R E K L A M A
R E K L A M A

Las bez nas. Rozmowa z NATALIĄ WYSOCKĄ

W styczniu 2024 roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska wprowadziło moratorium na wycinkę drzew w lasach państwowych o powierzchni 100 tys. hektarów. Ponad połowa znajduje się na Podlasiu. O skutkach tego zakazu rozmawiamy z NATALIĄ WYSOCKĄ, jedną z liderek Protestu Branży Drzewnej.

Fot. Piotr Kamionka/Angora

– Zanim przejdziemy do sprawy moratorium, czyli zawieszenia wycinki drzew na określonych obszarach, chciałbym, żeby wyjaśniła pani naszym czytelnikom, czym przed styczniem 2024 roku zajmował się wasz zakład pracy.

– Świadczymy usługi leśne dla Lasów Państwowych. Wykonujemy pozyskanie i zrywkę drewna oraz prace pielęgnacyjne, takie jak trzebieże, czyszczenia, koszenia, przygotowanie gleby, sadzenie drzew, a także prace związane z ochroną lasu, np. zabezpieczanie drzew przed zwierzyną czy grodzenie upraw. Działamy od lat na stałym terenie w Nadleśnictwie Czarna Białostocka.

– Tak było aż do roku 2024. Od tamtego czasu mamy do czynienia z moratorium, które Ministerstwo Środowiska wprowadziło na wycinkę drzew. Co to zmieniło?

– Nasza sytuacja jest skomplikowana. Wszystko zależy od tego, o jakie nadleśnictwo pan pyta. W mojej rodzinnej Czarnej Białostockiej nie przymieramy jeszcze głodem. W 2024 r. wzięliśmy udział w przetargach – tak jak zwykle na tym samym terenie, na którym pracujemy od lat. Problem w tym, że wskutek moratorium pozyskanie drewna na tej powierzchni zostało zmniejszone mniej więcej o jedną trzecią w porównaniu z latami ubiegłymi. Niby nie ma tragedii, ale proszę pamiętać, że koszty stałe, takie jak leasingi, naprawy i ubezpieczenie maszyn, pozostały bez zmian. W praktyce oznacza to, że nasze dochody będą nawet o połowę mniejsze. W przypadku wielu innych firm sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Zwolnienia już się zaczęły i – niestety – będzie ich więcej, jeśli sytuacja się nie zmieni.

– Jak to wygląda w innych nadleśnictwach?

– Największy dramat jest w Nadleśnictwie Płaska na terenie Puszczy Augustowskiej. Wyłączono tam z użytku aż 60 proc. lasu. Pozyskania drewna prawie tam nie było, natomiast prowadzono prace pielęgnacyjne zaplanowane na przyszłe lata. Problem polega na tym, że jeśli teraz nie wykonano zaplanowanego pozyskania, to w przyszłym roku może zabraknąć odnowień na tych powierzchniach, co zagrozi ciągłości lasu. Problem polega nie tylko na tym, że nie prowadzi się pozyskania. W przypadku innych nadleśnictw zaniechano podstawowych prac pielęgnacyjnych, takich jak koszenie i czyszczenie. To są działania, które w normalnych warunkach zapewniają prawidłowy rozwój drzewostanu. Bez nich ekosystem zaczyna podupadać – bioróżnorodność ubożeje, drzewa słabną, bo nie mają odpowiednich warunków do wzrostu, a także pojawiają się niechciane inwazyjne gatunki obce, które jeszcze bardziej tłumią nasze gatunki rodzime. W efekcie ucierpią nie tylko miejsca pracy, lecz także sama przyroda, którą moratorium miało chronić.

– Decyzja ministerstwa była dla was zaskoczeniem?

– Przetargi na 2024 r. były już zakończone, a umowy z zakładami usług leśnych zostały podpisane pod koniec 2023 r. Wszystko było zaplanowane, a inwestycje poczynione. Gdy po wyborach zmieniła się władza, w styczniu nagle wprowadzono moratorium. Z dnia na dzień. Bez uprzedzenia. Nawet Lasy Państwowe, dla których wykonujemy usługi, nie miały pojęcia, co się dzieje. Kolejne przetargi, tym razem na rok 2025, odbywały się już w zupełnie nowej rzeczywistości. Wiele firm z długoletnim doświadczeniem wypadło z rynku, bo przy zmniejszonej liczbie prac nie było dla wszystkich miejsca. Ci, którzy zostali, często musieli startować z najniższymi stawkami – tylko po to, by utrzymać się na rynku i nie dopuścić do całkowitej likwidacji firmy.

– Skąd decyzja o moratorium?

– Nowa ekipa wierzy, że „ratuje lasy”. Tylko przed czym? Przed racjonalną, planową gospodarką leśną? Ich decyzja nie ma żadnego sensownego uzasadnienia. Jest szkodliwa na każdym poziomie: przyrodniczym, społecznym i ekonomicznym.

– Ministerstwo twierdzi jednak, że dotychczasowa gospodarka była rabunkowa.

– To nieprawda. W polskich lasach prowadzona jest zrównoważona gospodarka leśna, oparta na 10-letnich planach. Dzięki niej polskie lasy nie tylko nie znikają, ale ich powierzchnia i zasoby systematycznie rosną. Wbrew zarzutom gospodarka leśna nie niszczy przyrody – wręcz przeciwnie – zapewnia lasom ciągłość i trwałość, wspiera bioróżnorodność oraz dostarcza ekologiczny surowiec społeczeństwu.

– Pojawiły się też zarzuty kierowane do zakładów usług leśnych i doniesienia o rzekomej zmowie cenowej z samego Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Sprawą zajęła się prokuratura.

– O zarzutach dowiedzieliśmy się od dziennikarzy. Pojawiło się zawiadomienie o rzekomym udziale w zmowie cenowej. Uważamy te zarzuty za całkowicie bezpodstawne i wynikające z niezrozumienia tego, jak funkcjonuje nasza branża. Pierwszym „zarzutem” było to, że firmy rokrocznie składały oferty na kwoty zbliżone do wyceny nadleśnictwa. Skąd mielibyśmy znać proponowaną wycenę? Po prostu z ogłoszonych przetargów – tak jak każdy inny wykonawca. Drugim „zarzutem” było to, że firmy składają oferty na terenach, na których pracowały od lat, ale przecież naturalne jest, że firmy z Podlasia składają oferty na Podlasiu. Czy ministerstwo naprawdę oczekuje, że będziemy jeździć składać oferty w Gdańsku? W tych działaniach nie było żadnych przekrętów ani nieprawidłowości – to po prostu normalne funkcjonowanie lokalnych zakładów usług leśnych w oparciu o zasady ustalane przez Lasy Państwowe. Te zarzuty są oderwane od rzeczywistości.

– Ministerstwo podkreśla, że moratorium nie miało realnego wpływu na Podlasie. Według ich danych 12 nadleśnictw z regionu zrealizowało w 2024 roku plany pozyskania drewna co najmniej w 90 procentach.

– Faktycznie w większości nadleśnictw plan pozyskania drewna na 2024 r. został wykonany na wysokim poziomie. Problem w tym, że ministerstwo przedstawia te liczby tak, jakby oznaczały wykonanie umów zawartych z zakładami usług leśnych – a to nie jest prawda. W rzeczywistości pozyskanie zostało wykonane na polecenie głównie dlatego, aby ministerstwo mogło się pochwalić w tabelkach wysokim procentem realizacji. Tyle że często samo ministerstwo nie rozumie, co te liczby tak naprawdę oznaczają. W praktyce zwiększano intensywność cięć albo przesuwano pozyskanie z zaplanowanych powierzchni na inne, często trudniejsze lub mniej opłacalne, które nie były nawet uwzględnione w przetargach. W wielu przypadkach umowy z ZUL-ami (zakłady usług leśnych) nie mogły zostać w stu procentach wykonane, a część robót została odłożona na przyszłość. Co gorsza, mimo zrealizowanego pozyskania mocno ograniczono podstawowe prace pielęgnacyjne – a to właśnie one są niezbędne dla zdrowia i trwałości lasów. Wykonanie samego planu pozyskania drewna na papierze to nie to samo, co pełne, prawidłowe prowadzenie gospodarki leśnej.

– Ministerstwo zapewnia także, że skoro wy sobie poradziliście, to nie ucierpiała też branża meblarska, a konsumenci mogą liczyć na produkty w tych samych cenach co wcześniej.

– To kompletne nieporozumienie. Gdy państwo decyduje się na taką skalę ingerować w biznes, skutki odczuwają wszyscy. My, czyli zakłady usług leśnych, jesteśmy pierwsi. Gdy nie mamy pracy, tartaki nie mają surowca i muszą go szukać gdzie indziej – w Polsce lub za granicą. W efekcie wspieramy obcy kapitał, podczas gdy nasz surowiec leży odłogiem. Branża meblarska albo kupi drewno w polskim tartaku drożej, albo sprowadzi tańszy surowiec z Rosji czy Afryki – z miejsc, gdzie prawa człowieka i ochrona przyrody są fikcją. Ministerstwo tego nie widzi. Chcąc „ocalić” przyrodę, przyczyniają się do jej niszczenia na globalną skalę. A las nie zna przecież granic państwowych. Jeśli nie pozyskamy drewna u siebie, ktoś zrobi to w innym miejscu – często w gorszych warunkach i bez żadnych zasad. W efekcie przyczyniamy się do większego niszczenia przyrody na świecie i napędzamy zmiany klimatu, choć wydaje nam się, że chronimy środowisko.

– W ostatnich latach dużo mówiono także o eksporcie drewna, zwłaszcza do Chin. Czy rzeczywiście było to masowe zjawisko?

– To kolejny mit. Wykonawcy usług leśnych nie sprzedają drewna – robią to Lasy Państwowe. Surowiec z LP trafia do polskich tartaków i zakładów przetwórczych. Jeśli chodzi o eksport, to rzeczywiście pewna część drewna była wysyłana za granicę, ale było to zjawisko marginalne. W rzeczywistości większość drewna eksportowano do Niemiec i innych krajów UE, nie do Azji. Ministerstwo zapowiadało ograniczenie eksportu, ale w praktyce niewiele w tej sprawie zrobiono i w efekcie w tym roku eksport do Chin wzrósł. Jednocześnie wzrósł też import drewna do Polski – co jest paradoksalną sytuacją, biorąc pod uwagę, że mamy własny surowiec, który mógłby być wykorzystany przez polskie firmy.

– Według badania IPSOS ze stycznia 2024 r. niemal 80 procent Polaków opowiedziało się za większą ochroną przyrody w lasach. Co powiedziałaby pani tym ludziom?

– IPSOS zadał pytanie w taki sposób, że trudno było odpowiedzieć inaczej niż „tak”. W zasadzie dziwne, że nie odpowiedziało „tak” 100 procent respondentów. Problem tkwi w szczegółach: co rozumiemy przez „większą ochronę przyrody”? Dla jednych ochrona to aktywne wspieranie bioróżnorodności, odnawianie lasów, przebudowa drzewostanów i korzystanie z lokalnego, odnawialnego surowca, jakim jest drewno. Na tym właśnie polega zrównoważona gospodarka leśna – odpowiedzialna produkcja drewna przy jednoczesnym dbaniu o trwałość i różnorodność ekosystemów. Dla innych ochrona to zostawienie lasu bez żadnej ingerencji. Jednak w polskich warunkach, bez podstawowych zabiegów leśnych – takich jak usuwanie chorych drzew czy trzebieży – las zaczyna obumierać i staje się niebezpieczny dla ludzi. W teorii wielu powie: zostawmy przyrodę samą sobie. Ale w praktyce oznacza to tworzenie martwych stref – bez światła, bez pokarmu, bez życia. Chętnie zaprowadziłabym każdego do takiego rezerwatu. Proszę spojrzeć: brak zwierząt, złomy, wywroty i zamierające poszycie.

– Myśli pani, że jest dziś miejsce na taką edukację?

– Myślę, że tak. Świadomość ekologiczna w Polsce rośnie, ale musi być oparta na faktach, nie na emocjach. Polska ma dziś coraz więcej lasów – i pod względem powierzchni, i pod względem zasobów. Kluczowe jest jednak, by gospodarką leśną zarządzali fachowcy: ludzie z doświadczeniem, wiedzą i szacunkiem dla przyrody. Mamy w rękach wielki dar, musimy o niego dbać – rozumnie, nie emocjonalnie. 

2025-06-06

Jan Rojewski