R E K L A M A
R E K L A M A

Sądowe patologie. Kiedy błąd lekarski nie jest dostrzegany przez biegłego.

Co najmniej od 14 lat próbujemy znowelizować ustawę o biegłych sądowych. Teraz na ukończeniu jest kolejny projekt, prawdopodobnie jedenasty. 

Fot. Pexels

Z przedstawionych latem założeń wynika, że autorzy prochu nie wymyślili, a czas płynie. Przedstawiamy kilka przykładów patologicznej pracy biegłych i równie patologicznej pracy sędziów, którzy opinie specjalistów często traktują całkowicie bezrefleksyjnie.

Przypadek I

Pacjentka miała problemy ze znacznym obniżeniem narządu rodnego. Została skierowana do leczenia operacyjnego, które miało polegać na wszczepieniu w podbrzusze specjalnej siatki. Niestety, siatka została wadliwie zamontowana, czego nie zauważono przed wypisaniem kobiety do domu. Przez rok odczuwała silne nawrotowe bóle jamy brzusznej i okolicy jednego z krętarzy kości udowej. Jednak lekarze nie potrafili ustalić przyczyn dolegliwości. Po kilku miesiącach zainstalowana siatka w okolicy biodra wytworzyła przetokę. Kobieta złożyła pozew przeciwko szpitalowi. Opiniujący biegli uznali, że jest to przypadek normalnego powikłania. Biegli nie wzięli pod uwagę nie tylko wadliwego wszczepienia siatki, ale i tego, że mimo zgłaszanych dolegliwości przez rok nie przeprowadzono żadnych badań obrazowych. Pacjentka nabawiła się przewlekłego schorzenia ortopedycznego. Jednak sąd podzielił opinię biegłych i oddalił powództwo.

Przypadek II

W związku z wysiłkowym nietrzymaniem moczu pacjentka przeszła dwa zabiegi ginekologiczne z dostępu pochwowego w szpitalu powiatowym. Jak ustalono w trakcie procesu, przed pierwszym zabiegiem lekarze nie przeprowadzili konsultacji urologicznej. Po nieudanej pierwszej próbie – mocz cały czas wyciekał – także w szpitalu powiatowym przeprowadzano operację naprawczą z takim samym skutkiem. Dopiero wówczas zdecydowano się na konsultację urologiczną w specjalistycznej klinice. Tam okazało się, że jedyną możliwością poprawienia stanu zdrowia pacjentki jest wstrzykiwanie w okolicę cewki moczowej tzw. ładunków silikonowych. Nastąpiła radykalna zmiana. Tak radykalna, że kobieta ma problemy z oddawaniem moczu. Opiniujący sprawę biegli uznali, że tego typu następstwa są normalnym ryzykiem operacyjnym, jakie wzięła na siebie kobieta, decydując się na zabieg. Sąd podzielił ich opinię i oddalił pozew.

Przypadek III

Kobieta przeszła planowy zabieg usunięcia narządu rodnego. Cztery miesiące później podczas brania prysznica przez pochwę wypadły jej jelita i zawisły na wysokości kolan. Wystąpił wstrząs bólowy. Natychmiast wykonano operację naprawczą. Zabieg zakończył się pomyślnie. W protokole operacyjnym napisano, iż wypadnięcie jelit nastąpiło w wyniku nieumiejętnego zeszycia otworu otrzewnej, który powstał w miednicy małej po usunięciu narządu rodnego. Sąd powołał biegłych z zakresu ginekologii, którzy nie wyjaśnili sądowi, że w podobnych przypadkach dolny załamek otrzewnej musi być zaopatrzony nie tylko pojedynczym szwem ciągłym, ale należy zastosować szczególnego rodzaju wzmocnienie, zwane szwem Richardsona.

Przypadek IV

Noworodek przyszedł na świat z tzw. kolizją pępowinową – jego szyja była silnie owinięta pępowiną. W pierwszej, trzeciej, piątej i dziesiątej minucie życia lekarze ocenili stan dziecka na zero w liczącej od zera do dziesięciu skali Apgar. W dwunastej minucie życia na skutek reanimacji udało się przywrócić noworodkowi akcję serca. Powołani przez sąd biegli, dwaj profesorowie medycyny, stwierdzili, że personel sali porodowej nie miał żadnego wpływu na nierozpoznanie wspomnianej kolizji. Nie była to prawda, ponieważ z dokumentacji medycznej wynikało, że co najmniej przez pięć godzin przed porodem, po podaniu oksytocyny mającej przyśpieszyć akcję porodową, podczas badania KTG (monitorowanie akcji serca płodu wraz z zapisem czynności skurczowej macicy) czujnik, czyli tzw. pelota, zmieniał swoją lokalizację na brzuchu, przez co zapis KTG był nieczytelny, ale personel medyczny nie reagował, mimo że KTG pozwala na wykrycie lub podejrzewanie konfliktu pępowinowego. Biegli nie doszukali się nieprawidłowości w opiece nad ciężarną, a sąd podzielił ich zdanie. Dziecko pozostaje w stanie wegetatywnym, w najcięższym stopniu mózgowego porażenia dziecięcego, bez szans na poprawę stanu.

Przypadek V

Ofiara wypadku komunikacyjnego zmarła, gdyż – jak stwierdziła w pozwie rodzina – zespół ratownictwa medycznego wykonywał akcję ratunkową niewłaściwie i opieszale. Sąd powołał biegłego z zakresu medycyny ratunkowej, który stwierdził, że działania zespołu medycznego były prawidłowe, a obrażenia pacjenta na tyle poważne, że i tak by zmarł. Biegły, który swego czasu był także konsultantem wojewódzkim, podczas składania zeznań, będących uzupełnieniem jego pisemnej opinii, odpowiadając na pytania żony zmarłego i jej adwokata, którzy powoływali się na liczne publikacje naukowe zaczerpnięte z książek medycznych z zakresu neurochirurgii, stwierdził, że nie należy brać ich pod uwagę, mimo że były niedawno wydane, gdyż ich autorem jest lekarz, który był… ministrem zdrowia. Gdy adwokat żony podważył kwalifikacje jednego z biegłych, który nie był specjalistą II stopnia i nie powinien brać udziału w sporządzaniu opinii, jego kierownik stwierdził, że nie widzi żadnych nieścisłości i popiera opinię swego podwładnego.

– Podczas swojej pracy zawodowej zapoznałem się z ponad 20 tys. opinii sądowo-lekarskich – mówi dr Ryszard Frankowicz. – I muszę z przykrością stwierdzić, że ponad połowa z nich nie spełniała kryteriów bezstronności, a wiele zawierało fałsz intelektualny. Mijały się z faktami, dokumentacją, aktualną wiedzą medyczną. Chyba tylko w jednym przypadku biegły został ukarany przez sąd za niedotrzymanie wszystkich możliwych terminów jakąś symboliczną karą. Zdarzały się też pojedyncze przypadki, gdy sąd podawał w wątpliwość wycenę opinii. Były to jednak skrajne sytuacje, gdy biegły podawał jakieś astronomiczne kwoty za… kserowanie dokumentacji medycznej. Nie pamiętam jednak, żeby ukarano biegłego, nawet gdy dopuścił się ewidentnego przeinaczania faktów, żeby nie powiedzieć fałszerstwa. Niezwykle często się zdarza, że biegły przepisuje dokumentację medyczną, dodaje kilka stron dotyczących odpowiedzi na pytania i za tak „opasłą” pracę ma płacone od każdej strony… Warto pamiętać, że – jak wspomniał to w swoim wyroku z 2017 r. Sąd Najwyższy – celem powołania dowodu z opinii biegłego nie jest ustalenie faktów istotnych dla rozstrzygnięcia, lecz udzielenie sądowi wiadomości specjalnych w takich kwestiach, których wyjaśnienie przekracza zakres wiedzy wynikający z doświadczenia życiowego osób posiadających wykształcenie ogólne. Niestety, zbyt często biegli sugerują sądowi, jak powinien orzekać, a sądy zbyt często kierują się tymi sugestiami.

* * *

W lipcu Ministerstwo Sprawiedliwości przedstawiło założenia do oczekiwanego od kilkunastu lat projektu nowelizacji ustawy o biegłych sądowych.

Wśród najważniejszych propozycji jest powołanie Komisji Certyfikacyjnej Biegłych Sądowych i Instytucji Opiniujących, która byłaby powołana przez ministra, ale funkcjonowała poza strukturą resortu. To taka fikcja pozornej niezależności.

Zaproponowano, żeby podstawową stawką godzinową wynagrodzenia biegłego była dwukrotność obecnego wynagrodzenia (80 – 110 zł), dla osób ze stopniem doktora 160 zł, a dla profesora 245 zł.

Dotychczasowe listy biegłych sądowych prowadzone w sądach okręgowych zastąpi jedna centralna lista.

Zaproponowane zmiany to w znacznym stopniu urzędniczy bełkot, który niczego nie poprawi ani nie usprawni.

Problemem polskiego opiniowania są z jednej strony niskie wynagrodzenie, z drugiej – dotyczy to zwłaszcza biegłych z zakresu medycyny – fałszywie pojmowana solidarność zawodowa. Biegły, który napisał nierzetelną opinię, powinien zostać wykreślony z listy, a w skrajnych wypadkach mieć postępowanie karne, korporacyjne lub cywilne i na pewno nie powinien za taką opinię dostać zapłaty.

Do opiniowania powinni być szeroką ławą dopuszczeni specjaliści z innych krajów, zwłaszcza o podobnym poziomie wynagrodzenia jak w naszym.

Wreszcie trzeba szkolić sędziów, żeby orzekali uczciwie i mądrze, opinie biegłych traktowali tylko jako jeden z dowodów, a nie prawdę objawioną. I żeby wykazali się empatią. W tym miejscu warto przytoczyć przypadek, gdy przed laty jeden z sędziów w ustnym uzasadnieniu oświadczył, że zadośćuczynienie nie może być tak wysokie, jak żąda tego strona powodowa, gdyż wielokrotnie przekracza roczne zarobki wysokiego sądu. 

2024-11-10

Krzysztof Różycki