R E K L A M A
R E K L A M A

Lampy na zamówienie. Klasyka nigdy się nie zestarzeje

Pionki to niewielkie miasto położone niedaleko Radomia. Liczy 17 tys. mieszkańców. Przed wojną uruchomiono tu fabrykę prochu. Produkcję materiałów wybuchowych kontynuowano w PRL-u. Z czasem w zakładzie wyrabiano i tłoczono także płyty gramofonowe. Dziś po Pronicie pozostały tylko wspomnienia. Za to miasto może pochwalić się firmą LampArt – niewielką spółką specjalizującą się w produkcji wyjątkowej urody i wysokiej jakości oświetlenia. 

Fot. archiwum firmy

Historia LampArtu jest z jednej strony nietypowa, ale z drugiej podobnie zaczynało w Polsce tysiące firm. Decydowały przypadek, pasja i – jak zawsze – potrzeby rynku. 

– Mój mąż od zawsze interesował się historią, sztuką i do tego miał talent manualny. Będąc samoukiem, osiągnął poziom wysokiej klasy rzemieślnika – wspomina Magdalena Kała. – Robiliśmy zawodowo różne rzeczy, ale po latach postanowiliśmy poświęcić się działalności, która z jednej strony zapewni godne życie, ale z drugiej będzie realizacją naszych zainteresowań. I tak w 2010 r. powstał LampArt. 

Przede wszystkim art déco 

– Zajęliśmy się produkcją, a właściwie tworzeniem lamp, głównie w stylu art déco, ponieważ nie tylko jest moim ulubionym, ale też ponadczasowym i cieszy się niesłabnącym uznaniem prawie na całym świecie – tłumaczy pani Magdalena. – Najpierw była to zarejestrowana na mnie jednoosobowa działalność gospodarcza. Początki były więcej niż skromne, ale dostaliśmy dotację unijną w wysokości 40 tys. zł. Wówczas to była całkiem spora kwota, która pozwoliła na kupno najbardziej potrzebnych narzędzi. Po jakimś czasie, gdy dołączyła do nas obecna wspólniczka, przekształciliśmy się w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. 

W ofercie firmy są duże i małe lampy stojące, wiszące, kinkiety, prócz tego świeczniki, metalowe uchwyty, a dodatkowo także ławy i elementy zdobiące ściany (między innymi metalowe reliefy). Wszystkie robione są na zamówienie, co teoretycznie powinno oznaczać, że nie spotkamy podobnej lampy nigdzie indziej. W praktyce jednak wielu klientów decyduje się na sprawdzone, zwłaszcza przedwojenne wzory. Właściciele często korzystają ze starych katalogów, w tym także polskich, jako że nasi projektanci należeli wówczas do światowej czołówki. Niektóre stare modele muszą mieć stylowe klosze. Niestety, dziś żadna huta szkła nie wyprodukuje wzoru z lat 20. czy 30., chyba że za ogromną cenę. Dlatego pani Magdalenie pozostaje szukanie takich kloszy na targach staroci, bazarach, giełdach, gdzie często można trafić prawdziwe perełki za rozsądną cenę. 

Nie wszyscy klienci decydują się na art déco, ale spółka bez problemu tworzy lampy w innych stylach. Czasem się zdarza, że klient przychodzi z własnym projektem albo nie ma sprecyzowanych oczekiwań i wówczas właściciele starają się opracować taki, który by mu odpowiadał. Jak zapewnia pani Magdalena, firma jest w stanie wyprodukować lampę według każdego wzoru. 

Warte swojej ceny 

Podstawowym materiałem oprócz szkła są mosiądz i aluminium. W zależności od modelu oraz oczekiwań zamawiającego można je posrebrzyć, pozłocić, ozdobić patyną. 

Spółka nie ma żadnego pracownika. Mąż pani Magdaleny jest projektantem i twórcą w jednym. Jednak nie wszystkie czynności można wykonać na miejscu i własnymi siłami. Często potrzebne są też specjalistyczne urządzenia, np. galwanizernia. Dlatego niektóre prace zlecane są podwykonawcom. W większości to niewielkie zakłady rzemieślnicze, z którymi LampArt współpracuje od lat. 

Ceny lamp nie są niskie. Zaczynają się od kwoty przekraczającej tysiąc złotych, a kończą na 20 tys., ale to nie jest górna granica, tylko cena, jaką zapłacił klient za sześciometrową lampę. 

Prócz klientów indywidualnych wiele zamówień pochodzi od architektów wnętrz, deweloperów, producentów mebli, którzy zamawiają modele mające pasować do określonego wystroju wnętrz. 

Lampy z Pionek trafiły do domów i rezydencji wielu znanych i bogatych Polaków. Pani Magdalena nie zdradza jednak żadnych nazwisk. 

– Jeżeli zamówienie składa architekt czy plastyk, to często dopiero po jakimś czasie dowiaduję się, kto je kupił albo nie dowiaduję się wcale. Nasze lampy zdobią także urzędy centralne, samorządy, ambasady obcych państw. Coraz więcej zamówień mamy z zagranicy, głównie z Włoch, Niemiec, Francji, ze Skandynawii, a także ze Stanów Zjednoczonych, chociaż z tego kierunku jest ich trochę mniej niż dawniej. Sprzedawaliśmy nasze wyroby do restauracji, kancelarii prawniczych. Szczególnie dumna jestem z tego, że moje lampy zdobią luksusowy hotel na Lazurowym Wybrzeżu. 

Przez 15 lat w firmie powstało wiele tysięcy wyrobów. Ponieważ LampArt jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością, bez trudu można zobaczyć, jakie były przychody i zyski. Ale to nie pokazuje, jaka jest rzeczywista rentowność, także z tego powodu, że nie zawsze można uwzględnić realne koszty pracy małżonka pani Magdaleny. Przy każdym modelu rentowność jest inna. Zależy to nie tylko od włożonej pracy, ale także kosztów materiałów. 

Lampy objęte są urzędową gwarancją, jednak w praktyce jest ona dożywotnia. 

– Nieraz zdarzało się nam jechać do klienta wiele kilometrów, żeby naprawić lampę sprzedaną kilka lub nawet kilkanaście lat temu, gdy na skutek użytkowania czy wypadku ukruszył się lub ułamał jakiś element, i nie braliśmy za to pieniędzy. Nie zapominamy o naszych klientach i to się opłaca, gdyż opieramy się przede wszystkim na szeptanej reklamie od jednego zadowolonego kupującego do drugiego. A jest ich coraz więcej, gdyż naszym głównym atutem prócz designu jest jakość. Żadne, nawet najlepsze zdjęcie nie odda wrażenia, jakie wywołują lampy na żywo. Trzeba na nie spojrzeć, dotknąć, zobaczyć światło, jakie dają, i wówczas każdy zrozumie, że są warte swojej ceny. 

Od knota do żarówki 

Starożytni Egipcjanie jako pierwsi – już 6 tys. lat temu – zaczęli stosować oświetlenie swoich domostw, używając do tego knotów z konopi i lnu. Potem pojawiły się kaganki, lampy oliwne, świece.

Na przełomie V i VI wieku zbudowano pierwsze żyrandole w kształcie koła, na których ustawiano świece. XVIII wiek przyniósł lampę olejową, a XIX – lampę naftową (skonstruował ją Ignacy Łukasiewicz w 1853 r.). Prawdziwy przełom nastąpił, gdy w 1879 Thomas Edison opatentował żarówkę. Ten wynalazek sprawił, że na rynku pojawiła się armia producentów oferujących lampy różnej wielkości, przeznaczenia i jakości.

W 1837 w Charles Lewis Tiffany otworzył w Nowym Jorku sklep z artykułami papierniczymi, ze srebrem i z biżuterią. Jego syn Louis Comfort Tiffany uczynił z rodzinnej firmy światowego potentata. Stworzył serię secesyjnych lamp witrażowych, które dziś osiągają horrendalne ceny. W 2018 r. jego lampę stołową o nazwie Pond Lily sprzedano za 3,37 mln dolarów. Największą prywatną kolekcję lamp Tiffany’ego posiada Barbra Streisand.

Po pierwszej wojnie secesję zastąpiło art déco. W tym stylu malowano obrazy (Tamara Łempicka), budowano najwyższe wieżowce świata (Empire State Building, Chrysler Building, Rockefeller Center w Nowym Jorku) i produkowano mnóstwo przedmiotów użytkowych. Za klasyków stylu uważa się przede wszystkim Émile’a-Jacques’a Ruhlmanna, francuskiego projektanta mebli i dekoratora wnętrz, René Lalique’a, projektanta szkła, i architekta Williama Van Alena.

Polscy projektanci także mieli się czym pochwalić, szczególnie Julia Keilowa i Wojciech Jastrzębowski, projektant wnętrz naszych transatlantyków „Batorego” i „Piłsudskiego” (niestety, żaden nie istnieje) oraz wnętrz gmachu przy Szucha 25, gdzie dziś mieści się Ministerstwo Edukacji.

W 1910 r. w Warszawie powstały zakłady Antoniego Marciniaka, które w latach 20. zyskały renomę jednego z najlepszych producentów lamp w Europie. W 1945 r. zakłady zostały upaństwowione, czyli ukradzione. Jej wzory są jednak cenione i produkowane do dziś.

Podobny los spotkał warszawskie Zakłady Elektrotechniczne Braci Borkowskich – „Brabork” (firma mająca także filię w Łodzi), które w 1939 r. zatrudniały ponad tysiąc osób i miały klientów w całej środkowej Europie. 

2025-02-14

Krzysztof Tomaszewski