie próbowano dzielić Polaków dla politycznego celu, nie straszono lewakami czy imigrantami, starając się zachować w relacjach powagę, dystans i pluralizm opinii. Przed świętami sobotnie wydanie poprowadziła bardzo sprawnie Joanna Dunikowska-Paź. Mało plusów?

Niektórzy mówią: były potknięcia techniczne, słaby dźwięk, kiepska oprawa wizualna programu lub po prostu – ich zdaniem – program jest nudny. Ja mówię: „Pierwsze koty za płoty”. Czy od początku niektórzy komentatorzy muszą malkontencko narzekać? Dajmy nowemu programowi szansę, by się sam zbudował, pamiętajmy o warunkach (technicznych, kadrowych, politycznych), w jakich jest on tworzony, dajmy – parafrazując słowa piosenki Edwarda Stachury – „czasowi czas, bo bardzo szkoda byłoby nas”, bo bardzo szkoda byłoby, gdyby ten projekt – odnowionej, pluralistycznej i obiektywnej telewizji po prostu nie wypalił! Decyzja ministra kultury o postawieniu w stan likwidacji TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej nie oznacza końca mediów publicznych.

Stan likwidacji jest stanem przejściowym, który umożliwia oczyszczenie stajni Augiasza, jaką była TVPiS. To jest likwidacja TVP, PR i PAP w obecnym kształcie; z pisowskich mediów odejdą propagandziści zastąpieni przez – mam nadzieję – rzetelnych i obiektywnych dziennikarzy. Do likwidacji „przyłożył rękę” prezydent Duda, wetując ustawę okołobudżetową, uzasadniając decyzję niedawnymi zmianami w mediach publicznych. Ale prezydent się przeliczył – chcąc zachować media publiczne dla PiS, niechcący (?) sprawił, że PiS przegrał media publiczne.

Ale ta porażka musiała przyjść wcześniej czy później; po latach chamskiej, nachalnej propagandy byli włodarze TVP nie mogli przecież liczyć na łaskawość nowej władzy i większości polskiego społeczeństwa, które już dawno powiedziało: dość tego! Dość partyjnej propagandy, na którą nie chcemy płacić, chcemy prawdziwych mediów publicznych! Politycy PiS, okupując budynki TVP i mianując kolejnych partyjnych nominatów (polityka tej partii Macieja Łopińskiego i skompromitowanego zarzutami o brutalne pobicie swojej kochanki Michała Adamczyka), nie tylko zhańbili media publiczne, ale dowiedli, że traktują je jak własny folwark.

Nowy Rok zawsze wiąże się z nowymi planami i życzeniami. Ja Państwu życzę, abyśmy już więcej nie musieli oglądać i słuchać w mediach publicznych pseudodziennikarzy, czuć się zażenowani poziomem hejtu i zdumiewać ich bezczelnością. Czas, byśmy osiągnęli stan, w którym media publiczne będą pluralistyczne, bezstronne i niezależne od politycznych mocodawców. 

2024-01-06

Marek Palczewski