Kibice reprezentacji Polski w kalendarzach na 2026 rok mogą zakreślić czerwonym flamastrem trzy daty. 26 marca – pierwszy mecz barażowy, 31 marca – drugi baraż i 11 czerwca – rozpoczęcie mundialu. Żeby się dostać na największą futbolową imprezę, podczas której zagra aż 48 reprezentacji, musimy obronną ręką wyjść z odmienianych ostatnio przez wszystkie przypadki baraży. Wyczekiwane losowanie w Zurychu okazało się dla nas dość szczęśliwe. Zamiast mierzyć się z Włochami, Turcją czy Danią, prawdopodobnie czeka nas potyczka z Ukrainą. Jednak dzielenie skóry na niedźwiedziu i gorączkowe zastanawianie się, na jakim stadionie odbędzie się ten mecz, którego – także według losowania – Ukraińcy będą gospodarzem, jest irytujące. Po pierwsze, żeby tak się stało, Polska musi się rozprawić wcześniej z Albanią. Może i nie jest to specjalnie wymagający i renomowany przeciwnik, ale na pewno też nie taki do zlekceważenia. Dla przypomnienia, we wrześniu 2023 roku przegraliśmy w Tiranie 0:2… Druga kwestia – Ukraińcy muszą wyeliminować Szwedów. Jasne, Szwecja ma za sobą koszmarne eliminacje, gdzie zawiodła na całej linii, niemniej potencjał w tej ekipie jest spory, tak samo jak szanse, że na marcowe „granie o wszystko” piłkarze spod znaku „Trzech Koron” się po prostu przebudzą. Wówczas, abstrakcyjny scenariusz o meczu w Warszawie na PGE Narodowym, gdzie Polaków „ugoszczą” Ukraińcy, może się zmienić w trudną wyprawę do Sztokholmu. Tyle z prognozowania, bez pomocy szklanej kuli więcej się nie wymyśli…
Tego typu metod z pewnością nie potrzebuje selekcjoner naszej kadry. Jan Urban, nie dość, że okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu (nareszcie!), jest też facetem twardo stąpającym po ziemi. Cudotwórca? Z pewnością selekcjoner nie łaknie takich komplementów i – na razie – też na nie nie zasłużył. Niemniej gdy przejął polską kadrę, zmieniła ona swoje oblicze. Świadczy o tym bilans Urbana (sześć meczów, cztery wygrane, dwa remisy), jak i o niebo lepsza atmosfera wokół zespołu. 63-latek wprowadził do reprezentacji pożądaną normalność. Bez kontrowersyjnych konferencji prasowych, bufonady, kłótni czy serii eksperymentalnych powołań. Stawia na sprawdzone nazwiska, ale daje też szansę nowym. Pod jego wodzą zadebiutował Przemysław Wiśniewski, grający na co dzień we włoskiej Serie B (druga liga) i z marszu stał się ważną postacią w drużynie. Debiutu doczekał się też młodziutki, 19-letni Filip Rózga ze Sturmu Graz.
Subskrybuj