Lekarze ostatniego kontaktu. Dwa razy nie przyjęli umierającego pacjenta

Mimo pogarszającego się stanu zdrowia pacjenta i niepokojących wyników badań lekarze dwa razy nie przyjęli chorego do szpitala. Pacjent zmarł. 

Fot. PIXNIO

Pan X, 68-letni mieszkaniec województwa małopolskiego, zachorował na raka odbytnicy. W ubiegłym roku przeszedł operację, która nie wymagała wytworzenia stomii. Zabieg się powiódł, nie stwierdzono rozsiewu choroby. Zgodnie z zasadami przeprowadzono uzupełniające leczenie radioterapeutyczne. Lekarze twierdzili, że rokowania są pomyślne.

Tak poważne i obciążające organizm leczenie spowodowało okresowy spadek odporności. Pojawiło się nawrotowe zapalenie dolnych dróg moczowych. Lekarz rodzinny starał się zwalczyć je, stosując antybiotykoterapię, która jednak nie przynosiła efektów. U pana X pojawiły się objawy osłabienia oraz gorączka nieznanego pochodzenia. Chudł, a badanie CRP (białko C-reaktywne, pomocne przy rozpoznaniu stanu zapalnego, infekcji, stanów pourazowych) wyniosło 60 mg/l, przy dopuszczalnej normie poniżej 5.

Lekarz skierował pacjenta do obserwacji szpitalnej na oddział wewnętrzny. 14 maja 2024 r. X w towarzystwie żony udał się do szpitala specjalistycznego.

Ordynator oddziału wewnętrznego (specjalista chorób wewnętrznych i reumatologii) po zapoznaniu się ze skierowaniem wydanym przez lekarza rodzinnego nie przeprowadziła badania fizykalnego i nie wyraziła zgody na hospitalizację. Na odwrocie skierowania napisała, że ponieważ pacjent oczekuje na wyniki badań obrazowych, powinien wykonać badania morfologii, poziomów enzymatycznych oraz moczu i wówczas zgłosić się do szpitala.

W szpitalu nie wydano pacjentowi karty informacyjnej, nie wykonano żadnych badań laboratoryjnych. Z powodu pogarszającego się stanu zdrowia 16 maja X ponownie udał się do szpitala, gdzie przez 10 godzin był obserwowany w szpitalnym oddziale ratunkowym. Po przeprowadzeniu badań okazało się, że poziom CRP wyniósł 85,54. Mimo to pacjentowi ponownie odmówiono przyjęcia na oddział wewnętrzny. W rozpoznaniu napisano: podejrzenie zakażenia układu moczowego.

21 maja na skutek powikłań zatorowo- zakrzepowych mężczyzna przeszedł ostry zawał pełnościenny mięśnia sercowego. Wezwano zespół ratowniczy, który przetransportował pacjenta do innego szpitala. Na miejscu przeprowadzono badania, a w tym badanie hemodynamiczne (obejmuje pomiar ciśnień w jamach serca, utlenowania krwi oraz ocenę warunków anatomicznych i czynnościowych) z koronarografią i udrożnieniem jednej z tętnic wieńcowych serca. Po zaopatrzeniu farmakologicznym mężczyznę przetransportowano do macierzystego szpitala, gdzie umieszczono go na oddziale intensywnej opieki medycznej. Na OIOM pan X przebywał 17 dni, podczas których, jak stwierdzili lekarze, prowadzono intensywne leczenie. Okazało się ono nieskuteczne, gdyż 6 czerwca 2024 r. pacjent zmarł z powodu narastających cech niewydolności wielonarządowej.

Wykonano badanie pośmiertne, według którego pierwotną przyczyną śmierci była choroba nowotworowa i późniejsze powikłania. Rodzina zmarłego (po konsultacjach z lekarzami) uważa, że przyczyną śmierci było nierozpoznanie i nieleczenie posocznicy bakteryjnej.

Zawiadomiono prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarzy, którzy odmówili przyjęcia X do szpitala. Złożono też wniosek do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej w sprawie ukarania lekarza SOR oraz ordynatora oddziału wewnętrznego z jednoczesnym zakazem pełnienia funkcji kierowniczych przez pięć lat.

Rodzina przygotowuje się też do złożenia pozwu cywilnego przeciwko szpitalowi. Kwota roszczenia prawdopodobnie wyniesie około pół miliona złotych.

Przedstawiciel szpitala w całości odrzucił zarzuty stawiane przez rodzinę pana X.

Brak wiedzy czy empatii?

– Jeżeli lekarz rodzinny kieruje do szpitala pacjenta, który przeszedł radykalną operację onkologiczną, a następnie ma objawy zapalenia dolnych dróg moczowych, to jest to wystarczający powód, żeby zatrzymać go na obserwacji – mówi dr Ryszard Frankowicz. – Ordynator oddziału wewnętrznego postąpiła skandalicznie, odsyłając go do domu w celu zrobienia badań, ponieważ tym samym nastąpiło przerwanie już rozpoczętego leczenia. Bardzo wysoki poziom CRP wskazywał, że w organizmie X rozwija się proces zapalny. Na oddziale SOR lekarz postąpił równie skandalicznie, odsyłając pacjenta po 10 godzinach do domu. Przez ten cały czas rozwijała się posocznica. Doszło do procesu zakrzepowo-zatorowego, co zaczopowało tętnicę, wywołując zawał. Gdy leczono go z zawału, CRP skoczyło do poziomu trzycyfrowego, a więc niezwykle wysokiego, i już niewiele można było zrobić. W dokumentacji medycznej napisano, że pan X zmarł z powodu niewydolności wielonarządowej, jednak w rzeczywistości śmierć nastąpiła z powodów septycznych, których nie rozpoznano praktycznie aż do samego zgonu. Nic nie przeciwstawia się twierdzeniu, że między nieprawidłowym zachowaniem lekarzy z oddziału wewnętrznego i SOR a zgonem pacjenta zachodzi związek przyczynowo-skutkowy. Lekarze dopominają się coraz wyższych pensji i większych nakładów na służbę zdrowia, ale najpierw niech wykażą się empatycznym i wymaganym prawem zachowaniem wobec pacjentów. W prokuraturze i przed sądem ordynator i lekarz SOR zapewne będą się tłumaczyć, że nie mogli przewidzieć rozwijającej się choroby. Otóż nie tylko mogli, ale nawet powinni przewidzieć, na co wielokrotnie w swoich wyrokach wskazywał Sąd Najwyższy. Trzeba było tylko zachować należytą staranność i ostrożność zawodową. 

2024-07-24

Krzysztof Różycki