Aliści rychło zwiedzieli się o rozstawionym namiocie liczni, choć mniej liczący się kuglarze, którzy tej okazji przegapić nie mogli. Zjawili się tłumnie i z pojedynku zrobiła się nagle zbiorowa nawalanka. Niewiele z niej wynikło, kuglarze gadali, co chcieli i co wiedzieli, nie wyłoniła się z chaosu gwiazda, choć każda z liczących się stron odtrąbiła, rzecz jasna, sukces.
Debaty prezydenckie w Polsce stają się coraz bardziej odpustowo-jarmarczne. Ludyczne zamiast merytoryczne, bo idzie w nich o co innego. Trzeba być! Za cenę każdej głupoty. Dać się poznać! I dać zapamiętać! Nikt nie zapamięta twarzy poczciwego dr. Bartoszewicza. Nawet nie ma takiej możliwości. Ale pomarzyć o polskim lotniskowcu z napędem nuklearnym? Tak, to się zapamiętuje, a to pomysł wyżej wspomnianego! I nie ma znaczenia, że lotniskowiec na Bałtyku to jak Airbus 380 w Radomiu, ale w cyrkowej debacie bezkarnie może paść każdy idiotyzm. A takich Bartoszewiczów i Maciaków wegetujących politycznie przy dnie, czyli ze śladowym poparciem, jest w tej stawce kilku. Co ciekawe, wszyscy oni oczarowani są Putinem i jego glinianym imperium. Nie jest ich winą, że się tu znaleźli, ale polskiego prawa, które umożliwia planktonowi politycznemu wejście do ligi, w której nie powinno być dla nich miejsca. Z powodu przyzwoitości i powodów praktycznych.
Subskrybuj