Czekam na Twoją reakcję, bo w praktyce dziennikarskiej nie ma nic ważniejszego niż opinia czytelnika, słuchacza czy widza.
Ktoś na antenie śmiał się do rozpuku z przemocy domowej, ktoś siarczyście zaklął w relacji na żywo, bo mu źle poszło, a inny podłożył mikrofon osobie plotącej niewyobrażalne głupstwa – to wszystko działo się w minione dni. „Gazeta Wyborcza” doniosła, że nowy szef TVP w Lublinie nie ma wyższego wykształcenia (nowe-stare standardy?!), a na swoich zastępców mianował propisowskich klakierów. W mediach nie ustają też plotki o starcie w wyborach prezydenckich dziennikarki Polsatu Doroty Gawryluk, a ona tej informacji (dezinformacji?) nie dementuje.
Ostatnia sprawa najbardziej mnie bulwersuje. Chodzi o to, że dziennikarka nie odcina się od tego pomysłu i swoją postawą podsyca zainteresowanie opinii publicznej, pośrednio wykorzystując promocję swojej osoby do promocji własnego programu i Polsatu. 20 lat temu Tomasz Lis (wówczas pracownik TVN) rozważał udział w wyborach prezydenckich, ale się w końcu zreflektował i spekulacje przeciął, choć miał większe szanse niż Gawryluk (chciało na niego głosować 17 proc. wyborców), a przy okazji z TVN go zwolniono. Mówi się, że Gawryluk mogliby wesprzeć prezydent Andrzej Duda i były premier Mateusz Morawiecki, który – jak wynika z mejli Dworczyka – kontaktował się z tajemniczą „Dorotą” z Polsatu, ale to tylko dywagacji ciąg dalszy. Dziennikarze Polsatu ponoć są bardzo niezadowoleni, bo nie chcą być uznawani za sztab wyborczy Gawryluk, a tak to zaczyna wyglądać. Do wyborów wprawdzie jeszcze rok, ale kampanię można uznać za już rozpoczętą. Włączył się w nią również red. Mariusz Cieślik z „Rzeczpospolitej”, który trzy miesiące temu napisał, że zagłosuje albo na dziennikarza Krzysztofa Stanowskiego, albo na dziennikarkę Dorotę Gawryluk. Wolna wola, ale dla mnie dziennikarz deklarujący poparcie dla dziennikarzy i robiący im klakę to cyrk do kwadratu. Faktycznie, osobliwe podejście: czwarta władza, która kontroluje pierwszą, powinna zastąpić pierwszą, bo ta pierwsza się nie sprawdza… A politycy niech zastąpią wówczas dziennikarzy.
Żyjemy w wolnym kraju i dziennikarz też może zostać prezydentem, podobnie jak aktor, satyryk czy piosenkarz. Ale jest to złamanie dziennikarskich reguł, naruszenie zasad etycznych, bo wejście do polityki to po prostu nic innego jak pakt z władzą, którą ów dziennikarz powinien kontrolować. Siedzenie okrakiem na dwóch grzędach (dziennikarz- -polityk, dziennikarz-rzecznik prasowy, dziennikarz-spin doktor etc.), nie jest ani nowym, ani rzadkim zjawiskiem w polskich mediach, ale pokazuje stopień ich zależności od polityki i świadczy o rozdwojeniu jaźni. Albo-albo. Tertium non datur. Albo jesteś dziennikarzem (dziennikarką), albo politykiem (polityczką). Nie możesz odpytywać w studiu polityków, jednocześnie aspirując, by stać się jednym z nich. To jest po prostu nieprzyzwoite, ale kto dziś przejmowałby się staroświecką etyką?! Róbmy politykę w mediach i poprzez media, wystawiajmy swoich w wyborach, zagarniajmy władzę, reklamujmy przy okazji własne programy i fundacje, bo nawet jeśli ostatecznie nasi nie wezmą udziału w wyborach, to przecież show wokół nich będzie się kręcił, a kasa pęczniała.