Był zamknięty od wewnątrz, więc uderzyła w drzwi barkiem. Nagle pojawiła się przed nią postać w ciemnym ubraniu. To był mężczyzna, który chwycił kobietę za ramię. Doszło do szarpaniny i wychowawczyni odepchnęła napastnika, który się przewrócił. Katarzyna S. pobiegła po pomoc do pełnoletniego wychowanka: poprosiła go, żeby wezwał policję. Wówczas zorientowała się, że leci jej krew – była ranna w głowę.
Jeszcze wtedy nie wiedziała, że w pokoju numer sześć umiera 16-letnia Oliwia W., której napastnik zadał jedenaście ciosów nożem w okolice szyi, głowy i karku. A także o tym, że sprawca zaatakuje jeszcze czwórkę dzieci.
Młotek i toporek w plecaku
Na pierwszym przesłuchaniu Daniel M. przyznał się do stawianych mu zarzutów i wyjaśniał, że tego dnia był w Tomasłowicach i spotkał się tam z Oliwią W. Wszedł przez okno do jej pokoju.
– A później doszło między nami do rozmowy, która przerodziła się w kłótnię. Oliwia zarzucała mi zdradę i doszło między nami do szarpaniny. Wówczas coś we mnie pękło, w złości coś mi strzeliło do głowy i wyjąłem z kieszeni nóż, który zawsze nosiłem do obrony. Wbiłem go w szyję Oliwii, ale nie wiem, ile było ciosów. Na początku stała, ale później usiadła na podłodze i oparła się o łóżko. Trzymała się za szyję, a spomiędzy palców ciekła jej krew. Od razu wybiegłem spanikowany z pokoju, a na korytarzu spotkałem inne osoby, które w amoku zacząłem atakować. Zadawałem ciosy w głowę lub jej okolice. Po wszystkim wróciłem do pokoju Oliwii i wyszedłem stamtąd przez okno. Zabrałem z krzaków plecak, w którym miałem młotek i toporek, i poszedłem do domu.
Subskrybuj