Skandal w gdyńskim hospicjum. Zarzuty defraudacji pieniędzy

Wokół Hospicjum im. św. Wawrzyńca w Gdyni wybuchł skandal związany z zarzutami defraudacji pieniędzy przez dyrektora, ks. Grzegorza Milocha.

Fot. Google Street View

Śledztwo w toku

Hospicjum stało się znane po pogrzebie Anny Przybylskiej, kiedy zbierano środki na rzecz dziecięcego domu hospicyjnego „Bursztynowa Przystań,” będącego częścią większego hospicjum. Kilka miesięcy temu zaczęły pojawiać się niepokojące informacje dotyczące tego gdyńskiego ośrodka. Prokuratura Rejonowa w Pucku rozpoczęła śledztwo w sprawie finansów placówki, aby zbadać, czy nie doszło do przywłaszczenia środków ze zbiórek i darowizn.

Ks. Miloch jest oskarżany o zarządzanie hospicjum w sposób nieodpowiedni. Ma przekształcać je w swój prywatny biznes i zatrudniać członków swojej rodziny. Mimo tych oskarżeń ks. Miloch zaprzecza zarzutom, nazywając je „ludzką złośliwością”. Mówi też, że we współczesnych czasach bardzo modne jest szkalowanie księży.

Prokuratura w Pucku potwierdza prowadzenie postępowania w sprawie działalności hospicjum, ale na razie nie postawiono nikomu zarzutów. Dochodzenie trwa, a w ciągu miesiąca śledczy zdecydują, czy komukolwiek wspomniane zarzuty postawić.

Rodzinny interes

Problem jednak jest trochę bardziej złożony, ponieważ oprócz zarzutów defraudacji pojawiają się jeszcze te związane z faktem, iż ksiądz w rzeczywistości ma córkę. Jeden z rozmówców Faktu mówi wprost:

Ksiądz Grzegorz Miloch od prawie 30 lat jednoosobowo zarządza stowarzyszeniem, z którego uczynił sobie prywatny folwark, swoją firmę. Członkami stowarzyszenia są m.in.: jego mama, wujek, ale także konkubina księdza, która w hospicjum jest zatrudniona, a także jej mama i brat. Sytuacja rodzinna księdza jest tajemnicą poliszynela. Wszyscy w hospicjum wiedzą, że ksiądz ma nastoletnią córkę z pracownicą, ale wokół tego tematu panuje dziwna zmowa milczenia.

Podobno całe hospicjum stanowi niejako rodzinny interes. Z ustaleń „Faktu” wynika, że matka księdza jako „wolontariuszka” kieruje magazynem przez pięć dni w tygodniu, kontrolując dary rzeczowe i pieniądze, zaś inni pracownicy się jej obawiają. Ma ona traktować ich bardzo surowo.

Informator Faktu twierdzi, że jednowładztwo księdza w stowarzyszeniu umożliwiło mu dostęp do pieniędzy i całego majątku hospicjum. Razem z matką i zaufanymi osobami przez lata zarządzał środkami, a 99% zebranych kwot nie było liczone w obecności zbierającego lub wypożyczającego.

2024-04-20

Sebastian Jadowski-Szreder na podst. SE.pl, Wprost i Fakt