Wild Mahseer Tea Estate przenosi w przeszłość. Nowi właściciele odrestaurowali białe parterowe bungalowy. Każdy mebel i detal przypominają o świetności kolonialnych czasów. Restauracja mieści się w starej oranżerii. Bujny ogród wydaje się wnikać do wnętrza. Zaraz za nim, aż po horyzont, ciągną się herbaciane pola. – Jeśli lubisz jasną, ale mocną i intensywną herbatę, Asam jest dla ciebie! – Rozmówca Munish Saraswat, menedżer Wild Mehseer, jest jowialny i uśmiechnięty. Ma okrągłą twarz, ozdobioną srebrnymi wąsami. Dziewczyna w tradycyjnej kurcie w kwiecisty wzór i kolorowej chusteczce przewiązanej pod grubym warkoczem ma uśmiech, od którego trudno oderwać wzrok. Wsypuje do imbryka zwinięte listki, zalewa wrzątkiem i stawia na stole klepsydrę. – Woda, którą zalewamy susz, nie może mieć więcej niż sto stopni. Herbatę zaparzamy dokładnie przez pięć minut. – Munish zaznacza z naciskiem. – Jeśli dodajesz mleko, powinno mieć temperaturę pokojową. Siedzimy chwilę w ciszy. Przypomina mi się japońska ceremonia Sado. Nie chodzi w niej tylko o picie naparu, lecz także o troskę i uwagę włożone w przygotowanie, podanie i docenienie smaku. Cztery zasady: harmonii, szacunku, czystości i spokoju, pomagają wprowadzić delektującego się napojem w stan medytacji.
Subskrybuj