Historia potrafi być przewrotna. Gdybym dziś wsiadł do wehikułu czasu i przeniósł się do marca 2003 roku, do momentu, gdy przed sejmową komisją śledczą badającą tzw. aferę Rywina zeznawał Włodzimierz Czarzasty, nikt nie uwierzyłby mi w opowieść o tym, jak wygląda Polska nieco ponad dwadzieścia lat później.
Wówczas Czarzasty, sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, znajdował się na politycznym celowniku i wszystko wskazywało na to, że jego kariera dobiega końca. Miał być kluczowym ogniwem tzw. grupy trzymającej władzę, osobą, która wiedziała o korupcyjnej propozycji Lwa Rywina złożonej Adamowi Michnikowi, a nawet ją pilotowała. Zwolennikiem tej tezy był wchodzący wtedy do polityki z przytupem Zbigniew Ziobro.
Subskrybuj