R E K L A M A
R E K L A M A

Om. Według Mroziewicza

Rytmiczne powtarzanie sylaby Om ma moc uspokajającą. W świecie hałasu, wojen i stresów obniża kortyzol i łączy nas z rytmem kosmosu, który charakteryzuje się częstotliwością 432 Hz. Poważny dziennik „The Times of India” pisze o tym zupełnie serio. Kto nie wierzy, niech nie czyta.

Fot. Wikimedia

Świętości sylaby Om nikt w Indiach nie kwestionuje, wierzący czy niewierzący. I każdy, nawet analfabeta, potrafi ją zapisać. Składa się z trzech znaków: A, U, M. A to dźwięk oznaczający Wiśnu, U znaczy Śiwę, a M to dźwięk zamykający w sobie Brahmę. W sumie Wielka Trójca hinduizmu. Dźwięk Om nazywany jest Pranawa lub Brahman. Wszystkie mantry zaczynają się od dźwięku Om. Ze względu na jego świętość żaden siudra ani jakikolwiek przedstawiciel niskiej kasty nie może go używać ani nawet słuchać. Om dostępne jako dźwięk oznacza wszystko, co jest i co będzie.

Trzeba wyobraźni, żeby porównać świat mechaniki kwantowej z mistycyzmem Wschodu. Gdyby coś takiego dało się zrobić, wtedy naprzeciwko rakiet dalekiego zasięgu postawilibyśmy dywizje recytujące „Om”.

Parę tysięcy lat temu rzeźbiono i wypalano w ceglanym pyle dywizje ceramiczne w Xian (chiński Kraków). Czy wojna takich jednostek jest skuteczna? Tatarzy rozszerzali swoje imperium na Zachód, aż do Psiego Pola i Legnicy, mnożąc swoje oddziały za pomocą kukieł, które udawały jeźdźców. Z kolei skrzydła husarii polskiej odgrywały rolę psychologiczną aniołów wojny. Dziś drony udają flotę powietrzną. Elementy teatralne zawsze liczyły się na polach bitew i teraz też tak jest. Sztuczne czołgi już stosowano. Atrapy rakiet uczestniczą w paradach rocznicowych. Myśliwce ciągną za sobą wielokolorowe ogony. Pułki rekonstrukcyjne bawią się w szarże ułańskie. Proporce, hymny chóralne, grochówka na deser.

Jedna sylaba, dwie litery, trzy znaki – Om – zamykają w sobie moc magiczną. Są budulcem języka. Jako magia stały się przednaukową nauką. Jako prawda przekazywane są pod postacią subiektywnego stanu wiedzy o stanie rzeczy. Jako sztuka walki o zdobycie, utrzymanie i przekazanie władzy nazywają się „polityka”. W naszej kulturze, w zachodniej cywilizacji – w Indiach też tak jest – używamy kilku języków równoległych: potocznego, literackiego, dyplomatycznego, politycznego. Równoległość polega na tym, że jedno mówimy, a o drugim jednocześnie myślimy. Każdy, kto czyta książkę, a zarazem ucieka myślami do innego wątku, może doświadczalnie sprawdzić, jak to działa. Najczęściej stosowany jako język zastępczy jest język dyplomatyczny. Termin ten sugeruje, że w dyplomacji nie możemy kłamać. Wolno nam natomiast czegoś nie powiedzieć albo nie dopowiedzieć. Powinniśmy złagodzić to, co w prywatnej rozmowie brzmiałoby dosadnie. Między jedną a drugą częścią zdania robimy pauzę, żeby dać kontrpartnerowi chwilę na domysł. Używamy kontekstu zamiast tekstu. Niektórych słów nie wolno nam używać w ogóle. Aluzje są znakiem tego, że uważamy rozmówcę za półgłówka. Schopenhauer pouczał w „Erystyce”, żeby używać – jako najskuteczniejszych – argumentów ad personam. Rada dziś nie do przyjęcia. Reasumując – język dyplomatyczny jest językiem ludzi kulturalnych. Ważne, aby używać go wyłącznie tam, gdzie należy, a nigdy tam, gdzie brzmiałby śmiesznie. Jest instrumentem z dużego instrumentarium. Musi pasować do sytuacji, a także do wyglądu mówiącego. Czy już wiadomo, o kim mowa?

Język polityczny kryje w sobie mowę prawników, która stoi ponad językiem ojczystym. Posługiwanie się tą mową, a zwłaszcza rozumienie jej, wymaga oddzielnych studiów. Może dlatego grupa zawodowa prawników przypomina kastę braminów, a ich szlachetny bełkot przywodzi na myśl konstrukcje z użyciem świętych sylab, w tym Om.

Pozaprawne resztki języka politycznego nazywamy za profesorem Głowińskim „nowomową”. Specjalistami w zakresie jej stosowania są dzisiejsi populiści, którzy wprzęgają do komunikacji pożyczki z języka plebsu.

A na język literacki nie ma już miejsca. Trzeba by chyba być Churchillem, żeby za notatki czynione na marginesie działalności politycznej w czasie drugiej wojny światowej dostać Literacką Nagrodę Nobla. Ommmmmmm! 

2025-12-11

Krzysztof Mroziewicz