R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (14.12.2025)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

Stan wojenny 

Niedawno obserwowałem posiedzenie Sejmu, gdy wybierano nowego marszałka. Kandydatem był pan Czarzasty z lewicy i wielu posłów z lewa i prawa wypowiadało na mównicy swoje lub klubu zdanie na ten temat. Oczywiście obecna opozycja była całkowicie przeciw. Jeden z jej przedstawicieli, pan Czarnek, zarzucił kandydatowi, że w jakiejś wypowiedzi wyznał, iż w jego przekonaniu prezydent Jaruzelski był bohaterem, a pan Kukliński zdrajcą. Do tej wypowiedzi chciałbym się odnieść. 

Pan Czarnek jest zapewne człowiekiem wszechstronnie wykształconym, był przecież ministrem oświaty. Ale, być może, współczesne szkoły uczą myśleć młodzież jakoś inaczej, gdyż widzą świat do góry nogami. Wystarczy trochę pomyśleć. Gdyby pan Jaruzelski był takim łajdakiem, na jakiego go kreują, to mając do dyspozycji wojsko i cały aparat policyjno-ubecki, mógłby sobie spokojnie rządzić do śmierci, jak nasz sąsiad ze Wschodu. Nie zrobił tego, tylko uzgodnił z opozycją przekazanie władzy w taki sposób i w takim momencie, aby nasi sąsiedzi nie mogli mieć żadnych wątpliwości, że wszystko odbyło się za zgodą społeczeństwa.

Ja nie wiem, jakie były uzgodnienia z ówczesną solidarnościową opozycją, ale jest faktem, że Jaruzelski zgodził się na wolne wybory, doskonale wiedząc, jaki będzie ich wynik. Czy tak postępuje przestępca i uzurpator? Nie, tak postępują uczciwi ludzie, i dla mnie ten człowiek jest bohaterem. Oczywiście, tymi słowami narażam się tym, którzy myślą inaczej, ale ja pamiętam tamten czas. Pracowałem już kilka lat, jak zaczęły się strajki i po wyborze i zatwierdzeniu Samorządnych Niezależnych Związków Zawodowych wydawało się, że wszystko wróci do normy, ale strajki trwały – strajkowali wszyscy i każdy z osobna.

Produkcja niemal zamarła, zaopatrzenie zdychało z dnia na dzień, były to bardzo dramatyczne chwile, a przecież do tego przyjaciele szykowali się do interwencji, jak w Czechach w 1968. Jedynym sensownym rozwiązaniem było przejęcie władzy przez wojsko. I tak się stało. Ja jestem prostym człowiekiem, ale rozumiem, że gdyby Jaruzelski nie podjął takiej decyzji, to wybuchłaby wojna, bo nie wierzę, że gdyby obce wojska weszły do naszego kraju, to nasi czekaliby spokojnie. Myślę, że rozpoczęłyby się walki, a skutki mogły być tragiczne. Rozpisałem się, ale o tak skomplikowanej sytuacji, jaka wytworzyła się w latach 80., nie da się napisać w dwóch zdaniach. 

Na koniec jeszcze jedno. Bez względu na pobudki, człowiek wojskowy, który zdradza swój naród, jest zdrajcą i łajdakiem i nigdy swego zdania na ten temat nie zmienię. WŁADYSŁAW GÓRNY

Sto dni itd…

Każdy urzędujący polityk, w tym także prezydent, podlega społecznej ocenie niczym panna młoda na swoim weselu. Pora więc podzielić się odczuciami z tego urzędowania Karola Nawrockiego, tym bardziej że sam niejako do tego zachęcał u progu rozpoczęcia kariery na nowej drodze życia. A więc – do dzieła! 

Po pierwsze: krzyczy o oktawę wyżej od poprzednika, patrzy prosto w kamery i nie obraca głową na prawo i lewo (jak poprzednik), za największego wroga swego (i Kaczyńskiego) także uważa Tuska i cały aktualny rząd, lekceważy KONSTYTUCJĘ i próbuje zająć pozycję, jakiej taż konstytucja nie przewiduje, czyli chciałby być jak „boh, car i wojenskij naczalnik”. A to ostatnie akurat konstytucja mu daje, ale jedynie w czasach pokoju. No, Wałęsa chociaż kapralem został po odbyciu czynnej służby wojskowej. (Nawrocki wojsko widział jedynie na defiladach). 

Mam podejrzenia, graniczące z pewnością, że uważa, iż zasiadanie na zajmowanym stołku pozwoliło mu (chyba przez indukcję) nabyć wiedzy wszelakiej, przynależnej do wygranej w wyborach pozycji. A tu, niestety, pospolitość skrzeczy i to całkiem głośno. Wiedzy dyplomatycznej, politycznej i zwykłej kindersztuby onemu Karolowi brakuje, co wyłazi przy okazji i całkiem bez okazji – ot, choćby sławetne wystąpienie 11 listopada.

Pewna nadzieja tkwi w występującej u jego boku małżonce, że zdoła korygować różne wpadki i zwykłe chciejstwo pana małżonka. Onże otoczył się ludźmi, którzy wyprowadzają go na manowce, mogą ośmieszyć i doprowadzić do kompromitacji, nawet poza granicami kraju. Osoby pokroju Cenckiewicza, Boguckiego, Szefernakera i paru innych w składzie Kancelarii, tak przesiąknięte nienawiścią do inaczej myślących, ideologią kaczystowską, chęcią zniszczenia Tuska itd., że ich podszepty mogą zaszkodzić nie tylko urzędującemu prezydentowi, ale nawet całemu krajowi. I jeszcze jedna uwaga do Karola Nawrockiego jako historyka.

Mijający rok był ogłoszony rokiem 1000-lecia Państwa Polskiego. Czciliśmy Bolka Chrobrego jako pierwszego naszego króla. Zaiste był Wielki! Podbijał i niszczył ludy mu niezbyt przychylne, mścił się na Germanach za swoją u nich niewolę w charakterze zakładnika, ale o koronę zabiegał u cesarza Ottona, podbił Ruś Halicką, Ruś Czerwoną i parę plemion słowiańskich. Nikt tych ludów nie pytał, czy są z tego zadowolone, a pan się dziwisz, że Ukraińcy za swych bohaterów uważają Banderę, Szuchewycza i im podobnych. Dla nich to wszakże bohaterowie, którzy chcieli „Samostijnej Ukrainy”. Nie pochwalam, ale staram się zrozumieć.

To samo dotyczy Chmielnickiego. Dla nas – zdrajca i buntownik, tam – stawiali mu pomniki. Historia każdego kraju jest jego historią. Czasem chwalebną, czasem wstydliwą – nasza też, nawet ta najnowsza. BABCIA HELENKA

Handlarz

Mało który temat zbulwersował mnie tak jak „plan pokojowy” USA dla Ukrainy w wojnie obronnej z Rosją. Czytelne jest, że pod przewodem wiceprezydenta USA pierwszą wersję napisano w prezencie dla Putina. Zamiast zajrzeć do memorandum budapeszteńskiego z 1994 roku o gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy w zamian za rezygnację z broni jądrowej i zrealizować zobowiązania USA, Rosji i Wielkiej Brytanii do poszanowania jej suwerenności i integralności terytorialnej, USA dosłownie nagradzają zbrodniarzy za wszczęcie wojny. Zamiast reperkusji za bandycki najazd Putina na Ukrainę jest plan amerykańskiego dealu z Rosją.

„Zaszyto” w „planie pokojowym” plan skoku na gigantyczną kasę: 100 mld dolarów zamrożonych aktywów Rosji zostanie zainwestowanych w amerykańskie wysiłki na rzecz odbudowy i rozwoju inwestycji na Ukrainie; USA otrzymają 50 proc. zysków z tego projektu; część zamrożonych rosyjskich funduszy zostanie zainwestowana w oddzielny amerykańsko-rosyjski mechanizm (cokolwiek to znaczy); USA zawrą długoterminową umowę (z Rosją!) o współpracy gospodarczej m.in. w zakresie wydobycia metali ziem rzadkich w Arktyce; USA otrzymają rekompensatę za gwarancje. Nie wyobrażam sobie okaleczonych żołnierzy ukraińskich opuszczających okopy, aby w myśl „planu…” oddać zakrwawioną ziemię bez walki.

To przypomina handel prezydenta USA F.D. Roosevelta ze Stalinem polskimi Kresami Wschodnimi, ale w przypadku Ukrainy bez rekompensaty, z pisanymi palcem po wodzie gwarancjami bezpieczeństwa. To wypisz wymaluj polityka przymusu i oszustw, która doprowadziła do zamknięcia rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej w rezerwatach. Indianie „nie mieli kart” w rękach, podobnie jak według D. Trumpa Ukraina, a W. Zełenski „musi polubić plan pokojowy”, tak jak afrykańscy niewolnicy pracę na plantacjach na południu Ameryki pod groźbą bata i kajdan. Szczerze powiem, że pasy darłbym z niespełna rozumu indywiduów, którzy dopuścili zapis w „planie…”, że „wszyscy uczestnicy wojny Rosji z Ukrainą będą objęci amnestią za działania podjęte w jej trakcie”.

Czy mamy zapomnieć o setkach torturowanych i zamordowanych mieszkańców, pochowanych w masowych grobach ze związanymi z tyłu rękoma? Bucza to symbol! Ciśnie się na usta analogia do bezkarności amerykańskich wojskowych, winnych masakry 200 Indian nad Sand Creek w1864 roku. Czy ponieśli konsekwencje żołnierze amerykańscy winni masakry ponad 500 ludzi w wiosce My Lai w Wietnamie? Dzięki drwinie z prawa rozeszło się po kościach. Czy winni tych zbrodni są czczeni w USA 11 listopada w Dniu Weterana? Jakim prawem ktoś, zamiast Międzynarodowego Trybunału Karnego, chce rozgrzeszać rosyjskich morderców, bandytów, terrorystów i psychopatów w mundurach?!

Echem w Białym Domu w USA będzie niósł się krzyk cywilnych ofiar rosyjskiego barbarzyństwa w Ukrainie, w tym wielu dzieci, m.in. spośród 300 ofiar intencjonalnego zbombardowania teatru w Mariupolu. Dzień Niepodległości w USA obchodzony jest 4 lipca, w rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych i zdaje się D. Trumpowi, że USA mogłyby być jedynym krajem na ziemi z takim świętem. Wuj Sam zmienia imię na Wuj Scrooge (sknerus). Odmawia on bowiem Ukrainie prawa do świętowania 24 sierpnia Dnia Niepodległości po uchwaleniu deklaracji przywracającej jej wolność od „ruskiego miru” i suwerenność. Z tak niskich pobudek nie dać nadziei broniącym ojczyzny to jedno skur…o, ale dlaczego ich upodlić? Wstyd, Panie Trump! JANUSZ 

Oblicza patriotyzmu

11 listopada odbyły się obchody Dnia Niepodległości. Byłem na uroczystościach lokalnych, a w telewizji oglądałem przebieg Marszu Niepodległości w Warszawie oraz innych przedsięwzięć publicznych w wydaniu różnych programów telewizyjnych. Zwróciłem uwagę na jedną z charakterystycznych cech tych uroczystości. Na żadnej z nich nie usłyszałem wspomnień i wyrazów szacunku dla tych, którzy w krwawym trudzie walczyli ponad sto lat temu o niepodległość Polski. Bo bez ich walki i poświęcenia nawet najświetniejsze plany i strategie polityków odzyskania niepodległości byłyby tylko kolejnymi mrzonkami.

Sięgam do wspomnień z tamtych lat mojego ojca, Ignacego Krowiaka, który jako niepełnoletni uczeń V klasy Państwowego Gimnazjum w Rzeszowie zgłosił się w 1914 roku jako ochotnik do Legionów, a w 1918 roku jako ochotnik wstąpił do organizującego się Wojska Polskiego. Jest wiele opracowań na temat wielkiej polityki w tamtym okresie, bitew i wspomnień generałów i pułkowników, ale bardzo skromne są wspomnienia zwykłych żołnierzy. Gdyby zebrać te wycinki w panoramiczny opis, ujrze libyśmy pełny obraz tych bohaterskich zmagań. Sięgnięcie do przeszłości stało się także dla mnie okazją do porównania postaw i motywacji patriotycznych młodych ludzi, niekiedy wręcz dzieci, którzy wiedząc o okropnościach walk, ogromnym trudzie żołnierskim, głodzie i wyniszczeniu, strachu przed śmiercią krążącą cały czas wśród żołnierzy, zadawanymi ranami – poszli bić się o niepodległą Polskę.

A z drugiej strony mamy postawy współczesnego „patriotyzmu” ukazywane chociażby przy okazji Marszów Niepodległości organizowanych corocznie przez polską prawicę oraz polityków siejących niezgodę narodową i rozpuszczających kłamstwa. Jest rok 2025. Jedna z pracowni badania opinii publicznej przeprowadza sondaż, zadając pytanie skierowane do Polaków (mężczyzn) w przedziale wiekowym od 18 do 39 lat: „Co zrobisz, gdyby Polska została zaatakowana i trzeba będzie stanąć w obronie jej niepodległości z bronią w ręku?”. Około 40 proc. respondentów z tej grupy wiekowej odpowiedziało, że postarają się uciec przed poborem za granicę.

Na razie jest to wartość statystyczna, która w rzeczywistej potrzebie może stać się znacznie większa lub mniejsza. Czy w kontekście postaw obywatelskich opisanych uprzednio taki wynik wymaga jeszcze komentarzy? Mamy rok 2025. W Warszawie organizowany jest Marsz Niepodległości. Pod światłym hasłem promowanym przez panującego nam Prezydenta miał być wizytówką jedności narodowej i pojednania. Marsz ten organizowała prawica i skrajna prawica polskiej sceny politycznej.

Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, zamiast jednoczyć Polaków w intencji tego święta, zrobił z niego wiec polityczny. Święto stało się narzędziem brzydkiej propagandy, a nie jedności narodu. Jak co roku ci nazywani przez liderów prawicy i jeszcze wcześniej prezydenta elekta „prawdziwymi patriotami”, w huku petard i sztucznych ogni wykrzykujący pod adresem normalnych, myślących ludzi paskudne obelgi, palący i depczący flagę Unii Europejskiej, uważają się za jedynych „patriotów’ i „prawdziwych Polaków”. Reszta narodu to, według nich i ich politycznych przywódców, „niepatrioci” i „nie-Polacy”.

Zresztą, co Państwu będę dalej opowiadał. Ci, którzy chcą spokoju i mają odwagę samodzielnie myśleć, sami to widzą i słyszą. Na podstawie obserwacji rzeczywistości przedstawionej skrótowo w powyższym liście zapragnąłem zwrócić się duchowo do mojego już nieżyjącego ojca, aby zadać mu pytanie. TATO, czy za taką Polskę warto było Tobie i wielu dziesiątkom tysięcy młodych ludzi przelewać krew, cierpieć strach i niewygody, walczyć z wrogiem po to, by wywalczyć przestrzeń dla powstania Niepodległej? Czy o takiej Polsce i takich przywódcach narodowej niezgody marzyliście, kuląc się przed śmiercią w okopach? ANDRZEJ KROWIAK

Kto nam pomoże?

Mój list jest apelem o zainteresowanie się problemem polskiej weterynarii… Szukam różnych dróg i sposobów, dzięki którym może uda się znaleźć wsparcie dla techników weterynarii. Coraz częściej mówi się o sprzeciwie lekarzy medycyny „ludzkiej” wobec ułatwionych procedur zatrudniania medyków z zagranicy bez nostryfikacji dyplomu. W weterynarii jest jeszcze gorzej. Lekarze weterynarii bez licencji zatrudniani są jako technicy weterynarii, a mimo to wykonują wszystkie lekarskie czynności, również zabiegi chirurgiczne.

Tak dzieje się w całej Polsce – w klinikach, lecznicach, przychodniach. Nawet najbardziej znane stowarzyszenia prozwierzęce przyjmują zagranicznych weterynarzy do schroniskowych gabinetów, prowadzonych przez te organizacje. Inspekcje weterynaryjne oraz izby lekarskie z krajową na czele doskonale znają problem, ale nic z tym nie robią. Dbanie o sprawy naszych medyków to nie rasizm! Polacy również przechodzą nostryfikację i szereg procedur, będąc za granicą.

Dyskryminacja i rasizm są wtedy, gdy medyk z zagranicy posiadający wszystkie kwalifikacje nie może znaleźć pracy ze względu na pochodzenie! Prawne luki oraz brak regulacji zawodowej dla technika weterynarii przyczynia się do takich nieuczciwych praktyk. Problemem powinno zająć się Ministerstwo Rolnictwa. Na stanowiskach techników zatrudnia się również studentów weterynarii czy ogólnie ludzi bez dyplomu.

Na świecie są kraje, gdzie pielęgniarstwo weterynaryjne można studiować. Np. w Wielkiej Brytanii czy Szwecji, żeby pracować jako pielęgniarz weterynarii, trzeba zdobyć dyplom i zarejestrować się, aby otrzymać prawo do wykonywania zawodu – analogicznie do „ludzkiej” służby zdrowia. 

W naszym kraju teraz już praktycznie wszystkie zawody medyczne mają regulację i rejestrację, np. asystent stomatologiczny, technik farmaceutyczny, technik sterylizacji. Technicy weterynarii zostali na szarym końcu. My, technicy weterynarii, jesteśmy w Polsce traktowani bardzo stereotypowo jako asystenci od przytrzymania pieska na stole zabiegowym albo sprzątacza papierków po lekach – można wiele takich umniejszających przykładów przytoczyć. Nie jesteśmy niedoszłymi lekarzami, którym nie udała się medycyna weterynaryjna i zostali „tylko” technikami, ale tworzymy pielęgniarską część weterynarii! Czy ktoś się zainteresuje naszą grupą zawodową i zdecyduje się nam pomóc? Z poważaniem NATALIA D.

Odczepcie się od dwukadencyjności samorządów

Politycy w Sejmie myślą stale o tym, jak by tu zwiększyć swą moc oddziaływania na nas, urządzania nam życia. Za mało naszych w samorządach, więc wprowadźmy ustawowy zakaz urzędowania na stanowisku wójta, burmistrza, prezydenta ponad dwie kadencje. Wtedy wypadną z kandydowania „ich” ludzie, a tym samym zwiększymy szanse naszych. Bo choć są znacznie gorsi od tych obecnie urzędujących, to jednak dobrze by było, gdybyśmy mieli swoich. Tak rozumowała miniona, na szczęście, władza.

Ale dlaczego teraz tak trudno tę dwukadencyjność odkręcić? Nie rozumiem. Jak sama nazwa wskazuje, samorząd ma się sam rządzić, co pokazały ostatnie wybory. Były jednostki, gdzie nikt inny, poza urzędującym szefem samorządu, nie wystartował. Były i takie, gdzie pewny kandydat (kandydatka) przepadli w pierwszej turze. Zauważyłem, że jeśli urzędującemu wójtowi czy prezydentowi nie udało się wygrać w pierwszej turze, drugą przegrywał. Czyż potrzeba lepszej miary do oceny tych samorządowców?

W moim powiecie taki los spotkał dokładnie połowę ubiegających się o kolejną kadencję. Żadna ustawa ludziom do tego potrzebna nie była. To, że aktualnie urzędujący stają po raz kolejny do wyborów, świadczy nie tylko o tym, że dobrze oceniają siebie i mają odwagę się zmierzyć z demokratycznymi procedurami. Często zaczęli jakieś projekty, chcą je dokończyć i raczej lepiej wiedzą, jak to zrobić, niż ktoś nowy. Czy akurat ustawą mamy im to uniemożliwić? Skądinąd wiadomo, że jeden z samorządów zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego z prośbą o stwierdzenie, że przepis o dwukadencyjności jest niekonstytucyjny. Znając skład i dotychczasowe orzeczenia Trybunału, nietrudno przewidzieć, jaki będzie werdykt.

Nietrudno też przewidzieć, że nic z tego dla nikogo wynikać nie będzie. W każdej jednostce samorządowej są osoby niezadowolone z lokalnej władzy. Jeśli jest ich znaczna liczba, mają do dyspozycji instytucję referendum odwołującego urzędujących. Padają głosy, że progi ustanowione dla ważności referendów są zbyt wysokie. Tak mówią szczególnie ci, którym nie udało się zebrać odpowiedniej liczby podpisów lub liczby głosów. Cóż, niech mają pretensje do siebie, że źle odczytali nastroje społeczne, że sprawa, która dla nich była tak ważna, że aż bulwersująca, innych jakoś nie zainteresowała.

Wiem, to frustruje, ale takie są prawidła demokracji (…). Samorząd nasz ma wiele wad. O niektórych z nich miałem okazję już tu się wypowiadać, więc przypomnę w skrócie: „Przeplatanie się” radnych i pracowników samorządowych (radni powiatu pracują w gminie, gminni radni zatrudnieni są w jednostkach powiatu); całe rodziny w radach różnych szczebli, często startujące dla niepoznaki z fikcyjnych komitetów; rodziny radnych zatrudniane w jednostkach samorządowych. Dwukadencyjność tego nie zmieni. Co najwyżej wymieni grupy, ale powody, by iść do rady czy na stanowisko wójta, burmistrza, prezydenta miasta – pozostaną. 

Zdajemy sobie sprawę z tego, że samorządy nie działają idealnie. Ale nawet w stopniu miernym nie działa przecież także Sejm RP. Dlaczego więc nie ma tam dwukadencyjności? Bo żaden poseł za takim rozwiązaniem nie zagłosuje, tak jak nie zagłosuje za zniesieniem immunitetu, i tak jak karpie nie zagłosowałyby za Wigilią dwa razy w roku. ALEKSANDER POPOWSKI 

2025-12-10

Angora