Ekspozycja przyjęła formę labiryntu prowadzącego przez trzynaście stacji wokół oryginału rękopisu Manifestu wypożyczonego przez Bibliotekę Narodową Francji. Pokazuje „piękno konwulsji”, estetycznie wybuchowego zawirowania jawy i snu, poetycką wyobraźnię grupy rewolucyjnych surrealistów od początków ich aktywności do końca lat 60. XX wieku, burzących po drodze wszystko, co przesłania tajemniczą czytelność świata. To także kierunek w literaturze, którego termin „surrealizm” wprowadził w świat sztuki Apollinaire na określenie stanu zatarcia granicy między snem a odrealnioną rzeczywistością.
Ów labirynt prowadzi przez takie stacje jak Chimery, gdzie „lew jest z przodu, wąż z tyłu, a koza pośrodku”, oddające fascynację nielogicznością formy wymykającej się wszelkiej racjonalności; jak Maszyny do szycia i parasole tworzące piękno zaistniałego przypadku; jak Lasy łączące niepokój błądzenia z objawieniami nieświadomości, z inicjacyjną podróżą przez oniryczny świat nocy daleki od świateł rozumu; jak Łzy erosa oddające oszołomienie miłością szaloną; jak Trajektoria marzeń sennych, hipnotycznych, podważających racjonalność rzeczywistości, preferujących to, co cudowne, absurdalne, nonsensowne, co przypisywane jest i szaleństwu poszukiwania wolności absolutnej, i dziecięcej krainie czarów; jak Kamień filozoficzny z pogranicza alchemii i okultyzmu; czy jak Kosmos z efektownymi „Narodzinami galaktyki” Maxa Ernsta i dziesiątkami innych dzieł: de Chirico, Dalego, Massona, Tanguy’ego, Magritte’a, Brassaia, Giacomettiego, Miró, Dory Maar, Man Raya i wielu innych.
Surrealizm – pisał Breton – to czysty automatyzm psychiczny, za pomocą którego proponujemy wyrazić werbalnie, pisemnie lub w jakikolwiek inny sposób rzeczywiste funkcjonowanie myśli; to dyktowanie wolnej myśli przy braku jakiejkolwiek kontroli sprawowanej przez rozum, poza wszelkimi względami estetycznymi lub moralnymi (…). Wierzę, że te dwa tak na pozór sprzeczne stany, jak sen i jawa, stopią się kiedyś w rzeczywistość absolutną – w nadrzeczywistość.
Chcemy wolności absolutnej, ekstremalnej, zuchwałej. Ziemia jest dostatecznie sucha, gotowa do orgiastycznego pożaru – agitowali buntujący się surrealiści. Ich boss, André Breton, tłumaczył w Manifeście, że: Najprostszy surrealistyczny akt to wyjść na ulicę z pistoletem w ręku i strzelać na oślep. Bo piękno albo jest konwulsyjne, albo go nie ma wcale. Piękno jest erotyczne i zamaskowane, wybuchowe i stabilne, magiczne i okolicznościowe. Piękno konwulsji! Wybucha na bezdrożach jawy i snu – szaleństwem, miłością, wolnością poetyckiego przypadku. Breton, ten francuski poeta, teoretyk i przywódca ruchu, autor trzech manifestów, uosabiał ów surrealizm, w którym chciał widzieć nie tylko wymiar artystyczny, ale i polityczny, włączając go w służbę komunizmu, godząc freudyzm z marksizmem. Swoistą formułę działania zawarł w przemówieniu na Kongresie pisarzy w 1935 roku, która stała się dewizą surrealistów: „Zmienić świat”, powiedział Marks; „Zmienić życie”, powiedział Rimbaud – te dwa hasła stanowią dla nas jedno.
I być może była to jedyna rewolucja XX wieku, która się powiodła. No, ale skoro na swych usługach miała tak wyjątkowych prowokatorów, buntowników i gwałcicieli sztuki, przeklętych i lirycznych… Wielu z nich popadało w konflikt z Bretonem i albo byli przez niego wykluczani z grupy, albo sami się z niej wykluczali. Do ekskomunikowanych należeli m.in. Salvador Dali, Max Ernst, Alberto Giacometti, André Masson oraz Éluard i Artaud.
Sztuka królestwa snów: niepokojenia, odurzenia, prowokacji, absurdu, nonsensu, skandalu, celebracji przyjemności, poszukiwania natychmiastowej ekspresji na drodze automatyzmu mającego prowadzić do odkrywczej nieświadomości. Odwoływanie się do Freuda, do Junga w tym „wyrażeniu wizualnej percepcji wewnętrznej”. Pragnienie uwolnienia się od rozumu, aby z wyobraźni uczynić motor postępu. Kultywowanie cudowności jako sposobu wyzwolenia ducha: Cudowność jest zawsze piękna, wszelka cudowność jest piękna i tylko cudowność jest piękna. Surrealizm, będąc międzynarodowym ruchem artystycznym, mając swoje odrębności, zachwycał na całym świecie, od Europy po Japonię i Meksyk.
Breton zmarł w 1966 r., a trzy lata później ukazał się w Le Monde artykuł ogłaszający oficjalny koniec surrealizmu. Lecz do dziś jest przez artystów kontynuowany i ma się dobrze – nie przestał dawać lekcji wolności. Wraca meandrami psychiki, miesza koszmar z pragnieniem, wydobywa fantazyjne kształty – seksu, śmierci, absurdu. Jak w kinie – bo i odwoływali się do niego Bunuel, Hitchcock, Lynch, co także pokazuje paryska wystawa. Breton i jego ruch jest ciągle żywy, o czym świadczy tłum przed Centrum Pompidou, no i w jego wnętrzu, gdzie artystyczne wydarzenie jesieni – ekspozycja „Surrealizm” – potrwa do 13 stycznia.
Śnijmy więc i te nie swoje sny, może to coś – dada(?)