R E K L A M A
R E K L A M A

Flet prosty wcale nie jest prosty. Renowacja historyczny instrumentów

Od kilku dekad w Polsce i na świecie obserwujemy wzrost zainteresowania muzyką dawną. Żeby sprostać rosnącej popularności, konieczne było pojawienie się rynku producentów kopii instrumentów z epoki. Jednym z najlepszych w tej części Europy jest Grzegorz Tomaszewicz. 

Fagot z około 1840 r. po renowacji/ Fot. archiwum firmy

Trudno uwierzyć, ale osób zawodowo, a przede wszystkim amatorsko grających muzykę dawną, a więc tę od późnego średniowiecza przez renesans do baroku, jest w kraju kilka, a może nawet kilkanaście tysięcy. Ta moda polegająca na przypomnieniu dorobku dawnych zapomnianych mistrzów pojawiła się u nas za sprawą prof. Kazimierza Piwkowskiego, znakomitego fagocisty. W 1964 r. założył on Fistulatores et Tubicinatores Varsovienses, co można przetłumaczyć jako Piszczałkowie i Trębacze Warszawscy, pierwszy zespół w Polsce grający muzykę dawną, który już rok później zadebiutował w Filharmonii Narodowej. 

W 1966 r. za sprawą Andrzeja Szwalbego w Bydgoszczy narodził się międzynarodowy festiwal muzyczny Musica Antiqua Europae Orientalis. Niestety, w 2014 r., festiwal przeszedł do historii. Dziś europejska muzyka dawna przeżywa renesans nie tylko w Polsce i wielu państwach naszego kontynentu, lecz także w obu Amerykach, a nawet w Japonii. 

Grzegorz Tomaszewicz jest muzykiem, pedagogiem, wykładowcą. Przez 15 lat był czynnym koncertującym muzykiem grającym na wielu instrumentach – od fletu prostego przez szałameje po cymbały. Był kierownikiem artystycznym Collegio Antico, dyrektorem Festiwalu Muzyki Dawnej w Żywcu. Współpracował z Filharmonią Narodową, Warszawską Operą Kameralną, Teatrem Ludowym w Krakowie. 

– Zanim jako młody człowiek zacząłem grać na instrumentach muzyki dawnej, już chciałem je produkować – mówi pan Grzegorz. 

Pierwszy instrument wykonał jako nastolatek, ale zawodowo zaczął się tym zajmować dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy otworzył w Warszawie pracownię renesansowych i barokowych instrumentów dętych drewnianych. Swoje umiejętności doskonalił u znanych europejskich mistrzów H. Paetzolda i E. Valdivii, a także w mającej 203 lata firmie Mollenhauer z Fuldy. 

Tworzenie takich instrumentów jest zajęciem elitarnym. W Europie zajmuje się tym najwyżej 50 pracowni, z tego najwięcej – aż 15 – w Niemczech. 

Każdy instrument jest niepowtarzalny 

U Tomaszewicza wszystkie instrumenty są robione tylko na zamówienie, praktycznie pod indywidualne oczekiwania muzyka. Trudno dokładnie zliczyć, ile ich było. Na pewno setki, a może tysiące – około 130 różnych modeli. Każdy jest wierną kopią zabytkowego oryginału, które zdobią muzea lub prywatne kolekcje. To flety proste i poprzeczne, kornety, klarnety, szałamaje, fagoty, oboje… Najstarsze to kopie oryginałów pochodzących z XV wieku, najmłodsze – XIX-wiecznych fletów folkowych. 

– Dawni mistrzowie, mimo że nie dysponowali nowoczesnymi urządzeniami, dzięki doświadczeniu i talentowi potrafili wytwarzać instrumenty o wspaniałym brzmieniu. Ja, tak jak oni, staram się wszystko robić ręcznie. Mam różne maszyny, ale nie są to żadne urządzenia sterowane numerycznie. 

W przypadku skrzypiec, gitar czy kontrabasów ogromne znaczenie ma drewno, z jakiego wykonany jest instrument. Właściciel wykorzystuje wysokiej jakości sezonowane drewno, w które od 30 lat zaopatruje się u wyspecjalizowanych, zaprzyjaźnionych, niewielkich dostawców. Są to przeważnie pochodzące z naszej szerokości geograficznej drzewa szlachetne, przede wszystkim: jawor, klon, orzech włoski, wiśnia, grusza, śliwa, a także bukszpan. Elementy metalowe (klapy, pierścienie, ustniki) są robione z mosiądzu, rzadziej ze srebra. 

Nawet instrument będący wierną repliką będzie nieznacznie różnił się brzmieniem od oryginału. Także instrumenty zrobione z tego samego gatunku drewna, kupionego w tym samym czasie u tego samego dostawcy będą różniły się od siebie nieco barwą dźwięku i to jest ich wielka zaleta – przez to każdy jest niepowtarzalny. 

Żeby wykonać wierną kopię dawnego instrumentu, który będzie grał nie gorzej, a może nawet lepiej niż zabytkowy oryginał, trzeba czasu i skupienia. Prace nad każdym zamówieniem trwają zazwyczaj kilka tygodni. Mogłoby się wydawać, że najmniej wysiłku wymaga wykonanie fletu prostego. Ale – jak zapewnia twórca – flet prosty wcale nie jest prosty i należy do najtrudniejszych do zrobienia. 

Na instrumentach Tomaszewicza grają setki muzyków, zawodowych i amatorów, nie tylko w Polsce, ale w wielu krajach świata. 

Właściciel niechętnie mówi o pieniądzach, zyskach, kosztach, rentowności. Jednak na jego stronie można zobaczyć ceny poszczególnych instrumentów, które zaczynają się od kilkuset euro, a kończą na ponad 3 tys. 

Liczy się warsztat 

Grzegorz Tomaszewicz specjalizuje się także w renowacji starych instrumentów. Uzupełnia ubytki, poleruje drewno i klapy, wymienia poduszki, sprężynki, dokonuje korekty dźwięku. Na specjalne zamówienie przerabia je z 432 Hz na 440 lub 442 Hz. 

Na profesjonalnie zaprojektowanej stronie internetowej można zobaczyć wykonane w pracowni instrumenty wraz z ich szczegółową charakterystyką. Zapoznać się z renowacją zabytkowych egzemplarzy. Posłuchać utworów muzyki dawnej, nawet bardzo dawnej, bo kompozycji św. Hildegardy z Bingen (1098 – 1179). Jednej z czterech kobiet doktorów Kościoła, filozofa, mistyczki, uczonej, a przy tym podobno pięknej kobiety, z której zdaniem liczyli się władcy ówczesnego świata. 

– H. Paetzold, u którego wiele się nauczyłem, od lat przyjmuje uczniów do nauki zawodu. Po zakończeniu nauczania przychodzi czas na specyficzny egzamin. Jedynie przy użyciu niewielkiego noża z kawałka drewna trzeba wyrzeźbić ażurową skrzynkę o wymiarach 6 na 6 cm, a w środku umieścić drewnianą kulkę o idealnych kształtach. W jego pracowni jest cała ściana tych skrzyneczek. Po co każe uczniom to robić? Żeby sprawdzić ich umiejętności w tak ekstremalny sposób, gdyż w produkcji instrumentów, malowaniu obrazów, pisaniu muzyki, także we fryzjerstwie czy ślusarstwie, ważny jest warsztat. To, co rzemieślnik czy artysta potrafi zrobić. Dopiero gdy nabędzie tych umiejętności, może zabrać się do tworzenia prawdziwej sztuki. 

Fagot z około 1840 r. przed renowacją /Fot. archiwum firmy
Fagot z około 1840 r. po renowacji/ Fot. archiwum firmy

Instrumenty stare jak świat 

Trudno ustalić, od kiedy ludzie zaczęli uprzyjemniać sobie życie, używając instrumentów. Prawdopodobnie pierwsze były perkusyjne w stylu grzechotek czy dwóch kawałków drewna, którymi uderzano jeden o drugi. 

Najstarsze zachowane instrumenty to znalezione na terenie Niemiec i Słowenii flety wykonane z kości: niedźwiedzia, mamuta, ptaków. Ich wiek szacuje się na ponad 40 tys. lat. Zapewne flety czy piszczałki z drewna były jeszcze starsze, ale nie zachowały się do naszych czasów. 

W starożytnym Egipcie popularne były piszczałki, szałamaje (złożone z dwóch piszczałek), flety (bambusowe miały do 120 cm) i przede wszystkim harfy (zespoły harfiarzy liczyły nawet siedem instrumentów). 

W Chinach około 1500 roku p.n.e. powstał sheng, instrument zbliżony do greckiej fletni Pana zbudowany z wielu połączonych piszczałek różnej długości (bez stroika i ustnika). W późniejszych wiekach dodano do niego bambusowe stroiki i drewniany ustnik. 

W starożytnym Rzymie pojawiły się dudy, w których powietrze ze zbiornika, pod ciśnieniem, przedostawało się do piszczałek. Te instrumenty znajdowały się na wyposażeniu legionów. 

W średniowieczu i renesansie pojawił się krummhorn, „zakrzywiony róg” – najstarsza wzmianka o nim pochodzi z 1489 r. We Francji z czasem ten instrument wykorzystywano do gry na świeżym powietrzu, przez to stał się większy i cięższy. Popularny był też cornett (długi, prosty lub zakrzywiony z ustnikiem wargowym). 

Najdłuższym drewnianym instrumentem dętym jest didgeridoo, wynaleziony przez Aborygenów australijskich 1,5 tys. lat temu. Długość największych dochodzi do 3 metrów (im dłuższy instrument, tym niższy dźwięk). Jeszcze dłuższe, ale znacznie młodsze, są trombity, jakimi posługiwano się w Karpatach i Alpach. 

2025-08-24

Krzysztof Tomaszewski