Nagle, około 12.30, gaśnie komputer, lodówka, pralka, światło w korytarzu. Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy – wysiadły korki, ale rzut okiem za okno podpowiada, że to może awaria na całej ulicy, bo ciemne są witryny sklepów i wnętrza restauracji. Marc, który był akurat w środku telekonferencji ze współpracownikami z Malagi, Walencji i Bilbao, szybko zdaje sobie sprawę z rozmiaru problemu, bo u nich też nie ma prądu. Rozsyła informacje do znajomych i rodziny. – Zadzwoniłem do żony. Odebrała i powiedziała mi, że nie ma prądu. Ja na to, że wiem, że nie tylko ona, ale cała Hiszpania. Zdążyła mnie tylko zapytać: – Jak to cała? I rozmowa się urwała. A ja spostrzegłem, że już nie mam zasięgu – relacjonuje Marc, który od tego momentu stracił kontakt telefoniczny na cały dzień. Anteny sieci komórkowych nie miały zasilania i choć niektóre zostały podłączone do zapasowych generatorów elektrycznych, nie dawały rady utrzymać ciągłości łączności. To oznacza, że w praktyce ponad 45 milionów Hiszpanów utraciło możliwość komunikowania się i zostało odciętych od internetowego świata. Nie pomogła nawet domowa fotowoltaika, bo z przyczyn ostrożności (np. w przypadku pożaru) systemy te wyłączają się, gdy pada sieć zewnętrzna.
Subskrybuj