Hollywood odkryło Robina, gdy kino typu western już umarło i gdy on sam musiał pogodzić się z myślą, że nie powstanie już nigdy nowy film o kowbojach.
– Po „Gwiezdnych wojnach” Los Angeles nie potrzebowało koni – mówi Robin.
Do Stanów przyjechał z Australii jako kłopotliwe dla rodziców dziecko. Słabo mówił i czytał, był odludkiem, dlatego gdzieś na bezkresach Wyoming został oddany pod opiekę dziadkom.
– Byłem najsłabszy z miotu – opowiada z uśmiechem. – Rodzice nie mieli do mnie serca.
Koń odmienił jego życie
Jako 10-latek po raz pierwszy poszedł do kina. Dziadek pozwolił mu obejrzeć western. Potem jeszcze raz i jeszcze… Po latach stworzył ranczo, na które trafiały zwierzęta po różnych przejściach i których właściciele nie mieli do nich cierpliwości. Robin miał, bo kiedy jako dziecko czytał z uporem książki od dołu strony do góry i babcia kazała mu do znudzenia powtarzać od góry do dołu, musiał cierpliwość wytrenować. Oddał ją swym koniom.
Pierwszym ćwiczeniem było leżenie. Koń musiał się położyć, żeby jeździec na niego wsiadł, a potem, już zespoleni, wstawali, ruszając do galopu.
– Trzeci koń odmienił moje życie – wspomina Robin. – Miał w oczach smutek, jakby męczyło go coś z przeszłości, ale miał dar – niesamowite wyczucie balansu.
Końskie piruety
Junifer (takie imię pada w filmie) stawał na tylnych nogach, przebierając przednimi. Imponujący widok. Wchodził też na huśtawkę (taką, na której oba końce siadają dzieci) i stąpając po niej, „łapał poziom”, by kładka huśtawki ustawiła się idealnie równolegle do podłoża.
– Kiedyś dostałem wiadomość, że z Juniferem jest źle. Szybko wróciłem na ranczo. On czekał na mój powrót i dopiero gdy go objąłem, wydał ostatnie tchnienie – Robin nie wstydzi się łez. To imponujący widok, kiedy kilkadziesiąt koni mknie po bezkresnej prerii, w której tle wyłaniają się olbrzymie, ośnieżone góry. Kiedy pędzą, bawiąc się przestrzenią. Kiedy na umówiony sygnał pokazują w uśmiechu wielkie zęby. Kiedy kręcą piruety…
– Czuję, że kiedyś już to przeżyłem. Dlatego mówię do nich jak do dzieci, choć mam syna. – Straciłam męża dla koni, ale on jest z nimi szczęśliwy – dodaje żona.