Nie byli małżeństwem, dlatego nie należało jej się po nim żadne odszkodowanie ani renta. Chłopiec ma jedynie rentę po ojcu – 2000 zł. Ona pracuje w żłobku w miasteczku Wilanów za minimalną krajową. Walczy z miasteczkiem Konstancin o jakiś lokal nadający się do godnego życia. Ale na próżno. Wreszcie wzięła się na sposób i zaczęła zalegać z czynszem. Miasto poszło do sądu po eksmisję, a lokal socjalny dało jej tam, gdzie mieszkała. To się nazywa „eksmisja w miejscu zamieszkania”. Nie przyjęła tego lokalu, więc uznano, że już nie ma prawa do mieszkania socjalnego przyznanego jej przez sąd. Teraz próbują ją z dzieckiem wyrzucić do pomieszczenia tymczasowego w kontenerze.
Tyle że w myśl polskiego prawa dziecka nie wolno eksmitować na bruk. A ten kontener przyznany na czas określony (do 6 miesięcy) oznacza przecież de facto bezdomność. Przyszła do nas, żebyśmy pomogli jej uzyskać od samorządu pomoc mieszkaniową, która należy się matce z małym dzieckiem. Spróbujemy się dogadać z burmistrzem. A jak nie, to uzyskamy znowu uprawnienie do socjalu na drodze sądowej.
Kiedyś pewien burmistrz powiedział mi coś, co zapadło mi w pamięć: – Ja wiem, Piotrze, że ty uzyskasz w sądzie wyrok przyznający prawo do lokalu socjalnego, ale pamiętaj, że to ja będę ten lokal przyznawał. A przepisy regulujące warunki, jakie powinien spełniać lokal socjalny, nie mówią nic o grzybie. Mówią za to, że może to być lokal o obniżonym standardzie. Nie rozumiem, dlaczego młoda samotna matka z pięcioletnim dzieckiem jest traktowana w tak nieludzki sposób. Dowiemy się tego podczas rozmów z burmistrzem. Nie będzie to jednak łatwe, bo on ponoć nie przyjmuje interesantów. Pójdziemy więc na posiedzenie rady miasta. Może jej członkowie okażą się bardziej litościwi.
Patrycja nie jest lubiana przez miejskich urzędników, bo walczy jak lwica o lokal, w którym jej synek przestanie wciąż chorować na zapalenie oskrzeli, na zapalenie płuc, na wszelkie choroby górnych dróg oddechowych. Gdyby siedziała cicho, nic by jej to nie dało. No to walczy!