Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Zbrodnia niewyjaśniona od 24 lat

Rankiem 8 sierpnia 2000 roku na warszawskim Służewcu mechanik z warsztatu samochodowego zobaczył znane mu auto. W środku był syn właścicielki pojazdu.

Fot. Wikimedia

Kierowca miał głowę opartą o szybę i sprawiał wrażenie, że śpi. Kiedy mechanik otworzył drzwi, zorientował się, że znanego mu młodzieńca zamordowano. Później ustalono, że kilka godzin wcześniej mężczyzna został zastrzelony.

Prawdopodobnie ofiara znała zabójcę – nikt rozsądny z własnej woli nie przyjechałby nocą w tak odludne miejsce. Zamordowanym był 23-letni Konrad S. – postać bardzo popularna i znana wśród warszawskiej młodzieży. Bez przesady można powiedzieć, że był bożyszczem młodych z Ursynowa i Służewca. Od najmłodszych lat pasjonował się sportem, jeździł na rolkach, był wicemistrzem Polski w tej dyscyplinie. Uprawiał snow board, znał też dobrze wschodnie sztuki walki. Postrzegany był jako człowiek wesoły, dynamiczny. Zawsze uśmiechnięty, dowcipny, pomocny, bezkonfliktowy. Był duszą towarzystwa. Koledzy nazywali go Catani, a to za sprawą jego fascynacji – jeszcze w podstawówce – porucznikiem Catanim z włoskiego serialu o mafii „Ośmiornica”.

Miał dryg do interesów. Jako człowiek kochający sport był zdecydowanym wrogiem tytoniu i narkotyków. Podczas jednych z zawodów firma sprzedająca napoje energetyzujące zaproponowała mu pracę. Zajmował się organizacją imprez sportowych, promocją wyrobów firmy i ich sprzedażą. Prowadził oficjalną działalność gospodarczą. Konrad był bardzo zaradnym facetem. Otworzył pierwszą w Polsce firmę zajmującą się sprzedażą odzieży do jazdy na rolkach. Trudnił się też handlem złotem. Znajomi twierdzą, że miał zawsze przy sobie 5 – 7 torebek złota (łańcuszki, bransoletki). Niestety, ostatni interes okazał się chybiony. Nie znalazł chętnych do zakupu biżuterii. Miał do dyspozycji samochód firmowy, którym jeździł po Polsce.

Cztery miesiące przed śmiercią kupił motor marki Kawasaki Ninja, na którym spędzał każdą wolną chwilę. Była to jego nowa pasja. Dramat rozegrał się nocą 7 sierpnia 2000 roku. Tego dnia Konrad po zjedzeniu śniadania wybrał się na przejażdżkę motorem. Około południa dostał mandat za przekroczenie prędkości. Wrócił do domu, następnie samochodem ruszył w interesach. W międzyczasie był u babci, od której pożyczył 50 złotych na benzynę, obiecując, że odda wieczorem. Miał wybrać się po coś do Łodzi, ale – jak później ustalono – tam nie dotarł.

Około godz. 17 wrócił do domu i przesiadł się ponownie na motor. Pojechał nim do pobliskiego pubu „Vegas”. Około godziny 20.30 pożegnał się z kumplami, informując, że ma umówione spotkanie. W drodze do domu spotkał znajomych z osiedla i im również wspomniał o spotkaniu. Mama z okna rzuciła mu kluczyki do samochodu. Poinformował ją, że jedzie na spotkanie, a po nim planuje pojeździć na motorze. Około 22 na stacji benzynowej czekał na niego kolega, który dojechał tam rowerem. Jednoślad wsadził do samochodu i ruszyli przed dom kumpla.

Stamtąd Konrad już sam wybrał się na odludną ulicę Poloneza, gdzie go zamordowano. Został zabity strzałem w tył głowy. Sprawca musiał być mu dobrze znany, ponieważ nie umówiłby się w tym miejscu z kimś, do kogo nie miałby zaufania. Prawdopodobnie napastników było dwóch. Jeden odwrócił uwagę Konrada, a drugi w tym czasie strzelił. Policja przyjęła hipotezę, że „Catani” miał kupca na złoto. Wyraźnie spodziewał się gotówki tego dnia. Bandyci ukradli tylko złoto. Strzał został oddany od strony drzwi kierowcy. Wcześniej Konrad musiał wpuścić morderców do samochodu.

Kilkakrotnie zajmowałem się tą sprawą, ale po moich telewizyjnych i prasowych publikacjach nie napłynęły żadne sensowne informacje. Nie zebrała ich także przez lata policja.

Wiesz coś o tej zbrodni – kontakt: rzecznik.prasowy@ksp.policja.gov.pl 

2024-05-12

Michał Fajbusiewicz