Po pierwsze, pozwalał przegranemu w I turze wyborów Mentzenowi pozostać w prezydenckiej kampanii, w samozwańczej roli rozgrywającego; po drugie – ułatwić konfederatom sterowany wybór, a po trzecie – umocnić pozycję partyjnego lidera przed wyborami parlamentarnymi.
Mentzen, zdając sobie sprawę z ciężaru swych 15 procent poparcia w I turze, stworzył iluzję, że w zależności od postawy Nawrockiego i Trzaskowskiego to poparcie może zostać przelane na nich. Ułożył ośmiopunktową deklarację, której akceptacja dawałaby szansę jednemu albo drugiemu na korzystne przejęcie elektoratu Konfederacji. A jeden, jak i drugi potrzebują wyraźnego skoku poparcia, gdyż tydzień przed II turą praktycznie idą łeb w łeb. Zarazem deklaracja jest lakmusowym papierkiem dla międzynarodowego rozeznania obu kandydatów. Dość powiedzieć, że zachęcony przez jakiegoś posła Witka (- Cóż szkodzi obiecać?) z Koalicji Obywatelskiej Nawrocki podpisał deklarację bez dyskusji z Mentzenem, ale i każda minuta rozmowy obu doktorów dowodziła, że w tym sparingu vir doctus (po łacinie – mąż uczony) jest jeden i na pewno nie jest nim Karol Nawrocki. Podpisanie deklaracji, iż prezydent Nawrocki nie zgodzi się na włączenie Ukrainy do NATO, przesądziło, że ten mający odważne serce, patriotyczny paker nie powinien nigdy opuszczać macierzystej siłowni w piwnicy gdańskiego bloku. Dlaczego? Media pełne są komentarzy na ten temat i są one dla Nawrockiego miażdżące. Wiedza o złożonych relacjach międzynarodowych jest Nawrockiemu równie bliska, jak polityka podatkowa państwa albo traktaty Unii Europejskiej. Obraz debatującego z Mentzenem Nawrockiego, którego pusta, słowiańska twarz nie zdradzała żadnej merytorycznej wiedzy, pozostanie z nami długo. Oby nie kolejne pięć lat.
Nawrocki, co obiecał, tak uczynił. W patriotycznym szale działa żywiołowo. Znów czuje się jak na ustawce w lesie czy na autostradzie. Brawurowo zaparł się PiS, wyparł ukraińskie przesłanie Lecha Kaczyńskiego, odciął od Zielonego Ładu i wypiął na Polski Ład! Podpisał Mentzenowi wszystko! Nie wnikał w szczegóły, bo na tych się nie zna. Nie boczył się na sparingpartnera, gdyż chciał coś ugrać. Jak zadrwił internet, Nawrocki podpisałby nawet apel do Kaczyńskiego o pilną adopcję pana Jerzego.
Rafał Trzaskowski wszedł na (spa)ring wolny, zawczasu oświadczając, czego nie podpisze. To odsłaniało nie tyle jego determinację co kompetencje, bo żeby coś zanegować, trzeba wiedzieć więcej, niż okazując entuzjazm. Pewnie dlatego rozmowa, chwilami bardzo dynamiczna, przebiegała wartko, ale bez agresji, ideologicznej zapiekłości. Pod względem przesłania – a rozmawiali konkurenci – była ciekawsza i bardziej inspirująca niż oficjalne debaty oficjalnych telewizji. Uderzał widza brak wrogości i ceremonialności. Nikt nikogo nie tytułował doktorem (choć obaj są doktorami), nie robił min, ani nie uśmiechał się jak po pavulonie. Spierali się dwaj antagoniści, ale nie wrogowie. Deklaracja toruńska stała się pretekstem do protokołu rozbieżności, a nie wyznaniem wiary, zaś kolejne punkty rozmowy wzbudziły dużo żywsze emocje. Trzaskowski zaakceptował cztery z ośmiu, zdecydowanie odmawiając zgody na pozostałe.
Mentzen mocno nacierał na rozmówcę w dziedzinie ustaw o przedsiębiorcach, deregulacjach, telewizji publicznej i stosunku prezydenta Warszawy do ludzi LGBT+. Mentzen „poszedł po bandzie”, ujawniając najpewniej jakieś obsesje, czuło się nawet w eterze kolejną jego wtopę, jak z tyle go kosztującą wypowiedzią o ciąży z „nieprzyjemnego” gwałtu. Ale udało się antagonistom wyprowadzić temat na spokojniejsze wody…
Chwilami emocje ponosiły dyskutantów, ale słuchało się ich świetnie. Ponieważ obaj byli przygotowani! Metzen zaatakował Trzaskowskiego o kontrowersyjny wygląd warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a ten zapytał, czy pytający pamięta, jak przyjęto szklaną piramidę Luwru? Jeszcze mocniej docisnął Mentzen rozmówcę w temacie zawetowanych ustaw przez prezydenta Dudę, posyłając celny cios w wiceszefa Platformy, że ze 170 przyjętych ustaw Duda zawetował jedynie 6. Pojedynek wyrównany i ciekawy oglądały setki tysięcy ludzi, głównie konfederatów lub ich sympatyków, ponad 30 procent z nich poczuło się do argumentów Trzaskowskiego przekonanych.
Nic o PiS, nic o Nawrockim – obiecali sobie na początku spotkania. Prawie się udało.