R E K L A M A
R E K L A M A

Koniec Trzeciej Drogi. Rozwód bez orzekania o winie

Były sny o potędze, groźby wdeptania Putina w ziemię, obietnice uzyskania reparacji od Niemiec (w formie finansowania polskich wydatków na obronność). Miała być to nie tylko Trzecia Droga, lecz także trzecia siła. Skończyło się na kompromitującym wyniku marszałka Szymona Hołowni w wyborach prezydenckich (4,99 proc.). Teraz każdy pójdzie swoją drogą. Z tym że dla Polski 2050 to droga bez powrotu, a PSL ma jeszcze cień szansy na przetrwanie.

Rys. Tomasz Wilczkiewicz

W ostatnim sondażu PSL i Polska 2050, gdy występowały razem, uzyskały wynik 5,1 proc. poparcia. To nie klęska – to tragedia. Parafrazując dowcip z czasów PRL, można powiedzieć, że Trzecia Droga stanęła nad przepaścią i zrobiła kolejny krok naprzód.

– Wczoraj (17 czerwca – przyp. autora) na Radzie Naczelnej podsumowaliśmy serię wyborów, na które się umówiliśmy. Trzecia Droga była projektem wyborczym, przecież my od początku mamy osobne kluby w parlamencie, to nie jest jeden organizm partyjny, tylko dwa różne ugrupowania – oświadczył w jednym z wywiadów Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego. – Rozmawialiśmy od dawna z szefem Polski 2050 Szymonem Hołownią, jak ten finał przeprowadzić. Miało być trochę inaczej, powiem szczerze. Mieliśmy wczoraj dyskusję, 28 czerwca odbędzie się Rada Krajowa Polski 2050. Po tym mieliśmy wspólnie wyjść i powiedzieć, że ten etap jest zamknięty.

Ale stało się inaczej. Pojawiły się plotki, że o wyjściu PSL z koalicji Szymon Hołownia dowiedział się z mediów. Robił jednak dobrą minę do złej gry. – Decyzję Rady Naczelnej naszego koalicjanta – PSL – o faktycznym zakończeniu projektu Trzeciej Drogi przyjmujemy ze zrozumieniem i wdzięcznością – napisał Hołownia na platformie X. – Zrozumieniem, bo umawialiśmy się na serię czterech wyborów. Wdzięcznością, bo obustronnie dotrzymaliśmy wzajemnych zobowiązań, a lojalność i zaufanie to w polityce fundamentalna rzecz.

Ale chyba nikt mu nie uwierzył. Politycy Polski 2050 nie kryli rozgoryczenia. – Poszliśmy własną drogą, bez dopłat do kredytów… – napisała Katarzyna Pełczyńska- Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej.

Informacja o rozstaniu stała się polityczną sensacją i zaskoczyła nawet polityków Platformy Obywatelskiej. – Byłem zdumiony tymi sygnałami – mówił w TVN Grzegorz Schetyna, były przewodniczący Platformy.

Stracona laska?

Rozwód z PSL może się okazać prawdziwą katastrofą dla Szymona Hołowni, który mimo umowy koalicyjnej podobno nie kwapi się do oddania laski marszałkowskiej Włodzimierzowi Czarzastemu. Pozostając w koalicji z PSL, miał spore szanse, żeby ją zachować. Teraz te szanse są iluzoryczne i zależą tylko od kalkulacji politycznej Donalda Tuska. Teoretycznie Trzecia Droga była dużą siłą. Miała marszałka i wicemarszałka Sejmu, dwóch wicemarszałków Senatu, 64 posłów, 12 senatorów, wicepremiera, 6 konstytucyjnych ministrów. Ale to tylko teoria. Ludowców i partii Hołowni nic nie łączyło. Nic poza chęcią zachowania stołków. Polska 2050 to taka podróbka Platformy Obywatelskiej, a jeżeli tak, to wyborcy wolą głosować na oryginał. Hołownia szybko przekonał się, że show-biznes i polityka to zupełnie inne aktywności. W jego ugrupowaniu są albo polityczni dyletanci albo uciekinierzy z Platformy czy szerzej Koalicji Obywatelskiej. Wydawało się, że mózgiem, ideologiem formacji będzie Michał Kobosko. Tylko w Polsce 2050 nie ma żadnej idei spajającej jej członków, więc ideolog nie jest potrzebny. Kobosko był dziennikarzem, a nawet szefem znanych tygodników „Newsweek” i „Wprost”, które jednak czasy świetności już miały za sobą. Pisanie o polityce czy redagowanie pisma to nie to samo, co realna polityka. Śmiem twierdzić, że działalność w Zrzeszeniu Studentów Polskich czy Niezależnym Związku Studentów w czasach transformacji (gdzie trzeba było wykazać się większym talentem politycznym niż w obecnych partiach) dałaby mu w tym względzie większą wiedzę niż wszystkie nauki akademickie, ale Kobosko nie miał takich doświadczeń. Nic więc dziwnego, że uciekł do europarlamentu.

W partii Hołowni jest dwóch doświadczonych polityków: Paweł Zalewski i Michał Gramatyka. Tyle że obaj panowie z niejednego pieca chleb jedli. Szczególnie Zalewski przeszedł imponujący szlak bojowy: Forum Prawicy Demokratycznej, Unia Demokratyczna, Partia Konserwatywna, Koalicja Konserwatywna, Stronnictwo Konserwatywno- Ludowe, Prawo i Sprawiedliwość (był wiceprezesem), Platforma Obywatelska, Polska 2050. Czy taki człowiek jest w stanie kogokolwiek porwać, być wzorem do naśladowania, liderem z autorytetem?

Jakie atuty ma więc Polska 2050? Może tylko twarze Joanny Muchy i Aleksandry Leo, a to trochę za mało, żeby być trzecią siłą.

Polska 2050 może szachować Donalda Tuska 32 szablami, ale w praktyce przypomina to sytuację, gdy ma się jeden nabój w rewolwerze.

Jeżeli Polska 2050 nie zgodzi się na rekonstrukcję rządu, w której wyniku zapewne straci kilka stanowisk, wówczas Tusk może się zdecydować na skrócenie kadencji Sejmu. Jednak taki krok byłby możliwy tylko, gdyby w sondażach Koalicja Obywatelska miała sporą przewagę nad PiS.

Podstawowe, a właściwie jedyne pytanie, na które musi odpowiedzieć Hołownia, brzmi: czy jego partia samodzielnie wejdzie do Sejmu po wyborach 2027? Odpowiedź brzmi: nie.

Jedyną szansą dla jej członków jest znalezienie się na listach Koalicji Obywatelskiej i zdanie na łaskę Tuska.

W najgorszej sytuacji znaleźliby się parlamentarzyści, którzy byli członkami Platformy lub weszli do Sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej, a potem odeszli do Polski 2050. To posłowie: Michał Gramatyka, Paulina Hennig-Kloska, Joanna Mucha, Ireneusz Raś, Mirosław Suchoń i Tomasz Zimoch. Tusk, tak jak Kaczyński, jest bardzo pamiętliwy, ale jeszcze dłużej niż prezes PiS chowa urazę.

Dobrze, ale nie beznadziejnie

W trochę lepszej sytuacji jest PSL. Od 1990 roku ta partia kieruje się dewizą: by żyło się lepiej (oczywiście członkom własnej partii i ich rodzinom). Dlatego dla ludowców sensem istnienia jest utrzymanie stanowisk w spółkach kontrolowanych przez państwo i samorządy. PSL ma więcej opcji od partii Hołowni.

Może pozostać w koalicji, ale wraz z coraz gorszymi notowaniami rządu szanse na przekroczenie pięcioprocentowego progu wyborczego będą maleć.

Może wyjść z koalicji, ale wówczas premier usunie ludowców ze wszystkich agencji rządowych i spółek Skarbu Państwa.

Może wyjść z obecnej koalicji i wejść w koalicję z PiS, a może także z PiS i Konfederacją. W tym drugim wypadku będzie jednak zdane na łaskę Jarosława Kaczyńskiego. Jednym z największych przeciwników takiego rozwiązania jest wicemarszałek Piotr Zgorzelski, ale wiadomo, że poglądy (szczególnie w PSL) są po to, żeby je zmieniać.

Bardzo wiele będzie zależało od prezesa Władysława Kosiniaka-Kamysza. Co łączy wywodzącego się z nomenklaturowej rodziny krakowskiego lekarza z doktoratem z elektoratem ze wsi i małych miast?

PiS jeszcze przed wyborami 2023 roku kusił Kosiniaka-Kamysza stanowiskiem premiera. Szef ludowców nie zgodził się na to ze strachu, gdyż jest zapewne najbardziej chwiejnym szefem ludowców od chwili, gdy zamienili szyld ZSL na PSL.

W listopadzie odbędzie się kongres ludowców. To jedyna parlamentarna partia, w której obowiązują jeszcze procedury demokratyczne. Na sejmowych korytarzach można usłyszeć plotki (w które oczywiście nie wierzymy), że premier ma na wicepremiera jakieś haki.

Kto mógłby zastąpić Kosiniaka-Kamysza? Pierwszy na liście jest oczywiście niezniszczalny Waldemar Pawlak, przewodniczący Rady Naczelnej PSL, który pełnił tę funkcję dwa razy przez 13 lat. Problem w tym, że o byłym premierze ktoś puszcza podobnie niesprawdzone plotki co o Kosiniaku- Kamyszu. W dalekim odwodzie pozostają jeszcze wiceprezesi: ambitny Krzysztof Hetman i Adam Jarubas, kiedyś kandydat ludowców na urząd prezydenta. Nie można też zapominać o wicemarszałku Piotrze Zgorzelskim, który w Naczelnym Komitecie Wykonawczym pełni ważną funkcję sekretarza.

Polskie Stronnictwo Ludowe ma pieniądze, struktury, tylu członków co PiS i PO razem wzięte, ma jednak ten problem, że nie ma wyborców, którzy znikają w zastraszającym tempie. Ludowcy zawsze wychodzili z największych opresji, ale gdyby w 2027 roku nie weszli do Sejmu, to mogłoby oznaczać ich koniec.

Tusk i Kaczyński od 2005 roku dążą do polaryzacji, która tyle razy dawała im zwycięstwo, spychając pozostałe partie na margines. Dlatego żaden z głównych liderów się nie zmartwi, gdy Polska 2050 i Polskie Stronnictwo Ludowe znikną z politycznej sceny. 

2025-06-26

Krzysztof Różycki