Leszek Miller walczy z piewcami Bandery

Andrij Sadowy, mer Lwowa i wielbiciel Stepana Bandery, nazwał polskich rolników wysypujących w formie protestu zboże na granicy Polski i Ukrainy „prorosyjskimi prowokatorami”. Takie działanie to podłość i hańba - napisał ukraiński polityk. Z taką retoryką nie zgadza się Leszek Miller, który kolejny raz wypowiedział się kategorycznie na temat Ukrainy.

Leszek Miller w europarlamencie (fot. YouTube)

Miller o problematycznym ukraińskim zbożu

W serwisie X Leszek Miller przedstawił swoją wizję kryzysu zbożowego, sugeruje, że wbrew dominującej za naszą wschodnią granicą narracji na „wpuszczeniu” zboża z Ukrainy do Polski często nie korzystają obywatele tego kraju:

W dyskusji podnoszony jest argument, że powinniśmy wpuścić, ukraińskie zboże bo jego sprzedaż pomaga Ukrainie i Ukraińcom, którzy je produkują, sprzedają i mają z czego żyć. Niestety, to jest półprawda, bo na Ukrainie działa kilkanaście agroholdingów, czyli gigantycznych firm produkujących żywność, m.in. zboże, które nie są w rękach ukraińskich, bo to kapitał europejski: niemiecki, holenderski albo bliskowschodni. To oznacza, że poza fizyczną pracą Ukraińców w ramach agroholdingu, Ukrainie z eksportu tego zboża pozostaje niewiele, a co za tym idzie, wpuszczanie zboża do Polski nie oznacza wsparcia dla Ukraińców, a napędzanie globalnych koncernów żywnościowych, które zarabiają na tym ogromne pieniądze. Nie widzę powodu dla którego Polska ma wspierać miliarderów z Europy, Azji czy Ameryki.

Były premier znowu potępia ukraiński nacjonalizm

Jak wspomnieliśmy na początku tekstu, Leszek Miller wypowiedział się kategorycznie na temat banderyzmu na Ukrainie. Zrobił to po raz kolejny. Przypomnijmy fragment jego felietonu dla „Super Expressu” sprzed kilku lat, który robi duże wrażenie:

Rozkwit ukraińskiego nacjonalizmu i faszyzmu ma miejsce w okolicznościach, gdy zdecydowana większość ofiar rzezi wołyńskiej nie ma swoich grobów. Ich kości porozsypywane są po polach, lasach i drogach Wołynia, a świadkowie tamtych wydarzeń, którzy mogliby coś powiedzieć, milczą” – stwierdził Leszek Miller i nadmienił, że „specjalna ustawa przewiduje karanie więzieniem wszystkich, którzy okazywaliby lekceważenie dla weteranów zbrodniczych organizacji lub negowali celowość ich walki”.

Gdy swego czasu (w okresie rządów PiS) rzecznik polskiego MSZ stwierdził, że prezydent Ukrainy powinien przeprosić za zbrodnię na Wołyniu, a szef ukraińskiej dyplomacji wyraził sprzeciw, Leszek Miller także był stanowczy:

W przejmującej ciszy prezydent Duda złożył wieniec na skraju zbożowego pola. Nie mógł tego uczynić przy pomniku, bo nie ma tam pomnika. Nie mógł pochylić głowy przy krzyżu, bo nie ma krzyża. Nie ma żadnego śladu po pełnej życia polskiej wsi Pokuta. Takich miejsc na Wołyniu i Galicji Wschodniej są tysiące. 80 lat temu spłynęły krwią na rozkaz dowódcy UPA Romana Szuchewycza. Szuchewycz został pośmiertnie nagrodzony tytułem Bohatera Ukrainy przez prezydenta Juszczenkę. Ma swoje pomniki i ulice. Podobnie inni ludobójcy i zbrodniarze. W Łucku, w którym prezydent Duda modlił się w intencji ofiar Rzezi Wołyńskiej honorowym obywatelem jest Stepan Bandera, a jedna z głównych ulic nosi nazwę Bohaterów UPA. Nie ma za co przepraszać?” – napisał znany lewicowy polityk w mediach społecznościowych.

Zgodził się z Kaczyńskim

Co ciekawe, przed 7 laty Leszek Miller podzielał opinię prezesa PiS ws. relacji polsko-ukraińskich w kontekście trudnej, niezwykle bolesnej, wręcz traumatycznej historii obu narodów:

Skonstatował wówczas: „Prezes PiS miał rację, mówiąc o tym, że z Banderą Ukraińcy do Europy nie wejdą i że wyczerpuje się nasza cierpliwość w tolerowaniu antypolskich ekscesów”. Były premier podkreślił również, że „ukraiński IPN zapoczątkował kampanię związaną z obchodami 75. rocznicy powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii”.

Wymowne, że jeśli chodzi o podejście do kwestii historycznych, a szczególnie ludobójstwa na Wołyniu, Leszka Millera chwali nawet polska prawica…

 

2024-02-16

Bartłomiej Najtkowski