R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (07.12.2025)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

Polak, Węgier – dwa bratanki 

Powiedzenie to, niestety, stało się już nieaktualne i to nieaktualne nie przez nastroje ludzi w obu krajach, lecz przez dwóch satrapów rządzących lub mających wpływ na rządy w obu krajach, panów Orbána i Kaczyńskiego. Ochrona byłych pisowskich dygnitarzy mających prokuratorskie zarzuty za malwersacje finansowe, negatywne wypowiedzi pana Orbána o pracy naszych ministerstw, a w szczególności obrażanie polskiego premiera w mojej ocenie powinny skutkować jednym.

Panie Premierze Donaldzie Tusk, proszę nie być obojętnym na takie zachowania, nie czekać tylko na zakończenie rządów tego pana, ale zamrozić stosunki dyplomatyczne, z czasowym odwołaniem ambasadora włącznie! Rządy pana Orbána zbliżają się do końca i myślę, że po przyszłorocznych wyborach Węgry powrócą na ścieżkę demokracji.

Pan Orbán zdaje sobie sprawę, że ewentualna przegrana to szukanie miejsca azylu dla siebie i swoich pieniędzy. Nasi pisowscy malwersanci przy nim to pikuś. W Europie jedyny kraj, który może go przyjąć, to Rosja Putina i stąd jego umizgi i wchodzenie w d… Panu Putinowi. Jest jeszcze jedna osoba na świecie uznająca go za geniusza i wielkiego przywódcę – to Prezydent Stanów Zjednoczonych. Tyle tylko, że dla Trumpa Orbán jest częścią polityki rozbicia Unii Europejskiej, której obsesyjnie nie znosi. A co w takim razie zrobią nasi uciekinierzy? Mogą podążać za swoim pryncypałem albo wybrać jeszcze inne rozwiązanie, znane nam z historii. To pewna przepiękna wyspa, na którą Polacy już w XVIII w. udawali się lub uciekali, a nazywa się ona MADAGASKAR. ANDRZEJ JANIEC

Drony w Wojsku Polskim

Wcale nie tak dawno, bo podczas wojny Armenii z Azerbejdżanem o Górny Karabach, Azerowie, dysponując tureckimi dronami, w trzy dni zniszczyli 174 czołgi armeńskie. Rosjanie natychmiast wyciągnęli wnioski z tego pogromu i zaczęli budować drony u siebie. Obecna produkcja to ponad 90 tysięcy miesięcznie. Ukraina też produkuje swoje drony. A co w Polsce? NIC! Polska doktryna wojenna oparta na czołgach nawet nie drgnęła.

Żal było patrzeć, jak polski prywatny producent dronów na pytanie dziennikarza telewizyjnego: „Ile produkowanych przez pana firmę dronów zakupiło Wojsko Polskie?”, odpowiedział: „Ani jednego. Wszystkie sprzedano za granicę”. W innym reportażu rozmawiano z kapitanem rezerwy Damianem Dudą, który jako wolontariusz – ratownik medyczny – pomaga żołnierzom w Ukrainie. Według niego Wojsko Polskie zakłada budowanie szpitali wojskowych w namiotach 5 kilometrów od linii frontu.

Tymczasem strefa śmierci to co najmniej 30 kilometrów. On tego nie powiedział, ale sądzę, że ten namiot na powierzchni ziemi zostałby prędzej zniszczony przez dron, niżby został postawiony. Tak samo durne jest stawianie szpitali wojskowych w kontenerach! Ukraińcy wszystko, co się da, schowali pod ziemią. I także pod ziemię wycofują swych rannych. Nierzadko trwa to kilka dni. No, ale żyjemy w polskim piekle. Żołnierzowi z wojennymi doświadczeniami zakazano wchodzenia do polskich jednostek wojskowych i przekazywania, jak naprawdę wygląda wojna rosyjsko-ukraińska. Ba! Kontrwywiad sprawdzał go, czy czasami nie jest szpiegiem.

Te nasze kukuły, pozbawione wyobraźni, są groźne dla naszych żołnierzy i państwa polskiego. Samo postawienie betonowych „zapór przeciwczołgowych” na Przesmyku Suwalskim przed niczym nas nie obroni. W Ukrainie każdy żołnierz ma aparacik informujący go o nadlatującym dronie (koszt około 300 złotych), a każdy pojazd ma urządzenie zakłócające urządzenia naprowadzające nadlatującego drona. Kiedy WRESZCIE nasi dowódcy się obudzą i przekonają, że bez dronów jesteśmy jak dziecko we mgle?! Strzelanie do dronów wabików samolotowymi rakietami wartymi milion nie jest szczytem obronności naszego nieba. Tym bardziej że zestrzelono bodajże trzy na dwadzieścia. Ironizując, podkreślam – ironizując, bo ludzie nie zawsze rozumieją to, co przeczytają, chyba powinniśmy drogą dyplomatyczną podziękować Putinowi, że na Polskę kazał wystrzelić tylko drony styropianowe, a nie te bojowe, bo wtedy mielibyśmy mały armagedon. Cóż, polskie drony najwyraźniej nie są w sferze zainteresowań polskich „sztabowców”.

Może lepiej by było zatrudnić doświadczonego kapitana rezerwy jako doradcę, który praktycznie WIE, jak wygląda wojna? W ubiegłym roku w tureckim Izmirze opracowano roboto-psa BARS, demonstrując, jak precyzyjnie trafia cele w odległości od 250 do 600 metrów. Czy wkrótce maszyny będą decydować o życiu lub śmierci? To nie jest nowy temat. Już na początku 2010 r. w ramach ONZ dyskutowano o „Autonomii w systemach zbrojeniowych”.

Drony zmieniły pole walki. Ukryci w podziemiach ukraińscy żołnierze z odległości 30 kilometrów, dzięki dronom obserwacyjnym, widzą wrogie jednostki pancerne i piechotę. Do tego dochodzi miejsce sztucznej inteligencji (AI) na polu walki. Ale tu mamy problem. AI jest autonomiczna i w krytycznej sytuacji może wybrać właściwy lub niewłaściwy cel ataku… W przeszłości mieliśmy do czynienia z wyrzutniami rakiet, Patriotami i innymi systemami obronnymi, które zestrzeliwały własne samoloty, co wskazuje, że autonomia podarowana AI przynosi nie tylko szanse, ale i niebezpieczeństwo oraz problemy etyczne. Chińska delegacja przed Zgromadzeniem Narodowym w Genewie ostrzegała, że na polu walki robotów żaden człowiek nie będzie miał wpływu na to, jak ta walka będzie przebiegała. Drugim problemem będzie to, że o śmierci lub życiu ludzi będą decydować maszyny (…). Niestety, wojny były i będą (…). No, chyba że Jezus powtórnie przyjdzie na Ziemię i nastąpi tysiącletni pokój. Czego wszystkim ludziom serdecznie życzę. MARIAN PEKA

Litość czy strach?

Mamy za sobą kolejny odcinek serialu, który można by zatytułować „ZZ”, czyli „Zbigniew Ziobro” lub „Zbigniew Zero”, jeśli ktoś woli. Uważam, że wycena, jaką przed laty opatrzył ZZ Leszek Miller – choć, jak się potem okazało, wyraźnie przeszacowana – stała się powszechnie znana i kojarzona jednoznacznie z tym nazwiskiem. Nie ulega wątpliwości, że ZZ to jedna z najbardziej odrażających postaci Polski ostatnich lat. Tak naprawdę to nawet nie tak bardzo ostatnich, bo niecne występki ciągną się za nim już ponad dwadzieścia lat. 

Jak to się stało, że człowiek z prawniczym wykształceniem wziął sobie za cel stworzenie systemu, w którym to on będzie stał ponad prawem i decydował o tym, jak mają zachowywać się inni w wymiarze sprawiedliwości? Ponoć mierny uczeń i takiż student, który – co w tej sytuacji zrozumiałe – miał problemy z dostaniem się do któregoś z zawodów prawniczych, zdołał skupić wokół siebie grono prawników, niektórych nawet – o zgrozo! – z tytułami naukowymi, którzy przyjęli jego ideologię odegrania się na wymiarze sprawiedliwości za osobiste niepowodzenia.

Sprawdza się tu dokładnie powiedzenie Bertranda Russella, że najpierw trzeba wzbudzić fascynację u głupców, a potem uciszać inteligentnych. Najpierw trzeba było jeszcze omotać, że użyję tego nieco archaicznego zwrotu, naczelnego wodza, który łatwy do takiego zabiegu nie jest. Też jest podobno doktorem prawa, choć specjalistą od stosowania socjalistycznych zasad w zarządzaniu wyższą uczelnią, jak wynika z tytułu jego – ponoć napisanej i obronionej samodzielnie – pracy doktorskiej. Pamiętamy wszyscy spektakularne zwroty akcji we wzajemnych relacjach obu osobników (napisałem początkowo „panów”, ale jakoś mi to słowo nie pasuje w tym przypadku). W każdym razie ten naczelny osobnik oddał w całkowite zawierzenie system wymiaru sprawiedliwości temu drugiemu. Pewnie, tak jak ja, doszedł do wniosku, że jest on jeszcze bardziej zdeterminowany w tym obszarze. 

Jednak w pewnym momencie zobaczył, że ZZ rozhuśtał się za bardzo, więc napisał list, by go poskromić. Nic to oczywiście nie dało, bo machina była już zbyt rozpędzona, a członkowie zorganizowanej przez ZZ grupy bardzo potrzebowali pieniędzy na kampanie w swoich regionach. Teraz kumple, czyli członkowie ZGP zorganizowanej przez ZZ, bronią swego capo di tutti i capi. Bronią na różne sposoby. Nikomu niczego nie ukradł, tylko rozdawał. Dawał „listkom figowym”, jak KGW czy OSP, w świetle kamer drobne na garnki, a po cichu – tego już obrońcy nie mówią – grube miliony na podejrzane geszefty. Prawie jak Robin Hood, tyle że ZZ zabierał ofiarom przestępstw, a rozdawał kolesiom. Lista obrzydliwości, jakich w ciągu tych lat dopuścił się ZZ, jest długa i z pewnością nie do końca znana. Umarzanie śledztw, represje wobec niepokornych sędziów i prokuratorów, ręczne sterowanie wyrokami.

Długo można by przywoływać listę nazwisk, które ZZ poddał „torturom” wymiaru sprawiedliwości, którym ręcznie kierował. Albo ta mściwość w stosunku do lekarzy, którzy – najlepiej jak umieli, co wykazały procesy – leczyli jego ojca? Wykorzystując swoje wpływy, nasyłał na lekarzy prokuratorów i sądy (…). A jego obrońcy mówią, że nic się nie stało, że przecież nie okradł sklepu meblowego ani nie wystąpił jako kieszonkowiec w ciasnym autobusie. KGW mają garnki, a OSP wozy strażackie.

To czysty przypadek, że wszystko to lokowano w ich okręgach wyborczych. A tak w ogóle, to prokuratura jest nielegalna, bo nie stoi na jej czele koleżka ZZ. Oni zrobią porządek z tymi, którzy ich teraz oskarżają. I druga linia obrony – wątek litość. Morderstwo, uśmiercenie, śmiertelnie chory itp. Ja rozumiem, że człowiek oskarżony o tyle ciężkich gatunkowo przestępstw ma prawo źle się czuć. Okazuje się jednak, że nie na tyle źle, by nie móc z zagranicy pluć na obecną władzę. A taki był chojrak. Tak wyśmiewał sytuację, gdy dawno temu nie postawiono go przed Trybunałem Stanu. Tak, to był wielki błąd ówcześnie rządzących. Ten osobnik nie mógłby już aż tak szkodzić, gdyby miał zakaz pełnienia jakich kolwiek funkcji. Więc, członkowie ZGP ZZ, trzeba się na coś zdecydować: czy władza ma bać się rewanżu, czy też kierować się litością. Moi rodzice powiedzieliby o ZZ: „Za to wszystko, co zrobił, z pewnością nie wyjrzy z piekła!”. Ja wolałbym, żeby stanął przed sądem i dostał, a następnie odbył, zasłużoną karę tu, na ziemi. A.Z. z pow. pułtuskiego

Chronić, a nie niszczyć!

Kiedy władze Słowacji podjęły decyzję o odstrzale kilkudziesięciu niedźwiedzi, bo jest ich za dużo i stają się niebezpieczne dla ludzi, to tylko czekałem, kiedy się odezwą nasi rodzimi wielbiciele zwierząt. I nie pomyliłem się. Natychmiast obrońcy zwierząt zatroskali się, że przecież mogą zginąć także nasze niedźwiedzie, wszak zwierzęta nie uznają granic i chodzą gdzie chcą. To prawda, ale jak tego uniknąć?

Tu nikt nie potrafił dać jakiejś sensownej rady, poza idiotyczną, aby zakazać Słowakom zabijać zwierzęta na swoim terenie. Mam nadzieję, że Słowacy robią swoje, nie oglądając się na pokrzykiwania polskich obrońców zwierząt. Zauważyłem, że w obronę bierze się głównie duże zwierzęta, natomiast te drobne jakoś uchodzą uwadze, a są ważniejsze od wszystkich stad wilków, rysi, niedźwiedzi itp.

Mieszkam w pobliżu rzek – Odry i Nysy Kłodzkiej – które często wylewają, co powoduje milionowe szkody materialne i często niszczy dorobek ludzi. Po takiej powodzi, ponieważ woda zatrzymuje się w wielu miejscach, gdzie zwykle jej nie ma, lęgną się ogromne ilości komarów. Komary, jak wiadomo, są kąśliwe, więc mieszkańcy zwrócili się do władz, aby coś z tym zrobiły.

I co uczyniły władze? Ano, po prostu, opryskały środkiem owadobójczym tereny parków, stawów – gdzie się dało. Oczywiście komary wytruto, a przy okazji unicestwiono tysiące innych owadów i równowaga w przyrodzie została skutecznie naruszona. Efektów nie było widać od razu, ale od pewnego czasu obserwuję, że nie ma żadnych koników polnych, świerszczy, drobnych chrząszczy. Małe ptaszki, które żywiły się tymi owadami, wyniosły się lub wyginęły – nie wiem. W tym roku zauważyłem też, że nie ma żadnych żab, i to dosłownie. Żaby, składając jaja w postaci skrzeku, powodowały wylęganie się milionowych stad kijanek, które z kolei są pożywieniem dla tysięcy innych stworzeń. Ponieważ lubię przyrodę, często wybieram się nad jakiś staw lub jezioro.

Co zauważyłem? Jak już pisałem – zniknęły wszystkie małe ptaszki, zazwyczaj gnieżdżące się w trzcinach i przy brzegach. Niestety, pogrom dotknął także duże ptaki. Tam, gdzie zwykle pływało duże stado łabędzi, w tym roku były tylko trzy i to bez młodych, zaledwie jedna para czajek i gdyby nie fakt, że ryby są dokarmiane głównie przez wędkarzy, to wyginęłyby również one, co i tak może nastąpić, bo obserwuję, że co roku jest gorzej. Panie i panowie miłośnicy zwierząt, tu trzeba bić na alarm. Trzeba próbować jakoś naprawić sytuację, bo jest naprawdę źle. Mam nadzieję, że mój głos będzie usłyszany. WŁADYSŁAW GÓRNY

Sprawdzać!

Na początek od razu wyjaśnię, o kogo mi chodzi z tym sprawdzaniem. O wszystkich kandydatów ubiegających się o mandat polityka, urzędnika państwowego z dostępem do informacji niejawnych. Wszystkich – od zastrzeżonych do ściśle tajnych. Były jeszcze informacje tajne specjalnego przeznaczenia, ale je zniesiono. Dlaczego? Nie wiem.

Jako były żołnierz miałem, w ściśle określonym czasie, uprawnienia dostępu do informacji niejawnych, dostępnych tylko dla ściśle określonych osób z prezydentem na czele. Sam brałem udział w tworzeniu takowych, więc mam prawo do własnej opinii na temat dostępu do nich określonych osób. Zbierało się to we mnie od lat, a konkretnie od publicznego ujawniania informacji, które nie powinny być znane opinii publicznej, przez A. Dudę, gdy był on prezydentem. Nie ujawnię, oczywiście, o co chodziło. Później to ustało, na szczęście.

Podejrzewam, że zaprzestano do BBN wysyłać (a może i samo BBN to zatrzymywało?) czegoś, co może niechcący chlapnąć głowa państwa. Pomijając już dawno udowodniony fakt jawnie dywersyjnej na rzecz Rosji roboty, czyli rozwałki WSI przez Macierewicza, no i późniejsze jego działania, to, niestety, popełniono błąd legislacyjny. Powinien być ustawowy obowiązek, podkreślam – OBOWIĄZEK, sprawdzania kontrwywiadowczego każdego kandydata ubiegającego się o urząd prezydenta, zwierzchnika Sił Zbrojnych.

Przeszedł pozytywnie całą rozszerzoną procedurę? Może być wpisany na listę kandydatów. Zapis, że „ma dostęp z urzędu”, jest bardzo zły, szkodliwy dla kraju i na dodatek niebezpieczny. W medialne biadolenie na platformie X (własność Elona Muska) Batyra/Nawrockiego, że: Prezydentowi uniemożliwia się dostęp do informacji o bezpieczeństwie państwa może uwierzyć napruty jak stodoła cieć na ławce w parku lub taki sam, ale trzeźwy, wymachujący krzyżykiem oplecionym różańcem na marszu narodowców.

Rozsądni i mądrzy ludzie wiedzą, że chodzi o Sławomira Cenckiewicza, obecnego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, którego Jarosław K. kazał tam zatrudnić, a który nie miał i nigdy nie będzie miał dostępu do informacji niejawnych. Karol Nawrocki, uzurpując sobie prawo do kontrolowania rządu – jak napisano w jednym z dzienników – posłużył się podłym i szkodliwym dla Polski szantażem, nie wprost mówiąc: „Dacie Cenckiewiczowi dostęp, to podpiszę akty nominacyjne na podporucznika w ABW i SKW”.

Chodzi o 136 wyszkolonych i dobrze przygotowanych do tej odpowiedzialnej dla kraju misji młodych oficerów ABW i SKW. I to kiedy! Wtedy, gdy trwająca już cztery lata wojna jest tuż za progiem. Oficjalnie wiemy już o ponad 50 osobach zatrzymanych za dywersję, szpiegostwo i sabotaż, w tym są i Polacy. Jakikolwiek kontakt z tymi osobami, nie wspominając o powiązaniach rodzinnych, powinien być dyskwalifikujący kogokolwiek na urząd państwowy. Czy przyszłych posłów też? Nie wiem, choć też nie rozumiem, dlaczego mają dostęp do informacji poufnych z urzędu.

Jeśli do sprawdzania kandydatów nie dojdzie, to nie będziemy NIGDY (choć nie wiem, czy dla NATO na 100 proc. jesteśmy) wiarygodnym partnerem do współpracy wojskowej w chwili naprawdę poważnego zagrożenia wojną. Osobną zupełnie sprawą jest działalność kontrolna wewnątrz poszczególnych służb specjalnych. Czy i kto w ogóle ją prowadzi? Ilu jest jeszcze „zbyt zasiedziałych” i ilu jeszcze (oby nikt!) donosi Jarosławowi K. o pracy operacyjnej poszczególnych komórek i o tym, co jest aktualnie na tapecie?

Mam tylko nadzieję, że nasilona nerwowość w samym PiS-ie jest sygnałem, że wyczyszczono już „popisowskie, kamińsko-wąsikowe złogi”, więc czują się zagubieni jak dzieci we mgle. Za to nowi, młodzi oficerowie obu płci potrafią przynajmniej na wstępnym etapie selekcjonować informacyjne plewy od cennych ziaren. Życzę im powodzenia. BYŁY ŻOŁNIERZ

Biedny kraj

Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek tak zatytułuję list do ANGORY. Bo Polska zawsze była dla mnie w miarę normalnym krajem. A dzisiaj? Sięgnijmy trochę do przeszłości, pamiętając oczywiście o teraźniejszości. Rządy PiS-u i prezydentura Andrzeja Dudy zapoczątkowały złe dla nas czasy. Dewastacja prawa i wszystkiego, co sobie tylko PiS wymyślił i na co Duda się zgadzał. Sądy, gospodarka, administracja, kultura… PiS coś chciał? Natychmiast miał! Wydawało się, że nic gorszego nam już nie grozi. Rzeczywistość okazała się jednak okrutna. 

Prezydentem jest obecnie człowiek inteligentny i wykształcony, ale naprawdę nic dobrego z tego nie wynika. Decyzje, które podejmuje, są często – wyrażając się delikatnie – co najmniej dziwne; niczym nieuzasadnione. O jakiejkolwiek współpracy z rządem Donalda Tuska trudno jest mówić. W efekcie normalne kontakty na linii prezydent – rząd praktycznie nie istnieją. Smutne to, ale, niestety, prawdziwe. 

Opozycja – czyli przede wszystkim PiS. Kompletna katastrofa. To ludzie bez kręgosłupów, prymitywni, nic pozytywnego napisać o nich nie potrafię. Non stop wywołują konflikty, robią wszystko, żeby utrudnić rządowi Tuska normalne funkcjonowanie. A ich wódz… Koniec, szkoda papieru. Kolejny temat – Zbigniew Ziobro i jego ekipa. Tu już słów brakuje. Ma poważne kłopoty ze zdrowiem, to fakt – ale przecież od wielu lat funkcjonuje na granicy prawa. Właściwie wszelkie granice zostały już wiele lat temu przekroczone. Jaki będzie finał jego działalności? Mam nadzieję, że taki, na jaki sobie zasłużył. KRZYSZTOF WAŚNIEWSKI 

2025-12-04

Angora