Żyjemy dziś w czasie interregnum, w swoistym bezkrólewiu, bo załoga Pałacu Prezydenckiego zajmuje się pakowaniem kartonów i wyprowadzką, zaś formowana ekipa zwycięzcy dopiero przymierza się do nowych okoliczności. To dobra okazja, by włączyć myślenie życzeniowe i spróbować pocieszyć strapionych. Wszak, jak mówi pamiętny refren dawnego przeboju zespołu Tilt, napisanego przez Tomka Lipińskiego: Jeszcze będzie przepięknie… Bo czemu nie?
Karol Nawrocki, prezydent elekt, jeszcze w bojowym duchu kampanii wyborczej zapowiadał trudny czas dla rządu. – Dam silny odpór rządowi Tuska! – deklarował Nawrocki, nie konkretyzując w jakich kwestiach. – Będę dążył do zasypania podziałów, które gnębią naszą ojczyznę – obiecywał kandydat, nie zdradzając, jak to zrobi. Oba oświadczenia zdradzają merytoryczne słabości elekta: brak pokory, niewielkie doświadczenie, partyjność, powierzchowną znajomość zasad polityki. I chociaż to jego poprzednik Duda żalił się, że uczy się wszędzie i bez przerwy, to nauka, jaka czeka Nawrockiego, jest dużo poważniejsza. Bo skala niewiedzy Nawrockiego rzutuje bezpośrednio na wiarę połowy elektoratu. Jeszcze będzie przepięknie…?
6 sierpnia to dzień zerowy w pięcioletniej kadencji Prezydenta RP. Od tego dnia zacznie bić nie tylko zegar, ale zacznie puchnąć agenda spraw, które winien jest Polsce, bo to obiecał. A te wcale nie będą proste w realizacji, skoro jego dewizą będzie „odpór rządowi”. Nawrocki jeszcze tego nie wie, a jego akolici cieszą się, że będzie dla rządu Tuska brutalny, lecz skuteczna władza nie na tym polega. I tu pierwsze ziarno nadziei, że może jednak będzie przepięknie… skoro koabitanci zrozumieją, że są skazani na współpracę? Od 6 sierpnia pobiegnie kadencja, która zapewne nie rozczaruje jego dziesięciu milionów, ale może mu przysporzyć tysięcy nowych głosów niezbędnych do reelekcji.
Nawrocki lekko miał nie będzie, bo choć z urzędu stanie się kawalerem Orderu Orła Białego, jego zasługi dla państwa i narodu długo pozostaną nikłe, zaś ciągnąca się za nim smuga biograficznych brudów da mediom wieloletnią pożywkę, z której nie wiadomo, co wyrośnie. To też może sygnalizować konieczność spuszczenia ciśnienia i skłonić do politycznej koncyliacji. Porównywany, z racji gdańskiego rodowodu, do Wałęsy i Tuska ma Nawrocki więcej do zrobienia na wejściu, by dowieść, że nie jest wydmuszką, pardon, decyzją prezesa. Mnie bardziej kojarzy się on z Marianem Banasiem, „krystalicznym” pisowcem, który rozegrany przez Kaczyńskiego nie dał się zrzucić z sań (czyli NIK-u) i dziś jest skutecznym biczem na swych dawnych kumpli. Nie wiadomo, czy podobny los nie jest pisany Nawrockiemu, bo może stanąć wobec oczekiwań, których dziś sobie nie jest w stanie wyobrazić. Ani nikt z jego drużyny. To też może budzić niejakie nadzieje, że szacunek do państwa przeważy nad partyjnym geszeftem.
Sprawnie funkcjonujący sztab kampanijny Nawrockiego będzie mu pewnie służył w Kancelarii i nie pominie badań, które w każdym strategu politycznym muszą budzić alarm. Już dziś sondaże mówią, że więcej wyborców (41,7 proc.) ocenia Nawrockiego negatywnie niźli pozytywnie (tych jest 39,5 proc.). To czytelne wskazanie, że polscy wyborcy oczekują polityki uprawianej z użyciem narzędzi subtelniejszych niż bejsbol. Nawrocki, by pozyskać szacunek i prestiż, powinien też unikać odgrywania roli Pana Boga, szczególnie gdy cytuje biblijne teksty, nie rozumiejąc ich wagi i kontekstu. – Jeśli ukorzy się lud mój, nad którym zostało wezwane imię moje, i będą błagać, i będą szukać mego imienia, i odwrócą się od złych dróg swoich, ja im wybaczę, a kraj ich ocalę – wołał na wiecu. Wielu katolików odebrało te słowa jak bluźnierstwo. Może u św. Brygidy zrobiło to pozytywne wrażenie, ale dalibóg, tylko tam. Gdy to pojmie Karol Nawrocki, skorzysta na tym prezydent państwa. A po nim my wszyscy.
Stare powiedzenie mówi, że pycha kroczy przed upadkiem. Zawsze mnie zawstydzały wypowiedzi pisowców negujących zasługi Donalda Tuska, choć nie jestem jego wyborcą. Zawstydzała mnie dysproporcja między atakującym i atakowanym, ratlerka oszczekującego brytana. Po prostu skala doświadczenia Tuska przeważa nad agresją miernych zawistników, zatem uważałbym na aroganckie rady prezydenta elekta, który mówi o sobie w trzeciej osobie. – Panu premierowi powiem: niech weźmie głęboki oddech, niech myśli, jak współpracować z prezydentem Polski, który z woli narodu będzie decydował o sprawach Polek i Polaków. Prezydent musi szanować wyborców nawet swych antagonistów, bo ich mandaty są także demokratyczne. I nie prezydent, ale wyborcy sprawili, że rządem kieruje ktoś, kto według prezydenta „nie jest wymarzonym partnerem”. Równie niemądre jest wyrażanie nadziei przez prezydenta elekta, że premier „uniesie się na poziom odpowiedzialności, którego oczekują dziś Polki i Polacy”. Pycha kroczy itd… – Gdy Nawrocki to ogarnie, może jeszcze będzie przepięknie.
Niemający praktyki dyplomatycznej Nawrocki zadeklarował, że nie poprze wejścia Ukrainy do NATO, mimo że przeczy to polskiej racji stanu. Chyba nie akceptuje też polskiego status quo, czyli zdecydowanego poparcia społecznego Polaków dla naszej obecności w Unii Europejskiej. To dwie pierwsze korekty, jakie prezydent elekt winien uczynić bez zwłoki, bo winien jest to nam wszystkim. Wtedy uwierzymy, że jeszcze może być przepięknie.