Wszak to my – potomkowie Mieszka i jego niebywale świętojebliwej, obdarzonej nienachalną urodą żony Dobrawy – jesteśmy przedmurzem chrześcijaństwa, NARODEM WYBRANYM! Zaświadcza o tym dobitnie historia polskiego Kościoła katolickiego! Utwierdza w owym przekonaniu jego nauka oparta na dogmatach religijnych i encyklikach nieomylnych papieży – ziemskich namiestników Pana Boga! W nadwiślańskim katolandzie nic nie dzieje się bez woli Wszechmogącego i nie jest dziełem przypadku!
Też tak sądzę. Ba, od dawna twierdzę i upieram się przy tym, że żyjemy w państwie cudów i cudaków! Bez ingerencji w nasze życie sił nadprzyrodzonych płynących z niebios ciężko byłoby nam funkcjonować, być przykładem, wzorem dla odchodzącej od wiary, pogrążającej się w nihilizmie i chaosie Europy! Jestem spokojny, dobrze się czuję, gdy słyszę, nie tylko w telewizorni, szczere, płynące z głębi serca podziękowania rodaków, wyrazy wdzięczności składane Panu za to, tamto i owamto: dzięki Bogu nic mi się nie stało, dzięki Bogu dostałam tę pracę, dzięki Bogu nie było ze mną aż tak źle, dzięki Bogu rzuciłem palenie, dzięki Bogu dodzwoniłam się do „Szkła kontaktowego”, dzięki Bogu…, dzięki…, dzięki!
Kilka dni temu wzruszył mnie do łez ksiądz egzorcysta Salceson O, który po wyjściu z aresztu za kaucją (350 tys.) owe radosne dla niego i jego wielbicieli wydarzenie skomentował tak oto: „Mówią mi, że to był areszt wydobywczy. On był wydobywczy w tym znaczeniu, bo wasze modlitwy mnie z niego wydobyły!”. No, proszę bardzo, na naszych oczach dokonał się cud! Torturowany fizycznie i psychicznie, odsądzany od czci i wiary przez dziennikarzy mętnego nurtu egzorcysta i męczennik cierpiący za miliony – konkretnie 66 milionów zł – wyszedł na wolność z podniesionym czołem!
Wielka jest siła w modlitwie bogobojnego, mądrego ludu polskiego!