SENSACJA! LEWICA WYGRAŁA WYBORY WE FRANCJI!

Gdy niecały miesiąc temu prezydent Francji Emmanuel Macron rozwiązał parlament i ogłosił przyspieszone wybory jedni widzieli w nim piromana, który podpala V Republikę, inni politycznego geniusza, który zamierza "udławić władzą" Marine Le Pen i zrzucić na jej barki przeprowadzenie niepopularnych reform. Dziś wiemy już, że plan Macrona udał się połowicznie. Prezydent przekreślił marzenia Marine Le Pen o rządzeniu, ale oddał część władzy w ręce lewicy.

Sensacja! Lewica wygrała wybory we Francji!

W momencie gdy 7 lipca 2024 roku zamknięto francuskie lokale wyborcze euforia nie wybuchła w sztabie Zjednoczenia Narodowego.  Partia Marine Le Pen nie osiągnęła historycznego sukcesu, który dawały jej sondaże wyborcze. Francuską demokrację uratowały trzy czynniki: strach lewicowców i liberałów, których przeraziły potencjalne rządy Le Pen (frekwencja osiągnęła ponad 60 proc. ), ordynacja wyborcza (we Francji wybory do parlamentu odbywają się w systemie dwóch tur, w dodatku są tam jednomandatowe okręgi wyborcze) oraz dogadanie się liberałów i lewicowców, które przypominało zarówno znany z polski pakt senacki jak i „inteligentne głosowanie” a więc system, którym Aleksiej Nawalny chciał pokonać Jedną Rosję. Innymi słowy: należy głosować na każdego, kto w swoim okręgu ma szansę na pokonanie kandydata Zjednoczenia Narodowego.

Oto wyniki exit poll:

 

 

Przypominamy tekst Leszka Turkiewicza sprzed kilku tygodni, który tłumaczy to co dziś stało się we Francji:

Kordon sanitarny wokół Zjednoczenia Narodowego złamał Éric Ciotti, pierwszy przywódca partii gaullistowskiej, szef Republikanów, który poparł sojusz z Marine Le Pen w przyśpieszonych wyborach parlamentarnych ogłoszonych przez Emmanuela Macrona. Prezydent nazwał tę deklarację paktem z diabłem, a minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin porówn do podpisania układu monachijskiego z Hitlerem w 1938 roku. Ciotti z dnia na dzień został wykluczony z partii przez jej biuro polityczne, czego nie uznał, oświadczając, że „decyzja nie ma mocy prawnej”, i nadal pozostaje na czele Republikanów, ugrupowania kontynuującego pod różnymi nazwami tradycje gaullistowskie, ruchu przez wiele lat rządzącego Francją, z którego wywodzili się prezydenci Pompidou, Chirac oraz Sarkozy. Le Pen z zadowoleniem przyjęła złamanie kordonu, „który doprowadził do naszej przegranej w wielu wyborach”. Od lat prowadziła strategię oddemonizowania skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego, dawnego Frontu Narodowego, założonego przez jej ojca Jeana-Marie Le Pena.

– Maski opadły – stwierdził Macron na konferencji prasowej po wygraniu przez Zjednoczenie Narodowe wyborów europejskich z wynikiem ponad 30 proc. głosów wobec 15 proc. kolejnej w klasyfikacji partii prezydenckiej o nazwie Odrodzenie. W następstwie przegranej Macron rozwiązał Zgromadzenie Narodowe (parlament), ogłaszając decyzję o rozpisaniu przedterminowych wyborów parlamentarnych, których pierwsza tura odbędzie się 30 czerwca, a druga 7 lipca. – Będą one miały konsekwencje najbardziej znaczące dla Francji i Francuzów w historii V Republiki. Ich stawką jest to, czym stanie się naród francuski w ciągu następnych lat i dekad – oświadczył minister gospodarki Bruno Le Maire.

Rośnie gorączka ekstremistyczna. Radykalniejszy od Marine Le Pen Éric Zemmour, szef Rekonkwisty (5,5 proc. w wyborach do PE), wykluczył ze swej partii siostrzenicę Le Pen, Marion Maréchal, z powodu narastających między nimi różnic wobec form poparcia i ewentualnego połączenia sił ze Zjednoczeniem Narodowym 30 czerwca. Z kolei na lewicy socjaliści, Zieloni, komuniści i inni ekstremiści tworzą „front ludowy”. Nazwa nawiązuje do historycznej formacji z lat 30. w reakcji na objęcie władzy w Niemczech przez NSDAP i wzrost popularności idei faszystowskich. Powołany wtedy z inicjatywy komunistów Front Ludowy sprawował władzę we Francji w latach 1936 – 1937. – Dziś Léon Blum przewróciłby się w grobie, widząc ten front – skrytykował Macron lewicę, a zwłaszcza Francję Nieujarzmioną, oskarżając ugrupowanie Mélenchona o antysemityzm i antyparlamentaryzm (Melenchon chciałby powołać w miejsce obecnej V Republiki, VI Republikę, choć nie całkiem wiadomo o co mu chodzi. Przypomina to trochę znane z Polski hasła budowy IV RP – przyp. Jan Rojewski).

Partia prezydencka Odrodzenie i jej sojusznicy (MoDem i Horyzonty) idą do wyborów pod hasłem: „Razem dla Republiki”, nawiązującym do poprzedniej koalicji Razem!, która w 2022 roku nie zdobyła bezwzględnej większości. Na czele strategicznego komitetu stanął 35-letni premier Gabriel Attal, który w pierwszą kampanijną podróż udał się w region Pas-de- -Calais, tj. bastion skrajnej prawicy. Oświadczył tam, że akceptuje debatę telewizyjną z 28-letnim Jordanem Bardellą, szefem Zjednoczenia Narodowego, którego jest kandydatem na premiera (Marine Le Pen od wyborów prezydenckich w 2022 roku pozostaje nieformalną liderką tej partii), jak i z Jeanem- -Lukiem Mélenchonem, jeśli ten zostanie kandydatem sojuszu lewicy na premiera.

Z sondażu opublikowanego przez BFMTV wynika, że 31 proc. Francuzów chce głosować na Zjednoczenie Narodowe (tyle co w wyborach do PE), 28 proc. na sojusz lewicy, 18 proc. na koalicję prezydencką, a 6,5 proc. na Republikanów. Sondaż dotyczy pierwszej tury wyborów parlamentarnych, które we Francji nie są proporcjonalne, a większościowe; odbywają się w dwóch turach w jednomandatowych okręgach. Stąd tak ważny był ów kordon sanitarny, który jeszcze w przedostatnich wyborach skutecznie blokował w drugiej turze największej już wtedy partii Marine Le Pen drogę do francuskiego parlamentu (wygrała w większości departamentów, zdobywając tylko 2 mandaty, a 42 do europarlamentu).

Jak będzie 7 lipca, trudno wysondować, ale 43 proc. Francuzów wyraziło przekonanie, że w drugiej turze wygra partia Le Pen, a zaledwie 10 proc. wierzy w zwycięstwo koalicji partii Macrona i tyle samo w sojusz lewicy. Jak będzie? Niektórzy zobaczyli w prezydencie piromana, który podpala Republikę, gdy podjął wyzwanie Bardelli, kiedy ten prowokacyjnie wezwał go do rozwiązania parlamentu. Macron to zrobił, lecz nie kierował się politycznym szaleństwem, ale wykalkulowaną grą polityczną. Ryzyko to jego sposób działania. Albo niemoc wobec wzbierającego ekstremizmu, albo otwarta z nim konfrontacja. Albo szeroka koalicja włączająca idee socjaldemokratów, prawicy gaullistowskiej i ekologów, albo kohabitacja prezydenta i rządu z odmiennych obozów politycznych (trzy razy miała ona już miejsce i nigdy nie kończyła się prezydenturą dla obozu rządzącego). Tak więc: „albo narodowy populizm, albo demokratyczny heroizm”. Rozstrzygnięcie nastąpi wiosną 2027 roku, kiedy w Pałacu Elizejskim pojawi się nowy monarcha prezydencki. A dziś na placu Republiki gwizdy, śpiewy, okrzyki. Mieszają się flagi i slogany. Jeden z nich brzmi: „1933 i 2024. Faszyzm prawie u władzy”. No cóż, jakiś ciąg dalszy z pewnością nastąpi. 

 

2024-07-07

Leszek Turkiewicz (07.07.2024 - uzupełnił Jan Rojewski)