Pewnie kojarzycie okrągłe opakowania z saszetkami nikotynowymi, które w popularnej sieci sklepów znajdują się zaraz za plecami sprzedawcy. Tzw. snusy, choć jeszcze kilka lat temu były zupełną nowalijką szybko zyskały rzesze zwolenników. Małą, przypominającą gumę do żucia saszetkę umieszcza się pod wargą, a nikotyna wchłania się bezpośrednio poprzez śluzówkę jamy ustnej, tym samym niwelując np. problem brzydkiego zapachu, z którym zmagają się palacze papierosów.
Pomimo, że mowa o produkcie nikotynowym saszetki nie są objęte akcyzą, a Urząd Skarbowy nie zarabia na nich ani złotówki. Co więcej, saszetki można też sprzedawać osobom, które nie ukończyły 18 roku życia. Ministerstwo Finansów dawało do zrozumienia, że zdaje sobie sprawę z problemu i chciało objąć produkt akcyzą już od 2025 roku. Resort wyliczył, że podatek powinien przynieść do budżetu prawie miliard złotych w ciągu 10 lat. Niestety, z bliżej nieokreślonych powodów projekt utknął w rządowej zamrażarce. Pytanie, czy Polskę stać na rezygnowanie z takich wpływów w dobie rekordowego deficytu wydaje się być na miejscu, tym bardziej, że ministerstwo (niezależnie od tego kto rządzi) od lat stosuje podnoszenie akcyzy jako sposób dbania o zdrowie Polaków.
Trudno więc się dziwić, że sektor mający taką przewagę nad swoją „akcyzową” konkurencją rośnie w szybkim tempie. Według Centrum Monitorowania Rynku (CMR), sprzedaż saszetek nikotynowych podwaja się praktycznie rok do roku. CMR wylicza, że w ub. roku tylko w sklepach małoformatowych kioskach i salonikach prasowych, wartość sprzedaży wyniosła ok. 130 mln złotych. Fiskus tę dynamikę widzi, ale zwleka z akcyzą na te produkty. Pomimo szumnych zapowiedzi m.in. wiceministra finansów, Jarosława Nenemana, resort nadal nie objął saszetek akcyzą. Co więcej, gdyby Ministerstwo Finansów objęło saszetki akcyzą już w 2020 r., polski fiskus dzięki temu zainkasowałby już blisko 50 mln zł. Tylko w ub. roku potencjalne wpływy akcyzowe wyniosłyby 25,8 mln zł. W tym roku – biorąc pod uwagę dynamikę rynkową – wpływy z akcyzy na saszetki nikotynowe mogłyby nawet 2-krotnie większe.
Czy Polska ma szansę iść drogą Szwecji?
W Unii Europejskiej państwem z najwyższym odsetkiem osób używających snusów i saszetek nikotynowych jest Szwecja, gdzie z takiej formy nikotyniozwania się korzysta ok. 15 proc. populacji. Co ciekawe, popularność tej metody ewidentnie wpływa na niskie spożycie zwykłych papierosów, które pali wyłącznie 5,6 proc. Szwedów, co daje najniższy wynik w Unii Europejskiej.
Ta statystyka przekłada się też na niższą niż w innych krajach UE zapadalność na choroby układu oddechowego (m.in. raka płuc). Użytkownicy snusów rzadziej zapadają też na choroby układu krążenia oraz na raka jamy ustnej, gardła, przełyku i trzustki.
Jednak naprawdę szokujące dane wyłaniają się z raportu „Szwedzkie doświadczenie: mapa drogowa dla społeczeństwa wolnego od dymu papierosowego” przygotowanego przez fundację Smoke Free Sweden. Wynika z niego, że w Szwecji zachorowalność na nowotwory związane z paleniem papierosów jest o 41 proc. niższa niż w innych krajach UE, a śmiertelność aż o 38 proc. niższa niż średnia UE. Przyjęcie szwedzkiego podejścia do walki z paleniem papierosów pomogłoby uratować w tej dekadzie nawet 3,5 miliona palaczy w Unii od przedwczesnego zgonu.