Gdy kobieta, nazwijmy ją Anna, szykowała się do snu, niepokojące charczenie mężczyzny z bramy nie dawało jej spokoju. Zadzwoniła do koleżanki pielęgniarki. Ta poradziła, by sprawdziła puls nieznajomemu. Anna posłuchała. Mężczyzna wciąż leżał w tym samym miejscu. Gdy się nad nim pochyliła, nie wyczuła pulsu i zauważyła plamę krwi. Natychmiast wróciła do mieszkania i wezwała pogotowie.
Ratownicy podjęli próbę reanimacji, jednak mężczyzna zmarł w karetce – pomoc nadeszła zbyt późno. Podobno gdyby informacja dotarła do nich kilkanaście minut wcześniej, istniała szansa na uratowanie poszkodowanego. Po odjeździe karetki na miejscu pojawiła się policja. Rozpoczęto oględziny i przesłuchania świadków. W szpitalu przy zwłokach znaleziono pieniądze oraz kartę kredytową na nazwisko Marii S., lecz brakowało dokumentów tożsamości. Policja szybko ustaliła, że Maria była żoną zmarłego Roberta S. – to jej kartę miał przy sobie.
Z relacji żony wynikało, że mąż wyszedł z domu ok. godz. 0.40, udając się na nocną zmianę do piekarni na osiedlu Robotniczym. Zawsze wybierał tę samą trasę – obok kamienicy, gdzie później znaleziono go z raną kłutą w klatce piersiowej. Tego wieczoru, jak zwykle, po kolacji chwilę odpoczął w łóżku, nastawił budzik i wyszedł. Żona, która nie spała, pomachała mu przez okno – jak się później okazało, po raz ostatni. Sekcja zwłok wykazała, że śmiertelny cios został zadany ostrym narzędziem z dużą siłą – nóż przebił serce i przeciął żebro. Sprawca był praworęczny i stał naprzeciwko ofiary. Wcześ niej doszło prawdopodobnie do uderzenia ręką – mężczyzna miał wybity ząb i uszkodzoną dwójkę. Znajomi i współpracownicy zamordowanego opisywali go jako spokojnego, życzliwego człowieka, bez konfliktów, długów czy problemów rodzinnych. Nie nadużywał alkoholu i cenił życie domowe. Ze względu na niski wzrost i krępą sylwetkę nosił pseudonim „Premier” – jego postura przypominała wygląd byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Motyw rabunkowy został od razu wykluczony – ofierze niczego nie skradziono. Monitoring z okolicy nie przyniósł przełomu. W związku z wcześniejszym zabójstwem dokonanym przez osobę chorą psychicznie na tym samym osiedlu początkowo podejrzewano tego mężczyznę, lecz miał alibi. Mimo intensywnych działań policja przez kolejne dni nie natrafiła na żaden trop prowadzący do sprawcy. Komendant ogłosił nagrodę w wysokości 5 tys. zł za pomoc w ujęciu mordercy. Sprawa została zgłoszona do programu „997”, a w moich notatkach zapisałem: żona ofiary wraz z 16-letnim synem została bez środków do życia. Kobieta przeżywa silną traumę, zażywa leki i nie była w stanie zdecydować, czy pojawi się w studiu. Wyraziła jednak zgodę na publikację materiału – podobnie jak prokuratura.
Kilkanaście dni po zabójstwie do jeleniogórskiej komendy zgłosił się młody chłopak, Kornel, który twierdził, że był świadkiem nocnych wydarzeń na ul. Moniuszki. Jego zeznania okazały się przełomowe – wskazał sprawcę: 18-letniego Dawida K. Z relacji Kornela wynikało, że Dawid kilkanaście godzin przed zbrodnią pokłócił się z dziewczyną. W stanie silnego wzburzenia odwiedził Kornela i oznajmił, że to jego ostatni dzień życia, bo został porzucony – i że zamierza kogoś zabić. Pokazał mu przy tym spory nóż. Kornel nie potraktował słów Dawida poważnie i zaproponował wspólne wyjście. Spotkali znajomych, pili alkohol, prawdopodobnie zażywali amfetaminę. Później trafili do baru, gdzie kontynuowali picie i grali w bilard. Przed północą Dawid i Kornel ruszyli w stronę Zabobrza. Na ul. Moniuszki minęli mężczyznę – piekarza zmierzającego do pracy. Wtedy Dawid niespodziewanie podbiegł do niego, uderzył, a następnie zadał kilka ciosów nożem. Chłopcy uciekli z miejsca zdarzenia.
Dawid K. groził Kornelowi, że jeśli zgłosi sprawę, stanie się kolejną ofiarą. Mimo gróźb Kornel zdecydował się zeznawać. Dawid został zatrzymany, a następnie aresztowany. Nie przyznał się do winy – próbował nawet zrzucić odpowiedzialność na Kornela. Dawid był już wcześniej notowany za pobicie i objęty policyjnym dozorem. Badania psychiatryczne wykazały, że może odpowiadać przed sądem. Ze względu na wiek groziła mu maksymalnie kara 25 lat pozbawienia wolności. Dawid nie przyznał się do winy, twierdząc, że zabójstwa dokonał Kornel. Obrona kwestionowała wiarygodność jego zeznań, jednak sąd uznał je za spójne. Przewodniczący Marek Klebanowicz określił wyjaśnienia Dawida jako irracjonalne i skazał go na 25 lat więzienia, podkreślając, że młody wiek nie usprawiedliwia brutalnego czynu.