Elektryczny Passat. Recenzja ID.7

Ubiegłoroczna premiera dziewiątej generacji legendarnego Volkswagena Passata przyniosła kontrowersje. Okazało się, że jeden z najpopularniejszych modeli w dziejach niemieckiego producenta będzie dostępny na europejskim rynku już tylko w wersji kombi.

Fot. Maciej Woldan

A co z klasycznym sedanem? Otóż flagową limuzyną Volkswagena stał się elektryczny, przepastny wóz sygnowany nazwą ID.7. Choć dzięki atrakcyjnej linii nadwozia prędzej można mówić o zasilanej prądem alternatywie dla modnego Arteona niż o następcy konserwatywnego Passata…

Nigdy nie potrafiłem niczego poważnego zarzucić słynnemu Volkswagenowi Passatowi, tak samo jak nigdy nie potrafiłem się nim specjalnie zachwycać. Solidny, dobrze się prowadzący, wygodny, ale pozbawiony stylistycznej finezji, przez co zwyczajny aż do bólu. Dlatego też z ID.7, o którym mówi się jako Passacie nowej ery, coś mi nie grało. Ten samochód wyglądał aż za dobrze, aż za bardzo efektownie. Długa na 4,96 m limuzyna rodem z Wolfsburga wpadła mi w oko. Biały lakier nadwozia, czarny dach, do tego fajne 20-calowe felgi. ID.7 prezentuje się więcej niż dobrze, a jego aerodynamiczna linia nadwozia nie ma nic wspólnego z nudą. Jeśli zmrużyć oczy, można dostrzec nawiązania do Arteona, a więc ciekawszego, a wręcz szalonego wizualnie – oczywiście jak na volkswagenowskie realia – brata Passata. A jeśli nie mrużyć, może po prostu należy uznać, że ID.7 to zupełnie nowy wóz, mający napisać kolejny, tym razem elektryczny rozdział w historii niemieckiej marki.

Fot. Maciej Woldan

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2024-09-14

Maciej Woldan