Polska lewica, akurat też się rozpadając jak Wenezuela, natychmiast pozazdrościła tego pomysłu. Jeszcze w październiku pełniąca funkcję ministra rodziny etc. wystąpiła z postulatem, aby kiedy wypadnie Wigilia – choć to zdarzy się dopiero 24 grudnia – była ona dniem wolnym.
Jest to obliczone na to, że darowanie nam gwiazdki będzie się kojarzyć z tymi politykami i w ludzkich umysłach wytworzy przekonanie, że pojawia się dzięki nim, i że to ich trzeba wypatrywać na niebie.
Okazało się, że lewica – te cwane gapy – będzie nam teraz wyznaczać Wigilię. Jej ruch jest jednak dużo ciekawszy niż odruchowe zaliczenie go do kategorii reakcji pt. „jak trwoga, to do Boga”. W swym sięganiu lewą ręką do prawych kieszeni lewica próbuje wykonać tu kaskaderski manewr posłużenia się religią do pozbycia się jej. Razem z ubóstwieniem Bożego Narodzenia jednocześnie chce tego Boga do kieszeni schować. Tylko że swojej.
Subskrybuj