Plany były piękne
Igrzyska powracające do Paryża po 100 latach miały przyciągnąć do miasta rekordową liczbę turystów, przebijając nawet bardzo udany po tym względem rok 2023. We francuskiej prasie od miesięcy ukazywały się artykuły o ogromnym obłożeniu hoteli. Miasto do spółki z uniwersytetami pozbyły się z akademików studentów – ku powszechnemu oburzeniu – a specjaliści ostrzegali chętnych do wynajmowania swoich mieszkań przed skomplikowanym prawem.
Ale rzeczywistość na trzy tygodnie przed ceremonią otwarcia okazała się dużo bardziej przygnębiająca. Od dłuższego już czasu hotelarze, restauratorzy i zarządzający atrakcjami turystycznymi narzekają na wyjątkowo słaby sezon. Wiele rezerwacji hotelowych – także zaplanowanych przez organizatorów igrzysk – zostało odwołanych. Zagraniczni turyści, zwłaszcza Amerykanie czy przyjezdni z Bliskiego Wschodu i Azji, są znacznie mniej obecni niż w poprzednich latach, co przekłada się na niższe zarobki całego sektora.
Niebezpieczny kraj?
Winę za sytuację ponosi z jednej strony przedolimpijski chaos szeroko komentowany w międzynarodowej prasie. Zamknięte stacje metra, zablokowane ulice i place, gdzie np. powstają trybuny, problemy z poruszaniem się po mieście samochodem odstraszają turystów tak francuskich, jak i zagranicznych, prywatnych i biznesowych, a nawet wycieczki szkolne. Do tego dochodzą ośmieszające Francję i podkopujące poczucie bezpieczeństwa turystów doniesienia o szczurach, śmieciach, pluskwach czy zamieszkach.
Nie pomaga także pogoda – od tygodni ładne dni można policzyć na palcach jednej ręki, w Paryżu jest zimno i deszczowo. Wreszcie niestabilny kontekst polityczny i związane z nim potencjalne perturbacje społeczne nie zachęcają do przyjazdu do stolicy Francji.
Przedstawiciele sektora liczą jeszcze, że turyści przybędą tłumnie na czas igrzysk, co pozwoliłoby chociaż zminimalizować straty i przede wszystkim odbudować wizerunek Paryża jako miasta fascynującego i magicznego. Choć nawet co do tego pewności na razie nie ma.