Pani Elżbieta jest pielęgniarką z 30-letnim stażem. Tego dnia pełniła dyżur na swym oddziale tylko z trzema koleżankami – trzy pielęgniarki u progu emerytury na 28 dzieci. I się zaczęło… – Zadzwoniła koleżanka, że nie radzą sobie z pacjentem – opowiada pani Elżbieta. – Pobiegłam, ale na początku wycofałam się pod okno, bo bałam się, że dostanę kopniaka w twarz – relacjonuje. – Pomógł nam pielęgniarz. Jakoś udało się spiąć głowę chłopaka rzepami i przeprowadzić badanie tomografem komputerowym, a potem umieścić na łóżku. – Ale on się „rozkopał”. Leżał nagi. Chciałam go podnieść i umieścić głowę na poduszce. Wtedy dostałam pięścią – to dalsza część opowieści. – Nikt nam nie mówił, że nie możemy się bronić. Oddałam mu. Pierwszy raz w życiu oddałam. Nie pamiętam, czy uderzyłam raz, czy dwa. Zapis monitoringu pokazuje potem, że to były dwa uderzenia. Ale ona już tego nie pamięta. W ogóle nie pamięta, co wydarzyło się dalej. Stres zrobił swoje. Z opowieści wie, że zareagowali ojcowie innych dzieci będących na oddziale.
Ze zdarzenia wyszła z przesuniętą żuchwą i połamanym nadgarstkiem. Lecząc się z odniesionych ran, będąc w domu, otrzymała pismo o zwolnieniu dyscyplinarnym. Najwyraźniej uznano, że nie powinna się bronić.
W Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga informują, że doszło do popełnienia dwóch czynów karalnych. Jednego w stosunku do pielęgniarki, drugiego wobec pacjenta. – Przejrzeliśmy monitoring i na tej podstawie postanowiliśmy rozstać się z panią Rynkowską – mówi rzecznik szpitala. – Nie zgodziła się, dlatego sprawa toczy się teraz przed sądem pracy. Do czasu rozstrzygnięcia niczego nie komentujemy.
– Nikt przed ogłoszeniem decyzji nie zaprosił mnie na rozmowę – mówi Elżbieta Rynkowska. – Powiedziano mi: poszoł won!, bo to ja pobiłam pacjenta.
– Ona już wcześniej zgłaszała projekt, by w ramach oddziału utworzyć blok dla takich właśnie agresywnych pacjentów – opowiada koleżanka pani Elżbiety. – Miałybyśmy zwiększoną ochronę. A tak, nie wolno nam używać siły fizycznej. Przecież mową do takiego człowieka nie dotrzemy.