W jego telefonie znaleziono SMS-y krytykujące politykę Białego Domu wobec naukowców. Został oskarżony o pisanie tekstów odzwierciedlających nienawiść do Donalda Trumpa, które mogą być określone jako terroryzm. Czy funkcjonariusze mogli odebrać mu telefon i w nim grzebać, nie mając żadnych ku temu przesłanek? Oczywiście. – Wszystkie osoby przybywające do portu wjazdowego do Stanów Zjednoczonych podlegają inspekcji w każdym indywidualnym przypadku – mówi rzecznik US Customs and Border Protection (Służby Celnej i Ochrony Granic USA). – W ramach swojej głównej misji ochrony bezpieczeństwa narodowego funkcjonariusze CBP rutynowo ustalają dopuszczalność wjazdu cudzoziemców, korzystając z wieloletniego prawa imigracyjnego USA. Jeśli na nośnikach elektronicznych danej osoby znajdą się materiały, które wzbudzą podejrzenia, może to skutkować dalszą analizą. Twierdzenia, że takie decyzje są motywowane politycznie, są całkowicie bezpodstawne.
Jeszcze gorsze doświadczenia z amerykańskim urzędem imigracyjnym miała kanadyjska aktorka i przedsiębiorczyni Jasmine Mooney. – Tu nie było żadnego wyjaśnienia, żadnego ostrzeżenia. W jednej chwili byłam w biurze imigracyjnym (…). W następnej chwili kazano mi położyć ręce na ścianie, przeszukano jak przestępcę, zanim wysłano do ośrodka zatrzymań bez możliwości porozmawiania z prawnikiem (…). Nie trzeba dodawać, że nie mam żadnej przeszłości kryminalnej. Przetrzymywano ją dwa tygodnie w celi (nie w areszcie, lecz w więzieniu), tylko dlatego, że jej wiza niedawno straciła ważność.
Za przestępczynie uznano również dwie Niemki – 19-letnią Charlotte Pohl i 18-letnią Marię Lepere – które przyleciały na kilkudniowe wakacje na Hawaje. Zostały zatrzymane, poddane rewizji osobistej i wielogodzinnym przesłuchaniom. Wreszcie dziewczyny deportowano, ponieważ… nie miały zarezerwowanych noclegów. Uznano więc arbitralnie, że cel ich przyjazdu nie jest, jak twierdzą, turystyczny, tylko zarobkowy.