R E K L A M A
R E K L A M A

Panie Janku, pan się nie boi… Elegancki trener na nieeleganckie czasy

Biały dym nad PZPN-em! W końcu doczekaliśmy się niezręcznie przedłużającego się wyboru nowego selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. Został nim Jan Urban, były piłkarz kadry narodowej z lat 80., a później ceniony klubowy trener.

Fot. Wikimedia

Akurat ta decyzja prezesa związku Cezarego Kuleszy nie budzi kontrowersji. Gorzej z resztą „trudnych spraw”, które od dłuższego czasu krążą wokół polskiej piłki. W każdym razie za Urbana spełniającego swoje życiowe marzenie po prostu wypada trzymać kciuki.

Elegancki trener na nieeleganckie – delikatnie mówiąc – czasy. Tak w skrócie można podsumować nominację Jana Urbana na szefa najważniejszej piłkarskiej drużyny w naszym kraju. Atmosfera wokół Polskiego Związku Piłki Nożnej jest na tyle zła, że w trakcie poszukiwań następcy Michała Probierza często powtarzano, że obecnie szkoda dobrego fachowca, żeby wchodził w bagno, z jakim kojarzy się PZPN, gdzie afera goni aferę. Jakiekolwiek czarne chmury by wisiały nad związkiem, jego prezes zawsze wykręci się tą samą śpiewką. Cezary Kulesza zwykle o niczym nie wiedział, niczego nie słyszał i prawdopodobnie wszystko, co rzekomo złe, jest jednym wielkim spiskiem. Pastwienie się wyłącznie nad prezesem byłoby jednak nieuczciwe, bo cały związek jest po prostu zepsuty. Najlepszym dowodem są niedawne wybory. Nie na selekcjonera, ale te, które mieliśmy chwilę wcześniej. Na prezesa. Do walki o najbardziej prominentne stanowisko pana i władcy stanęli skompromitowany w pierwszej kadencji Kulesza i… No właśnie, i tyle. Nie zawiązała się żadna opozycja, działacze nie wystawili żadnego innego kandydata. Albo Kulesza, albo nikt. Wspaniałe wybory.

Wydawało się, że Cezary Kulesza przedstawi selekcjonera, zanim jeszcze sam zostanie wybrany na króla PZPN-u na kolejne cztery lata. Ten jednak uwielbia zwodzić dziennikarzy, kibiców i całe sportowe środowisko, prowadząc własne nikomu niepotrzebne gierki. Na jego karuzeli nazwisk kręciło się wielu szkoleniowców. Od Macieja Skorży, poprzez Marka Papszuna, po Jerzego Brzęczka. O ile ten pierwszy brzmiał naprawdę sensownie (ostatecznie strony nie doszły do porozumienia), to ostatni jawił się jak nieśmieszny żart. Zupełnie jakby wszyscy zapomnieli, w jakich okolicznościach odchodził z kadry Jerzy Brzęczek, którego mieliśmy dość. Jasne, potrafił doprowadzać drużynę do zdobywania cennych punktów, co dało nam awans na mistrzostwa Europy, ale od naszej gry bolały oczy. Gdybyśmy mówili o bardzo zamierzchłych czasach, być może argument w stylu „dawno i nieprawda” by przeszedł, ale przecież historia z rozstaniem się z Brzęczkiem miała miejsce raptem cztery lata temu. Przedziwna amnezja. Zwłaszcza że od tamtej pory 54-letni trener nie osiągnął absolutnie niczego. Niczym nie zasłynął – poza wizytami w studiach telewizyjnych, gdzie rzeczywiście spisuje się nieźle.

Niech już w końcu prezes Cezary Kulesza wskaże „ofiarę”, bo selekcjoner naszej reprezentacji to zawód tak przyjemny, jak robota przy wysokich napięciach – napisał w swoim felietonie w „Przeglądzie Sportowym” Radosław Kałużny, były piłkarz reprezentacji. I Kulesza w końcu wskazał. Pierwszy z gratulacjami w mediach społecznościowych pospieszył Michał Probierz, chcąc być może utrzeć nosa prezesowi i skraść planowany show z przedstawieniem selekcjonera: Janek, trzymam kciuki za Ciebie oraz za drużynę. Zaraz potem pojawiło się oficjalne stanowisko związku i kolejny sezon telenoweli z namaszczaniem nowego selekcjonera można było uznać za zamknięty. Zabrakło jedynie tradycyjnej wisienki na tym niezbyt smacznym torcie w postaci przejęzyczenia się Kuleszy, gdy przedstawił selekcjonera. Pamiętamy, jak w styczniu 2023 roku na premierowej konferencji prasowej Fernanda Santosa mianował Felipe Santosem. Tutaj aż prosiło się, żeby prezes powitał Jerzego Urbana. Tym razem językowej wpadki nie było, ale niesmak – a jakże – już tak. Otóż z nieznanych przyczyn Kulesza nie chciał zdradzić warunków umowy z Urbanem. Podawanie okresu, na jaki podpisuje się kontrakt z trenerem, jest nie tyle dobrym obyczajem, co normą. Robienie z tego tajemnicy zakrawa na dziwactwo lub umowę wyjątkowo niekorzystnie skonstruowaną z perspektywy trenera.

Dość o Kuleszy i PZPN-ie. Zdecydowanie przyjemniej przyjrzeć się, kim jest Jan Urban. Szczególnie, że to postać nietuzinkowa. Nie można odmówić mu piłkarskiego doświadczenia, i to z najwyższej półki. Jako piłkarz z polskiej ligi najbardziej kojarzony jest z Górnikiem Zabrze, z którym zdobył w latach 80. aż trzy mistrzowskie tytuły. Przełomowy był dla niego 1989 rok, kiedy wyjechał do Hiszpanii, do Pampeluny, z marszu stając się najlepszym snajperem tamtejszej Osasuny. Do dziś w Osasunie lubią przypominać słynne zwycięstwo w Madrycie z wielkim Realem (4:0), gdy Urban popisał się spektakularnym hat trickiem. Jan Urban, nasza legenda, selekcjonerem Polski. Powodzenia! – napisano na klubowym profilu Osasuny na Instagramie. Jego liczby w reprezentacji, do której był powoływany 57 razy i zdobył tylko 7 goli, nie powalają. Po latach eksperci są zgodni, że mógł i powinien z przygody z drużyną narodową wycisnąć więcej. Oby inaczej było w roli selekcjonera…

Trener Urban to supergość! Tak recenzują 63-letniego szkoleniowca ci, którzy mieli okazję pracować pod jego skrzydłami (m.in. w Górniku Zabrze, Legii Warszawa, Śląsku Wrocław, Lechu Poznań). Krąży opinia, że jest łagodny, zwykle uśmiechnięty, z wybornym poczuciem humoru, ale gdy trzeba, potrafi huknąć na piłkarzy. Złość szybko mu mija, nie obraża się na zawodników, a wszelkie konflikty potrafi błyskawicznie ucinać. I w kadrze „na dzień dobry” czeka go właśnie takie zadanie. Dogadać się z Robertem Lewandowskim obrażonym na reprezentację, choć prędzej na Michała Probierza. Urban nie owijał w bawełnę i przed kamerami wypalił, że Probierz popełnił błąd, odbierając „Lewemu” kapitańską opaskę. Podkreślił, że takich spraw nie załatwia się przez telefon i że sam czym prędzej zamierza odwiedzić Barcelonę, żeby po ludzku pogadać z Lewandowskim. Zamierza także wpaść z wizytą do innych czołowych piłkarzy, wykorzystując przerwę między sezonami, która właśnie trwa w najsilniejszych ligach. Żeby zarazić ich optymizmem, dać wiarę, że to wszystko może mieć jeszcze sens, bo pod względem atmosfery Probierz pozostawił po sobie spaloną ziemię. Wiele więcej Urban nie będzie w stanie zrobić przed meczami kluczowymi dla eliminacji do przyszłorocznego mundialu (4 września wyjazdowe spotkanie z Holandią, 7 września domowa batalia o wszystko z Finlandią). Zwyczajnie nie ma na to czasu. Sierpniowe powołania, trzy treningi i tyle. Z podniesionymi głowami trzeba będzie wyjść na boisko. Na ile oczyszczenie klimatu wokół reprezentacji, a przynajmniej próba podjęcia się tak trudnej sztuki, może wpłynąć nie tylko na lepsze wyniki, ale na odzyskanie sympatii kibiców do reprezentacji? Ciężko stwierdzić – czas pokaże, a łatwo nie będzie.

Najbardziej szkoda by było, gdyby selekcjonerska kariera Jana Urbana, o której szczerze marzył, zepsuła jego wizerunek. Człowieka z klasą, niezmanierowanego, pogodnego. Nieprzekonanego o własnej nieomylności, bez pretensji do całego świata, bez popisywania się na siłę, bez taniego szpanowania. Takiego trenera nie mieliśmy od dawna. Normalnego, dającego się lubić, który nie stawia sobie za cel wojny z dziennikarzami. Pozostaje życzyć wszystkim zainteresowanym polską piłką, żebyśmy nie musieli zmieniać zdania na jego temat tak szybko, jak uwielbia zmieniać selekcjonerów panujący jeszcze przez kolejne cztery lata prezes Kulesza. 

2025-07-24

Maciej Woldan