Stołeczny Mokotów. Spory dom, taki klasyczny z czasów PRL-u. Wiesław Ochman mieszka tu od 1972 r. Wypełniona po brzegi biblioteka tworzy ciepły, niepowtarzalny klimat. Siadamy przy dużym stole. Mój rozmówca jest pogodny i bardzo naturalny. Rozluźniony, bez dystansu. Wielka klasa i skromność. – W ubiegłym roku miałem 36 koncertów, nie licząc spotkań. Ciągle jestem zapraszany. Na ten rok już też jest grafik, kilkanaście propozycji. Jeździmy po całej Polsce. To wielka przyjemność. Publiczność wspaniale reaguje, atmosfera jest doskonała. Mówi, że są to dla niego najpiękniejsze przeżycia na najwyższym poziomie. – Podam przykład, w sylwestra odbyły się dwa koncerty w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Śpiewał Krystian, ja i inni soliści. Dyrygował Mirosław Jacek Błaszczyk. Był też balet. Ludzie byli zachwyceni. Nie ma takich pieniędzy, które mogłyby zastąpić brawa publiczności. Publiczność zawsze była najważniejsza. Przyznaje, że wciąż jeszcze jest w dobrej artystycznej kondycji. – Jak człowiek nauczy się śpiewać, to już śpiewa. Wyznaję zasadę, że jeżeli artysta źle się czuje, to lepiej nie wystąpić, niż źle wystąpić.
Subskrybuj