– Jesteśmy zalewani przedwyborczymi sondażami, z których wiele budzi zastrzeżenia co do ich wiarygodności. Pan analizuje je od lat i stara się wyciągnąć średnią.
– Wybory prezydenckie są najmniej przewidywalne. Sondażownie często pokazują wyniki poparcia odbiegające od późniejszych wyników wyborów. Wystarczy przypomnieć, że Paweł Kukiz w 2015 r. na 10 dni przed głosowaniem według sondaży miał poparcie na poziomie 8 proc., a uzyskał wynik bliski 21 proc. Ale to nie był odosobniony przypadek. W 2001 r. w badaniach Instytutu Pentor wyszło, że Sojusz Lewicy Demokratycznej – Unia Pracy dostaną 51 proc., a dostali 41. W 2019 r. z sondaży Ogólnopolskiej Grupy Badawczej wynikało, że wybory do Parlamentu Europejskiego wygra Koalicja Europejska z wynikiem 45 proc., a PiS dostanie 38 proc. Tymczasem było odwrotnie. W wyborach prezydenckich z reguły jest mniejsza przewidywalność zachowań wyborców i to powoduje, że szacowanie wyników jest trudniejsze. Kiedyś miałem własną sondażownię, ale teraz muszę opierać się na tym, co daje rynek, który często oferuje wyroby sondażowopodobne.
– Jak więc na tydzień przed pierwszą turą głosowania wygląda poparcie najważniejszych kandydatów?
– Niemal na pewno w drugiej turze znajdą się przedstawiciele duetu, który dominuje na naszej scenie politycznej od 20 lat, czyli Karol Nawrocki, popierany przez PiS, i Rafał Trzaskowski z Koalicji Obywatelskiej.
Subskrybuj