Kłopoty zaczęły się, gdy na sąsiedniej posesji osiedlili się nowi właściciele, miastowi. Szybko, bo w ciągu miesiąca, postawili wysoki betonowy płot. Zamontowali też kamery skierowane na podwórko i zabudowania gospodarcze Głowackich. Potem zaczęli pojawiać się urzędnicy i policjanci. Okazało się, że kontrole powodowali sąsiedzi, ponieważ przeszkadzały im odgłosy maszyn rolniczych i suszarnia zboża. Skargi uzupełniają zdjęciami. Głowacka cytuje jedno z pism skargowych: – „Traktory w liczbie pięciu, kombajn, samochód, które czasem pracują dość długo, nie wiadomo dlaczego, czynią egzystencję sąsiadów nie do pozazdroszczenia”. Więc przestępstwem jest posiadanie traktorów – konkluduje. Ponieważ rozliczne kontrole nie stwierdziły żadnych nieprawidłowości, sprawa trafiła do sądu. W I instancji Głowaccy wygrali, ale sąsiedzi złożyli apelację. Wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku był zdumiewający. Głowackim zakazał korzystania z suszarni od grudnia do września!!! Czyli czasowo objął żniwa.
Ekipa reporterska udała się do sąsiadów, by porozmawiać o konflikcie. Oczywiście, nie zgodzili się na wypowiedź przed kamerą. Dlaczego? – Bo nie mamy o czym. Nieoficjalnie sąsiadka poskarżyła się, że odgłosy z gospodarstwa są uciążliwe, a jej mąż stracił od nich słuch.
Nie udało się przeprowadzić eksperymentu z odsłuchaniem odgłosów suszarni, wszak zakazano ją uruchamiać. – Jak suszarnia pracuje, to nawet jej nie słychać, gdy jesteśmy przy domu – tłumaczy Głowacka. Zdaniem rzecznika sądu teren wiejski można potraktować jak miejski. Sąd uznał, że zbudowanie suszarni w środku wsi nie jest czymś naturalnym. Przypadek Głowackich nie jest odosobniony, jest fragmentem zjawiska napływu miastowych. Nowi mieszkańcy nie akceptują odgłosów i woni wsi. – Dużo takich donosów zgłaszają ludzie, którzy sprowadzili się na wieś i uważają, że oni rządzą – potwierdza Grzegorz Leszczyński, prezes Podlaskiej Izby Rolniczej.