R E K L A M A
R E K L A M A

Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Zaginięcie czy zabójstwo?

Dziś o tragedii w krakowskiej rodzinie Wójtowiczów mieszkających w blokowisku w Nowej Hucie. W styczniu 1995 roku zniknął 23-letni Robert Wójtowicz, student psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. 

Fot. Strona na FB poświęcona zaginięciu

Robert edukację rozpoczął w Liceum Lotniczym w Dęblinie, potem trafił do Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, ale tęsknota za rodziną spowodowała, że wrócił do rodzinnego Krakowa. Tu rozpoczął studia na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Robert był młodzieńcem szalenie religijnym i zaraz po rozpoczęciu studiów związał się z Duszpasterstwem Akademickim. Szczególne więzi połączyły go z trójką wikariuszy z parafii św. Maksymiliana Kolbego w Nowej Hucie – Mistrzejowicach.

Dramat rozegrał się 20 stycznia 1995 r. Tego dnia Robert miał pójść na zajęcia na UJ, a potem do biblioteki. Ostatnią osobą, która widziała Roberta przed blokiem, był jego kolega z osiedla. Potem Wójtowicz jakby się rozpłynął w powietrzu… Nie dotarł na zajęcia na uczelni ani do biblioteki. Kiedy nie wrócił wieczorem do domu, jego matka czuła, że stało się coś złego. Nim zgłosiła zaginięcie Roberta policji, zatelefonowała do męża pracującego na Syberii. Lech Wójtowicz również przeczuwał, że stało się coś złego i od razu postanowił wrócić.

Rodzina rozpoczęła poszukiwania natychmiast. Dotarła do znajomych Roberta, obdzwoniła krakowskie szpitale – bez rezultatu. Nie przyniosła też efektów publikacja informacji o zaginięciu studenta w mediach. W Krakowie rodzina rozwiesiła plakaty. Po 48 godzinach krakowscy policjanci również rozpoczęli poszukiwania. Przesłuchali dziesiątki osób. Jedną z pierwszych informacji przekazanych policji telefonicznie była ta o rzekomym odejściu Roberta do sekty. Z czasem ją wykluczono. Niestety, nie udało się wtedy odpowiedzieć na pytanie, co stało się z Robertem. Jego ojciec w wywiadach dla wielu mediów utrzymywał, że związek z zaginięciem syna muszą mieć trzej wspomniani księża: Adam, Andrzej (brat Adama) i Stanisław.

Przełom nastąpił blisko 20 lat później. W 1995 r. policjanci z krakowskiego Archiwum X powrócili do tej sprawy. Kilkumiesięczna dogłębna analiza 800 stron akt pozwoliła na wyeliminowanie fałszywych tropów. Pozostał najbardziej prawdopodobny – zabójstwo. Odtworzono życiorys 23-latka. Szczegółowej analizie poddane były wszelkie zapiski Roberta, treść jego pamiętników i kalendarzy. Pod lupę wzięto okres szkolny i uczelniany, zweryfikowano zeznania przesłuchiwanych przed laty świadków.

Szczególnie niespójne były zeznania parafialnych wikariuszy. Policjanci nie ukrywali, że za zabójstwem stoi ktoś nieprzypadkowy, jednak więcej informacji nie chcieli udzielić.

Po trzech latach od ustaleń Archiwum X dziennikarze Onetu dotarli do zeznań jednej ze studentek z Krakowa. Okazało się, że słyszała, jak wspomniany tu ksiądz Adam mówił o Robercie: „To ten, który został zabity w parku w nowohuckich Mistrzejowicach”. Miał to zrobić rzekomo wraz ze swym bratem księdzem. Ciało zawinęli w dywan i wywieźli fiatem 125p (takie auto miał ks. Adam – przyp. autora). Przesłuchiwany później ksiądz Adam poinformował śledczych, że sobie tak żartował.

Niespójne były także zeznania pozostałych dwóch księży. Postanowiono wobec duchownych użyć wariografu. Wspomniani już dziennikarze dotarli do protokołów z tych przesłuchań. Wyciągnięto następujące wnioski: w przypadku księdza Adama istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest bezpośrednio uwikłany w zaginięcie. Z kolei w przypadku księdza Andrzeja istnieje przekonanie, że jest zamieszany w zbrodnię, ale na etapie jej tuszowania, a nie dokonania. On też, tuż po zaginięciu Roberta, najprawdopodobniej rozpowszechniał informacje, że zaginiony uciekł do sekty. Ostatni z księży – Stanisław – może ukrywać wiedzę nt. morderstwa i jego sprawców. Wszyscy przesłuchiwani zasłaniali się niepamięcią.

W 2018 roku Prokuratura Okręgowa w Krakowie wszczęła śledztwo ws. zabójstwa, ale do tej pory nie postawiono żadnych zarzutów. Kuria wydała komunikat, że w tej sprawie będzie współpracować z prokuraturą i policją. Ojciec Roberta, który dopiero po ponad 20 latach mógł się zapoznać z policyjnymi aktami, był zszokowany ogromem pracy śledczych. Mówił w prasowych wywiadach (m.in. dla Onetu, „Gazety Krakowskiej”, „Wyborczej”): „Szukam prawdy, a nie sprawiedliwości. Zależy mi na jednym: aby ten człowiek wskazał miejsce, gdzie ukrył ciało mojego syna”.

Prawie w każdą rocznicę zaginięcia Roberta ojciec rozwiesza w Krakowie okolicznościowe plakaty. Jego determinacja w dochodzeniu prawdy sprawiła, że – choć jak dotąd bez efektów – śledczy zajmują się tą sprawą.

Wiesz coś o losach Roberta Wójtowicza – pisz: rzecznik@kr.policja.gov.pl 

2024-09-25

Michał Fajbusiewicz