Modernistyczna kamienica w centrum Łodzi. Mieszka na parterze. Jak mówi – prawie od zawsze w Łodzi. Od dziecka, z krótką przerwą na Warszawę. Duże, wysokie, kilkupokojowe mieszkanie ze służbówką, szerokie drzwi. W przedpokoju rower i komoda, na niej zabytkowy magiel. Wokół mnóstwo porozrzucanych w nieładzie klamotów. W całym mieszkaniu panuje chaos. Wygląda to trochę jak artystyczna rupieciarnia. W największym pokoju stoją kanapa i duży okrągły stół. Na ścianach obrazy, rodzinne zdjęcia i nie tylko – grafiki, sporo książek na półkach. – Przez życie gromadzi się wiele rzeczy – tłumaczy, widząc moje zdumienie. – Kiedyś odwiedził mnie student, który przysnął na stole. Przebudził się, patrzy i mówi: „Jaka dziwna herbaciarnia” – śmieje się. – To jest lokal po dziadkach, którzy mnie wychowywali – wyjaśnia i pokazuje palcem na portret nad drzwiami, mówiąc: – To mój pradziadek. W okresie międzywojennym był wiceprezydentem Łodzi.
Subskrybuj