Laureat wielu nagród. W 1989 r. wyemigrował do Kanady. Współpracował z lokalnymi stacjami radiowymi i telewizyjnymi. Bywał nad Wisłą, występując w reaktywowanej przez siebie grupie No To Co.
Spotykamy się w Warszawie. Przyjechał z żoną. Kilkanaście dni spędził w rodzinnym mieście, w Łodzi. – Ostatni raz byliśmy w Polsce sześć lat temu. Przed pandemią. Do 2006 r. przyjeżdżałem regularnie latem, występowałem z No To Co. Zaczęło się od koncertu w 1993 r. w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego. Była to reaktywacja grupy. Potem graliśmy koncerty po całej Polsce.
Teraz rzadziej odwiedza Polskę. – Starzejemy się i trzeba odejść z twarzą. Poza tym przeloty są bardzo drogie. Organizatorzy niechętnie zwracali za bilety, musieliśmy wynajmować mieszkania, spore koszty. Do tego zaszło w Polsce tyle zmian, że czasem trudno się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć.
Teraz przyleciał, aby, jak tłumaczy, odebrać srebrny medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. – To odznaczenie przyznaje minister kultury i dziedzictwa narodowego. A wręczała mi je Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi. A jak już przyjechaliśmy, to należało odwiedzić rodzinę, przyjaciół, znajomych. Nie było dnia, aby coś się nie działo. Przede wszystkim spacery po Łodzi, piękna Piotrkowska, jak Paryż. Coś w tym jest, że inaczej się tam czuję.
Dodatkowo, wyjaśnia, czeka na niego jeszcze odznaka „Za Zasługi dla Miasta Łodzi”. – Teraz, niestety, nie było już czasu, aby ją odebrać. Tak więc trochę odpoczywamy, choć trudno tu mówić o prawdziwym wypoczynku. Mamy bowiem bardzo napięty harmonogram spotkań.
Od wielu lat jest już na emeryturze. – Na zasiłek z ZUS przeszedłem przed wyjazdem z Polski. Artyści mogli otrzymywać wcześniejsze świadczenia. W Kanadzie też mam emeryturę, dzięki temu żyję. Ale nigdy nie przestałem pracować. Komponuję, aranżuję. Pomagam synowi, który jest aktorem, mieszka w Sofii, napisałem muzykę do jego przedstawienia.
Subskrybuj