No, może w przypadku sanskrytu czy pisma linearnego B nie ma co aż tak się przejmować i bez bólu można oddać pole jajogłowym. Ale żywy język, jakże bogatą i twórczą polszczyznę? W życiu! Bawi mnie rwetes na Pudelku, jaki wywołał uczony Bralczyk (sam siebie tak nazywa), kwestionując nazywanie odchodzenia zwierząt słowem umieranie. Dla niego, człowieka
Tag: bralczyk
Młodym być i więcej nic. Czy starych zastępujemy młodymi?
Jest to przełom umiarkowany, zważywszy, że ten, który sam doszedł do wniosku, że się już nie nadaje, jeszcze przez pół roku będzie decydował o losach świata, zaś jego młodsza zastępczyni zacznie swe urzędowanie (o ile w ogóle), kiedy osiągnie sześćdziesiątkę. Jako kobieta w wielu krajach przechodziłaby właśnie na emeryturę, a w innych się tego domagała.
Prof. Bralczyk: pies nie umiera, ale zdycha. Komentarze internautów
– Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies umarł, będzie dla mnie obce. Nie, pies, niestety, zdechł – przekonywał językoznawca. Dopytywany, dlaczego nie można powiedzieć, że pies umarł, profesor odrzekł: – A dlaczego zwierzę żre, ma mordę czy paszczę, sierść, a nie włosy? Ponadto Bralczykowi nie pasuje określenie adoptowanie zwierząt, bo… co ludzkie, to ludzkie. – W związku z tak ogromnym brakiem empatii chcemy przypomnieć słowa innego językoznawcy