To nasze drugie kotwicowisko przy Półwyspie Antarktycznym (pierwsze było przy wysepce Hainaut). Płynęliśmy malowniczym pasażem Grahama pełnym zatoczek ukrytych w zboczach klifów. Na brzegu lodowce szelfowe, dalej pak lodowy, bliżej niebieskawa kra pośród dryfujących gór lodowych, których płaskie szczyty świadczą o tym, że niedawno odpłynęły od cielących się lodowców w swój pierwszy i ostatni rejs, by zniknąć w oceanie.
Przed zejściem z łódki do pontonu dezynfekujemy buty. Żadna niepożądana materia organiczna nie może przedostać się na ląd. Lądujemy na kilkumetrowej kamienistej plaży obok zajętej sobą foki. Po krótkim oszołomieniu wspinamy się wyżej śnieżnym zboczem, by jeszcze wspanialszy mieć widok. I tak, wpatrując się w tę przestrzenną osobliwość białego bezkresu, przypomniałem sobie legendarne już słowa Buzza Aldrina: Piękny widok… wspaniałe pustkowie, które wyrażały jego zachwyt, kiedy schodził po Armstrongu na powierzchnię ciała nieziemskiego i przyrównał księżycowy pył do śniegu. Fascynująca surowa przyroda, rozległa płaszczyzna bieli, zamarznięta górzysta pustynia o ostro zarysowanych krawędziach, gdzie myśl szuka sensu, a ciało kierunku.
Subskrybuj