R E K L A M A
R E K L A M A

Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Dożywocie za zabójstwo turystów

W 2011 roku TVP po 25 latach zakończyła emisję Magazynu Kryminalnego „997”. Po jakimś czasie zaproszono mnie do współpracy z Polsatem, gdzie powstał nowy cykl: „997 – Fajbusiewicz na tropie”. W pierwszym odcinku zająłem się sprawą brutalnego morderstwa w Warszawie niemieckiej pary turystów.

Fot. YouTube

Podróżowali kamperem, zatrzymali się nad Wisłą, kończyli kolację… Wtedy padły strzały z bliskiej odległości. Prawdziwa egzekucja. Sprawca, ps. Malowany, został zatrzymany dopiero po 11 latach i kilkanaście dni temu skazano go na dożywocie.

62-letni Peter H. i jego 63-letnia żona Silke G. mieszkali w Hamburgu. Od 30 lat byli małżeństwem, od dwóch – na emeryturze. On pracował w ubezpieczeniach, ona w finansach. Uwolnieni od pracy mogli spełnić marzenie o podróżach. Kupili volks wagena craftera i dostosowali go do wypraw. Co roku poświęcali 2 – 3 miesiące na podróże, odwiedzając m.in. Afrykę, Czechy, Austrię; szczególnie lubili Polskę. Ich wyprawy opisywał niemiecki „Stern”. Tym razem celem była Ukraina, a Warszawa miała być tylko przystankiem. Niestety, okazała się ostatnim.

Peter i Silke unikali kempingów – wybierali odludne, spokojne miejsca, gdzie mogli nocować za darmo i być blisko natury. 19 maja 2012 roku zaparkowali w okolicach Wisły, przy ul. Czerniakowskiej i Trasie Siekierkowskiej. Nazajutrz mieli ruszyć do Lwowa. Ale tej nocy ich podróż brutalnie przerwał morderca. Jeszcze tego samego dnia przypadkowi przechodnie znaleźli zakrwawione ciało kobiety przed pojazdem.

Policja i pogotowie zostały wezwane wieczorem, tuż po godz. 22. Kobieta już nie żyła, a w kamperze konał Peter H. z postrzeloną głową, kulą w oku i podciętym gardłem. Zmarł w karetce. Oddano sześć strzałów z bardzo bliskiej odległości. Kamper stał w odludnym miejscu przy ul. Wolickiej – w chaszczach, blisko oczka wodnego i działek. Nie było świadków. Pozostaje pytanie, czy Niemcy trafili tam przypadkiem, czy ktoś ich tam skierował. Zjedli kolację, otworzyli piwo, którego nie zdążyli wypić. Egzekucja nastąpiła chwilę przed przyjazdem ratowników.

W aucie nie znaleziono śladów rabunku, ale zniknęły dokumenty i portfel z nieustaloną sumą pieniędzy. Policjanci ustalili, że sprawca podjechał rowerem i na nim uciekł, po drodze gubiąc kamerę, aparat oraz prawdopodobnie inne skradzione przedmioty. Brak rodziny i świadków uniemożliwił dokładne ustalenie strat, a sprawa na miesiące utknęła w martwym punkcie. Komendant stołeczny wyznaczył nagrodę 5 tys. zł za pomoc, jednak nawet wsparcie niemieckiej policji nie przyniosło przełomu.

Zamordowani byli spokojni, bezkonfliktowi i lubiani – nie mieli wrogów ani żadnych niezałatwionych spraw. Rabunek pozostał więc jedynym prawdopodobnym motywem. Zaskakiwała jednak użyta broń: nietypowa, nieznana w środowisku przestępczym i niewystępująca w policyjnej bazie, co sugerowało, że nie służyła wcześniej do innych zbrodni. Przez chwilę rozważano wersję, że sprawca śledził ofiary z Niemiec, ale nie znaleziono żadnych poszlak. Po kilku miesiącach śledztwo umorzono.

Choć przez rok utrzymywano hipotezę rabunkową, śledczy wiedzieli, że okoliczności przestępstwa były inne. W aucie znaleziono ślady amfetaminy i kokainy oraz specjalnie skonstruowane skrytki do przemytu. Pieniądze, biżuteria i zegarki zostały nietknięte. Informacji nie ujawniono publicznie, by nie spłoszyć sprawcy.

Przełom nastąpił w 2024 roku dzięki materiałom DNA z miejsca zbrodni, m.in. z porzuconej rękawiczki ze śladami po wystrzale. Badania potwierdziły zgodność z DNA 67-letniego Zdzisława W., ps. Malowany. Kryminalni przewieźli go z Zakładu Karnego w Wołowie, gdzie odsiadywał wyrok za próbę zabójstwa syna. W dniu morderstwa niemieckiej pary był na przepustce. Na podstawie mocnych dowodów prokuratura postawiła mu dwa zarzuty zabójstwa (art. 148 §1 kk).

Mężczyzna nie przyznał się do winy i utrzymywał, że nigdy nie był w miejscu zbrodni. To recydywista, wcześniej związany z gangiem mokotowskim, „Mutantami” i grupą wymuszającą haracze. Wykrywacz kłamstw potwierdził jego udział, choć motyw do dziś pozostaje niejasny. Moja hipoteza: ukradł Niemcom narkotyki, wiedząc o ich obecności w aucie, a „zapłatą” były kulki z pistoletu. Możliwe, że było to zabójstwo na zlecenie – efekt rozliczeń narkotykowych.

„Malowany” przed Sądem Okręgowym w Warszawie nie przyznał się do winy. Twierdził, że w całą sprawę „wkręciła” go żona, a rękawiczkę podrzuciła mu policja. Podczas rozprawy zachowywał się bezczelnie – był wielokrotnie upominany przez sąd, cały czas żuł gumę, tłumacząc, że jest od niej uzależniony, podobnie jak od alkoholu, od ponad 40 lat. Sąd nie miał wątpliwości co do winy Zdzisława W. i kilkanaście dni temu skazał go na dożywocie. Wyrok jest nieprawomocny.

2025-07-26

Michał Fajbusiewicz