Reżyser Ali Abbasi po raz pierwszy zetknął się z Trumpem, a raczej z jego polityką, gdy w 2018 roku wybierał się na festiwal w Telluride. Prezydent USA wstrzymał jednak wydawanie amerykańskich wiz dla przybyszów z sześciu krajów Bliskiego Wschodu, w tym Iranu, a Abbasi, choć mieszkał w Danii, miał irańskie obywatelstwo. Wizę, po interwencjach kongresmenów, wreszcie udało się zdobyć. Reżyser wylądował w Kolorado. Tam zgromadzeni na imprezie twórcy zarzucili go scenariuszami o Trumpie. Przeczytał jeden z nich i zaniepokoił go fakt, iż postać nakreślona przez scenarzystę jest zupełnie inna niż Donald, jakiego zna. Był niemal przerażony, bo Trump wydał mu się tak sympatyczny, że aż zaczął mu współczuć. I to zachęciło go do tego, by stanąć za kamerą. Nakręcił obraz, który nie satysfakcjonuje ani zwolenników Trumpa, ani jego przeciwników. Ci pierwsi mieli nadzieję na hagiografię, drudzy – na dekonspirację i poniżenie.
Chodzi o system
Po premierze festiwalowej adwokaci Trumpa wysłali list z żądaniem zaprzestania wyświetlania obrazu. On sam oznajmił, że film specjalnie wypuszczono przed wyborami, by go pogrążyć. Prawdziwą wściekłość musiała wywołać scena gwałtu na Ivanie, bo zareagował ostro i zaatakował scenarzystę: – Moja była żona była miłą i cudowną osobą, a ja miałem z nią świetne relacje aż do dnia jej śmierci. Autor tego stosu śmieci, Gabe Sherman, nędznik i beztalencie, który od dawna jest powszechnie dyskredytowany, wiedział o tym, ale postanowił to zignorować. Smutne, że LUDZKIE ŚMIECI, takie jak ci zaangażowani w to, miejmy nadzieję, nieudane przedsięwzięcie, mogą mówić i robić, co chcą, aby zaszkodzić Ruchowi Politycznemu, który jest o wiele większy niż ktokolwiek z nas. Za szefem poszły legiony. Odtwórca głównej roli Jeremy Strong powiedział, że Sherman został zasypany pogróżkami, groźbami śmierci i antysemicką nienawiścią. Republikanie szaleją, demokraci są rozczarowani, ich zdaniem Abbasi potraktował Trumpa zbyt łagodnie. Lewicowy brytyjski „The Guardian” obawia się, że pokazywanie młodego Donalda osiągającego sukcesy może być odczytane jako legitymizowanie niemoralnych praktyk w biznesie. Niektórzy twierdzą nawet, że film może pomóc Trumpowi trafić po raz drugi do Białego Domu. – Rozmawiałem z tak zwanymi konserwatywnymi widzami i tak zwanymi liberałami – opowiada reżyser. – Jedni i drudzy byli zdezorientowani. Czy ten facet go kocha, czy nienawidzi? Pomyślałem: To największy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałem. Abbasi nie zamierzał wpływać na umysły widzów ani na amerykańskie wybory. Chciał pokazać nie tyle historię konkretnego człowieka, ile działanie pewnych mechanizmów. – Nie sądzę, żebym zrobił film o Donaldzie Trumpie. Chodzi o swego rodzaju transformację, o to, jak stał się osobą, jaką jest, poprzez tę konkretną relację z Royem. I tak naprawdę chodzi o system, w którym działają – amerykański system polityczny, system sprawiedliwości (…). Trump jest jak Forrest Gump amerykańskiej polityki. Kiedy patrzysz na różne epoki, widzisz go pojawiającego się na zdjęciach. Jest zdjęcie Ronalda Reagana spotykającego się z królem Arabii Saudyjskiej, a kto widnieje w tle? Donald Trump. Dlaczego?
Po atakach republikanów Abbasi zaproponował, że pokaże „The Apprentice” Trumpowi. Odpowiedzi nie otrzymał. – Ale myślę, że to obejrzy – mówi reżyser. – Osoba, którą badam, którą znam stosunkowo dobrze, obejrzy to. Nie będzie w stanie tego nie obejrzeć. I byłoby dla niego – i dla mnie – zabawniej, gdybyśmy obejrzeli to razem.