Punktem zapalnym w relacjach między Nawrockim a Sikorskim okazała się wizyta w Stanach Zjednoczonych niecały miesiąc wcześniej. Wówczas prezydent miał otrzymać z MSZ notatkę przygotowującą do spotkania z Donaldem Trumpem. Według relacji z Pałacu Prezydenckiego dokument był „skandalicznie krótki” i w zasadzie nie wnosił żadnych użytecznych informacji. Kancelaria Nawrockiego poczuła się zlekceważona, a gdy treść notatki szybko przedostała się do mediów, wzajemne pretensje tylko się zaogniły.
Na brak zaproszenia do prezydenckiego samolotu zareagował rzecznik MSZ Paweł Wroński, który na portalu X przypominał, że do tej pory istniała tradycja wspólnych podróży prezydenta i ministra spraw zagranicznych na sesje ONZ.
Odpowiedział mu szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz. „Nieprawda. Nie ma takiej tradycji (…). Powtarzam, że przy okazji tej wizyty MSZ nie wnioskował o wspólny przelot. Trudno byłoby chyba startować spod Zakopanego. Proszę nie manipulować”.
Rzecznik MSZ odpowiedział: „Oj, bardzo szanownego ministra przepraszam. Leciałem na szczyt NATO w Waszyngtonie samolotem prezydenckim. Na zaproszenie PAD. Można było porozmawiać z kulturalnymi ludźmi od prezydenta Dudy, spokojnie, bez agresji, zaciętości. Ach, to były czasy”.
Wydaje się oczywiste, że to „przywódca delegacji” zaprasza „członka delegacji”. I żenujące jest w tej sytuacji, że Nawrocki chce, by szef dyplomacji prosił go o miejsce w samolocie – podsumowała Agnieszka Kublik w „Gazecie Wyborczej”.
Wspólny lot do USA mógłby być czasem zakopania topora i ustalenia oko w oko wspólnego stanowiska w wielu kwestiach. Problem w tym, że Pałac Prezydencki tego nie chce. Radosław Sikorski jest wrogo traktowany przez szefa BBN Sławomira Cenckiewicza i źle postrzegany przez prezydenta – pisał Jacek Nizinkiewicz w „Rzeczpospolitej”.
Spór o samolot przywołuje na myśl „spór o krzesło” z 2008 roku, kiedy Lech Kaczyński i Donald Tusk rywalizowali o to, kto ma reprezentować Polskę na szczycie Unii Europejskiej. Wówczas problemem było jedno miejsce przy stole. W Nowym Jorku miejsca były dwa, a mimo to konflikt znów wybuchł.
Źródło tych sporów leży w konstytucji, która w sprawie polityki zagranicznej pozostaje niejednoznaczna. Artykuł 133 mówi, że to prezydent reprezentuje państwo w stosunkach zewnętrznych. Artykuł 146 równie jasno wskazuje jednak, że prowadzenie polityki zagranicznej należy do Rady Ministrów.
Na szczęście w kluczowych momentach polscy politycy potrafią mówić jednym głosem. Spór o samolot szybko przygasł, gdy na forum ONZ wybrzmiały stanowcze słowa Radosława Sikorskiego.
„Mam tylko jedną prośbę do rządu rosyjskiego: jeśli kolejny pocisk lub samolot wleci w naszą przestrzeń powietrzną bez pozwolenia, celowo lub przez pomyłkę, i zostanie zestrzelony, a wrak spadnie na terytorium NATO, proszę, nie przychodźcie tu się skarżyć. Zostaliście ostrzeżeni” – mówił szef polskiej dyplomacji.
Przemówienie Sikorskiego było bardzo dobrze napisane i świetnie wygłoszone. Przede wszystkim było jednak bardzo zwięzłe. Zawarta w nim groźba została wygłoszona zaś w taki sposób, że z jednej strony w istocie stanowiła groźbę, ale z drugiej strony ujęta została w taki sposób, że nie została wypowiedziana wprost – komentował Witold Jurasz w Onecie.
Prezydent Karol Nawrocki podtrzymał ton Sikorskiego. „Dziś musimy (…) zbudować międzynarodowy system odpowiedzialności, który nie zawaha się nazwać zła po imieniu. Musimy powiedzieć jasno: istnieją granice, prawa człowieka i prawo międzynarodowe. A każdy, kto je łamie, powinien ponieść surowe konsekwencje”.
Opinia publiczna zwróciła uwagę, że wystąpienie Nawrockiego – w przeciwieństwie do Sikorskiego – było po polsku. Mogło to dziwić, zważywszy na to, że Muzeum II Wojny Światowej, którym kierował, wydało 37 tys. złotych na jego kursy językowe. Trudno nie dostrzec kontrastu między oboma politykami. Obok wytrawnego dyplomaty, który studiował w Anglii i od lat swobodnie porusza się na międzynarodowej scenie, stanął prezydent nowicjusz dopiero uczący się swojej roli.
Na dodatek wróciła sprawa snusa – nikotynowego woreczka, który Nawrocki zażył podczas debaty z Rafałem Trzaskowskim. Teraz kamery uchwyciły, że również podczas sesji ONZ prezydent wsadzał sobie coś do ust.
„Sikorski wciągał w Nowym Jorku nosem rusków, Nawrocki w siedzibie ONZ wciągał następną saszetkę, jeszcze nie wiadomo z czym” – komentował Tomasz Lis na portalu X.
Wtórował mu poseł Lewicy Tomasz Trela: „Danie w dziąsło ważniejsze niż Polska. Totalna kompromitacja”.
„Nikt normalny się tak nie zachowuje. W zasadzie retorycznie pojawiły się pytania, czy na spotkaniach międzynarodowych będzie robił to samo? A tu proszę. Bez żenady. Forum ONZ, a człowiek reprezentujący najwyższy urząd w Polsce publicznie bierze używki” – pisała Dorota Brejza, adwokatka, a prywatnie żona europosła Krzysztofa Brejzy.
W innym tonie wypowiedziała się Magdalena Biejat: „Czy naprawdę forma, w jakiej prezydent Nawrocki przyjmuje nikotynę, jest ważniejsza od walki polskiej delegacji o nasze bezpieczeństwo?”. Napisała także na X, sugerując, że atakowanie Nawrockiego za jego słabość do tytoniu ociera się o desperację i jak pokazały ostatnie wybory, było przeciwskuteczne.
Nim politycy wrócili do Polski, media obiegło zdjęcie Sikorskiego i Nawrockiego siedzących obok siebie, żywo dyskutujących i roześmianych. Fotografia natychmiast wywołała spekulacje: czy to sygnał ocieplenia relacji, a może początek poszukiwania kompromisu w sprawie spornych nominacji ambasadorskich?
Dziennikarze pytali też, co tak rozbawiło obu polityków. Marcin Przydacz, który także był w Nowym Jorku, odpowiedział: – Ja siedziałem za nimi. Właśnie nie podsłuchiwałem i jakoś tak w szczegółach nie przysłuchiwałem się tej rozmowie. Natomiast tuż przed wybuchem takiego rados nego uśmiechu coś tam słyszałem, że „coś Donald Tusk”. Więc nie wiem, być może minister Sikorski mówił jakieś żartobliwe rzeczy o panu premierze. Nie wiem, nie dopytywałem.
Z kolei Radosław Sikorski pytany na antenie Radia RMF o uśmiechy na twarzach obu panów odpowiedział, że rozmawiał z prezydentem „jak Polak z Polakiem za granicą”. Zaznaczył jednak, że ma nadzieję na ocieplenie relacji. Gdyby do niego doszło, z pewnością zyskałaby nasza dyplomacja, a i oszczędzilibyśmy trochę pieniędzy na paliwie lotniczym